Nauka idzie w papier

Nauka idzie w papier

Dodano:   /  Zmieniono: 
Związkowcy z NSZZ „Solidarność” chcą, by prezydent zawetował ustawę reformującą szkolnictwo wyższe. Ich zdaniem ustawa tylko pogorszy stan polskiej oświaty. W pewnym sensie mają rację.
Dlaczego nasze uniwersytety i politechniki nie wychowują noblistów? Dlaczego każdy uzdolniony badacz czym prędzej ucieka za zachodnią granicę Polski? Co jest prawdziwą przyczyną tragicznej kondycji polskich szkół wyższych? Przedstawiciel rządu powie, że sposób zarządzania. Związkowiec zakrzyknie: „brak środków!". A osoba, której polityczne serce bije po lewej stronie będzie pomstować na szkodliwą konkurencję placówek niepublicznych. I każdy z nich będzie mieć częściowo rację.

Uniwersytety faktycznie nie są dobrze zarządzane. Nie potrafią wykorzystać potencjału intelektualnego, który drzemie w narodzie, nie tworzą warunków, marnotrawią środki. Jak temu zaradzić? W głowie rządowego funkcjonariusza zapala się w tym momencie lampka: „Eureka, trzeba zmienić przepisy! Ustawa! Ustawa wszystkiemu zaradzi! Tu się dokręci, tam się odkręci i będzie działać. A pieniądze? E tam - ustawa jest najważniejsza!".

Niestety uczelniom brakuje raczej pieniędzy niż kolejnych ustaw. Pieniędzy na oświatę jest zawsze za mało - edukacja to przecież rzecz bezcenna. Czy można jednak zrobić coś, by uczelnie nie narzekały na brak pieniędzy? "Dotacja! – zapala się związkowiec. – Dotacja i po sprawie. Załatwione. Ile? No, jak najwięcej! Tylko w ten sposób możemy konkurować ze światowymi uczelniami. I oczywiście należy obciąć finansowanie uczelniom niepublicznym".

Rzeczywiście uczelnie niepubliczne rozmnożyły się w Polsce niebywale - pod względem liczby takich placówek na głowę mieszkańca jesteśmy niechybnie w europejskiej czołówce. Niestety ich liczba jest odwrotnie proporcjonalna do ich jakości. I – o zgrozo! – kwiat naszej młodzieży często wybiera właśnie te uczelnie, omijając Uniwersytet Warszawski czy Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Pcimiu Dolnym szerokim łukiem. Jego intelekt cierpi, tak samo zresztą jak i jego portfel. Konkurencja, która zabija IQ? Nie może być. Jeśli państwowym uczelniom studentów odbierać mają kiepskie prywatne uczelnie – na pohybel konkurencji!

Problem w tym, że twierdzenie, iż na naszym rynku edukacyjnym istnieje jakakolwiek konkurencja, to samooszukiwanie się. W Polsce trudno w ogóle mówić o rynku usług edukacyjnych. Mamy jedynie uczelnie dotowane – państwowe i quasi-państwowe. O ich bycie decyduje urzędnik. One nie walczą ze sobą o studentów – o nie! – one walczą o wydarcie państwu jak największej kwoty dotacji. Walka ta zabiera pracownikom uczelni tyle energii, że na takie dodatkowe czynności jak np. kształcenie studentów po prostu brakuje im sił.

Czy z tej sytuacji jest jakieś dobre wyjście? Jest. Trzeba zakręcić kurek z państwowymi pieniędzmi i sprywatyzować wszystkie uczelnie. Dlaczego Jan z Oświęcimia ma finansować edukację Bartka z Włodawy? Nie lepiej i uczciwiej będzie, gdy każdy zapłaci za siebie? Prywatyzacja to jedyny sposób, by uczelnie były dobrze zarządzane, żeby nie miały problemów z budżetem i żeby konkurencja była dla nich czymś stymulującym, a nie destrukcyjnym. Polskiej edukacji potrzeba reformy radykalnej. Wprowadzanie kosmetycznych zmian w funkcjonowaniu systemu oświaty, czyli to co robi obecnie rząd, nic nie da. A nazywanie rządowych pomysłów reformą jest grubą przesadą. Łatwo się domyślić jaki jest cel takich zagrywek. Dla polityków takie "reformy" mają charakter osłonowy – osłaniają ich przed krytyką i pozwalają mówić: „Przecież coś robimy! Reformujemy!".

Zbliżające się wybory pozwalają sądzić, że produkcja różnego rodzaju ustaw osłonowych nabierze tempa, na czym niestety skorzysta tylko jeden wydział – a mianowicie wydział technologii drewna. Ktoś w końcu kiedyś będzie musiał te stosy ustaw przerobić na ekologiczny papier toaletowy.