Wstrząsające relacje pacjentów warszawskiego szpitala. „Przez 12 godzin wyła jak zwierzę”

Wstrząsające relacje pacjentów warszawskiego szpitala. „Przez 12 godzin wyła jak zwierzę”

Szpital, zdjęcie ilustracyjne
Szpital, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / hxdbzxy
Pacjenci SOR w Szpitalu Bielańskim spędzają tam nawet trzy doby. Niektórzy narzekają na porażające warunki, w jakich muszą przebywać. Dyrektorka szpitala odpowiedziała na zarzuty.

Dziennikarka warszawskiej „Gazety Wyborczej” rozmawiała z pacjentami i rodzinami pacjentów, którzy trafiali do SOR w Szpitalu Bielańskim. Ich relacje są wstrząsające.

Wstrząsające relacje pacjentów warszawskiego szpitala

Jedną z osób, które cytuje warszawska „Gazeta Wyborcza”, jest 47-letnia Hanna, która na SOR spędziła ponad dobę.

– Zgłosiłam się 1 stycznia z wodobrzuszem wywołanym przez raka wątroby, spędziłam na SOR-ze ponad dobę. Mam 47 lat. Na łóżkach obok były starsze pacjentki, jedna ze stomią, druga po 80., trzecia po 90. Leżały na płasko, nie mogły się ruszyć, nikt do nich nawet nie podszedł. Sama im po wodę chodziłam, ale w końcu pielęgniarka zamknęła drzwi do dyżurki, żebym się nie kręciła – relacjonuje pacjentka. – Zabieg ściągania wody z brzucha zrobiono mi na oddziale gastroenterologii. W trakcie wypiął się dren, procedura się przerwała. Wzywałam pielęgniarki, krzyczałam „pomocy”. Zareagował inny pacjent, podszedł do dyżurki. Odpowiedziały, że później podejdą – dodaje.

W artykule cytowana jest także Anna Hernik, której mąż w ciągu dwóch lat przed śmiercią dwukrotnie trafił na SOR Szpitala Bielańskiego. Mężczyzna chorował na glejaka wielopostaciowego. Mimo że wymiotował, tracił przytomność i miał objawy obrzęku mózgu, karetka odmówiła przewiezienia go do szpitala, więc pani Anna sama go zawiozła.

– Na SOR-ze mąż nie dostał łóżka. Siedział na taborecie, który skądś przytargałam. Ta przestrzeń jest kompletnie nieprzystosowana do ilości chorych, która przetacza się przez ten oddział – wskazuje kobieta. – Zrobiono mężowi badanie krwi i dość szybko rezonans i tomograf. W międzyczasie przywiozłam mu łóżko z innej części SOR-u. Mąż się położył, miał wodogłowie, przesunięte komory mózgu, to nieprawdopodobny ból. Na łóżku obok leżała kobieta z guzem mózgu. Przez 12 godzin z bólu wyła jak zwierzę – relacjonuje.

Po 12 godzinach oczekiwania na sali pojawił się neurochirurg, który ocenił, że mąż pani Anny nie kwalifikuje się do operacji i z ogromnym bólem, wymiotami i utratą świadomości chciał go wypisać do domu. W tym czasie pani Anna umówiła męża na prywatną operację w innej placówce, ale dowiedziała się, że mężczyzna musi przez 7 dni do zabiegu dostawać leki przeciwobrzękowe, bo umrze. W końcu lekarka z oddziału neurologii Szpitala Bielańskiego sama zgodziła się przetrzymać przez te dni mężczyznę na swoim oddziale i podawać mu leki.

„To była końcówka maja zeszłego roku, operacja odbyła się na początku czerwca. Mąż zmarł 25 stycznia, ale do listopada jeszcze normalnie funkcjonował, pracował. Szpital Bielański pochowałby go już w maju, bo przez wodogłowie mózg nasiąka płynem mózgowo-rdzeniowym jak gąbka. I zaczyna się śmierć w cierpieniu” – relacjonuje kobieta.

Czytaj też:
Anna Hernik: Codziennie pytam męża, czy on czuje, że zbliża się koniec

„SOR to jest inna rzeczywistość”

Mężczyzna drugi raz trafił na SOR Szpitala Bielańskiego trzy dni przed śmiercią, po tym, jak dostał ataku padaczki. – Tym razem mąż dostał łóżko, jak wyjęte z lat 80., pokryte ceratą, na to rzucony kawałek prześcieradła i dziurawy koc do przykrycia. Salowe mówiły, żebyśmy się cieszyli, że jest czymkolwiek przykryty, bo zazwyczaj takich rzeczy brakuje – relacjonuje pani Anna. – Obok stały dwa normalnie wyglądające łóżka z pościelą. Puste. Spytałam, dlaczego mąż musi leżeć na zdezelowanym. Usłyszałam, że przecież będzie kwalifikacja na oddział, więc nie będą go w kółko przerzucać. Chyba tej czystej pościeli było im szkoda – kontynuuje opowieść kobieta.

