Ruchy pozorne na lewicy

Ruchy pozorne na lewicy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szef SLD Leszek Miller (fot. Aleksander Majdanski / newspix.pl)Źródło:Newspix.pl
Po słabym wyniku Magdaleny Ogórek lider SLD Leszek Miller unika rozliczeń, mimo że stoi za największą klęską Sojuszu w historii.
Takie zachowanie tak irytuje doły partyjne, że organizacje terenowe przyjmują uchwały, w których żądają ustąpienia Millera ze stanowiska szefa partii. Na Facebooku na wewnętrznych forach środowisk lewicowych pojawił się profil „Leszek Miller musi odejść”.

Część działaczy uznała, że tylko zwołanie Kongresu Lewicy Polskiej, na którego czele stoi teraz Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD, jest szansą na odbicie się od dna osiągniętego po wyborach prezydenckich. Coraz częściej też słychać, że czas porzucić szyld SLD i rozpocząć budowę nowej formacji z udziałem wszystkich podmiotów na lewicy. I najlepiej, żeby w pierwszym szeregu takiego ugrupowania nie było Leszka Millera i Janusza Palikota.

Prawie identyczny plan ma lewica pozaparlamentarna, która w sobotę podpisała porozumienie o utworzeniu ugrupowania Wolność i Równość. Tam również można usłyszeć, że w tym porozumieniu zmieszczą się wszyscy, choć z drobnymi wyjątkami. – Nie zaprosimy ani Leszka Millera, ani Janusza Palikota – mówi Wojciech Filemonowicz, szef SDPL, jeden z inicjatorów WiR. – Ale za to wszyscy rozsądni ludzie z SLD mogą do nas przyjść.

Jednak zbieżność celów jest tylko pozorna, bo choć oba środowiska mówią o zjednoczeniu, to każde chce być inicjatorem nowego porozumienia. Dlatego w Sojuszu nie ma wielu chętnych, by dołączyć do WiR. Podobnie wśród działaczy Partii Zielonych.

Oznacza to, że mimo nawoływania do zjednoczenia i wrażenia, że na lewicy coś się dzieje, w rzeczywistości wszystko pozostaje bez zmian. Dwa ośrodki będą nadal ze sobą walczyć o to, kto ma zapraszać pozostałych do porozumienia, a skończy się dwiema listami w wyborach parlamentarnych i ostatecznym zejściem lewicy ze sceny politycznej.