W czasie pięciu godzin kwalifikacji mężczyzna dwa razy niekontrolowanie oddał mocz.

– Mąż dwa razy się zasikał. Trzy razy prosiłam, by ktoś go przebrał i zmienił prześcieradło. Od lekarza z SOR usłyszałam, żebym mu głowy nie zawracała – relacjonuje kobieta. – Pamiętam historię sprzed kilku lat, gdy na SOR Bielańskiego mąż trafił z kolką nerkową. Leżał wtedy pod kroplówką w salce z osobą bezdomną. W pewnym momencie bezdomny wstał, zrobił kupę na środku sali i położył się z powrotem. Wchodziły salowe czy pielęgniarki, mówiły "o kur..." i zamykały drzwi. Za trzecim razem któraś otworzyła na oścież okno, mimo że był środek zimy. Zostawiła tak chorych i zatrzasnęła za sobą drzwi. To jest piękne podsumowanie SOR-u na Bielanach – dodaje.

Wskazuje też, że „nawet na oddziale neurologii w Bielańskim dano nam do zrozumienia, że SOR to jest inna rzeczywistość, szpital w szpitalu”. – Na neurologii mój mąż umierał w czteroosobowej sali, gdzie dostałam wyjątkowe pozwolenie, by przy nim być, siedząc na jakimś zydelku. Na neurologii w przeciwieństwie do SOR-u wszyscy z personelu byli bardzo empatyczni. Doceniam to – podkreśla.

Inni pacjenci cytowani w tekście wskazywali też, że na SOR spędzali nawet po trzy dni.

Dyrektorka szpitala: Nasz SOR jest najbardziej obłożony w Warszawie

Dziennikarka Gazety Wyborczej o komentarz poprosiła dyrektorkę Szpitala Bielańskiego dr Dorotę Gałczyńską-Zych.

– Warunki nie są tak komfortowe jak na innych oddziałach szpitalnych, ale w przypadku braku miejsc nie mamy wyjścia – wskazuje lekarka. – Nie oznacza to, że pacjenci leżą bez pomocy. Znajdują się tam 24 łóżka. To oddział, na którym przede wszystkim ratuje się życie, diagnozuje chorych, a w razie konieczności również podejmuje dalsze leczenie. Mimo natężenia pracy skargi na ten oddział są rzadkością, a zdarzają się również pochwały – przekonuje.

Dyrektorka szpitala zapewnia, że „personel reaguje zgodnie z oceną sytuacji i możliwościami”. – Niektóre zabiegi medyczne, np. podanie kroplówki, nie wymagają stałej obecności personelu, ale regularnego nadzoru. W przypadku pacjentki z wodobrzuszem wypięcie drenu nie stanowiło zagrożenia życia – wskazuje dr Gałczyńska-Zych. – 2 stycznia, gdy przebywała na naszym oddziale ratunkowym, opiekowaliśmy się w sumie 183 pacjentami. To ogromna liczba interwencji w ciągu doby, ale była również związana z okresem okołoświątecznym, który w szpitalach jest wyjątkowo intensywny. Nasz SOR również na co dzień jest najbardziej obłożonym oddziałem ratunkowym w Warszawie – podkreśla.

Dr Gałczyńska-Zych informuje, że w zeszłym roku przyjęli 48 tys. pacjentów. – To jak populacja niewielkiego miasta! Od lat przyjmujemy najwięcej karetek w całym mieście – wskazuje. – Rejony pogotowia nie są w Warszawie rozłożone proporcjonalnie i wymagają zmiany, zwłaszcza że populacja stolicy cały czas rośnie – dodaje.

Dyrektorka szpitala wskazuje na potrzebę systemowych zmian. – Ratownictwo medyczne funkcjonuje w całej Polsce według jednego systemu. A nie da się przyłożyć jednego rozwiązania do małych i dużych miast. Liczba szpitali w Warszawie jest taka sama jak 20 lat temu, ale populacja miasta znacząco wzrosła – podkreśla Gałczyńska-Zych. – Napór na nasz SOR jest ogromny. Przez to w Szpitalu Bielańskim mało kto chce pracować. Lekarze są zmęczeni, w szpitalu w małym ośrodku, gdzie pracy jest nieporównywalnie mniej, zarobki są podobne. Jesteśmy najbardziej obłożonym SOR-em nie tylko w Warszawie, ale w całym woj. mazowieckim – podsumowuje.

Czytaj też:
Fatalna pomyłka w krakowskim szpitalu. Pacjentka nie żyje
Czytaj też:
Zaatakował nożem ratownika, ostrze zatrzymało się na kamizelce. Sąd nie miał wątpliwości

Źródło: Gazeta Wyborcza