Poszukiwanie polskiego gazowego eldorado

Poszukiwanie polskiego gazowego eldorado

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Wprost 
dy amerykańscy konsultanci z renomowanej firmy Wood MacKenzie ogłosili, że zasoby gazu niekonwencjonalnego w Polsce oceniają na 1,4 bln metrów sześciennych, w naszym kraju zapanowała euforia. Sęk w tym, że może się okazać, iż tego surowca mamy mniej, niż dziś się wydaje, albo że nie opłaca się go u nas wydobywać.
To, co się działo kilka miesięcy temu, kiedy specjaliści z Wood MacKenzie oraz Advanced Resources International upublicznili szacunki dotyczące zasobów gazu niekonwencjonalnego w Polsce, przerosło nawet entuzjazm, jaki ogarnął Polaków po odkryciu złoża ropy w Karlinie w latach 80. Dzięki niemu Polska miała się stać „drugim Kuwejtem". Wtedy jednak życie zweryfikowało te prognozy, z dużej chmury spadł mały deszcz. Karlińskie złoże okazało się bez porównania mniejsze, niż wcześniej przewidywano. Ta historia w pewnej mierze powtórzyła się w połowie lat 90., gdy trzy amerykańskie koncerny paliwowe, Texaco, Amoco i McCormick, postanowiły wydobywać metan z polskich złóż węgla kamiennego. Założyły, że skoro w Stanach Zjednoczonych wydobycie gazu z pokładów węgla staje się świetnym i bardzo szybko rozwijającym się biznesem, to tak samo powinno być w Polsce. Tym bardziej że naukowcy potwierdzali, iż tego typu złoża metanu w Polsce są obfite. Ich zasoby – według Akademii Górniczo-Hutniczej – mogą sięgać nawet 350 mld m³. Dla porównania: dzisiejsze zużycie gazu w naszym kraju to mniej więcej 14 mld m³. Metan z polskiego węgla mógłby więc pokrywać nasze zapotrzebowanie na błękitne paliwo aż przez ćwierć wieku. Gdy jednak Amerykanie wydali już u nas fortunę na wiercenia, okazało się, że polskie pokłady węgla mają inną strukturę niż amerykańskie. Jest w nich mniej szczelin, w których gromadzi się gaz. Na dodatek są twardsze i zbite. To zaś oznaczało, że do wydobycia metanu potrzebna byłaby cała masa odwiertów, a to z kolei czyniłoby całe przedsięwzięcie nieopłacalnym. W rezultacie Texaco, Amoco i McCormick zarzuciły swe ówczesne plany związane z Polską. Parę innych firm wprawdzie zaczęło w naszym kraju wydobywać metan z węgla, ale robiły to i nadal robią na małą skalę.

Łupkowe eldorado

Wielu już jednak roztacza wizje gazowego eldorado w Polsce, które pozwoliłoby nam się uniezależnić od gazu z Rosji, a nawet zarabiać krocie na eksporcie błękitnego paliwa. Argumentują, że skoro mamy łupki, to nie musimy się już wiązać dłuższym kontraktem z Rosją. Prawda jest jednak taka, że jeśli gaz niekonwencjonalny, w tym łupkowy, występuje u nas w dużych ilościach i będzie opłacało się go eksploatować, to wydobycie na wielką skalę ruszy nie wcześniej niż za 10 lat. Na razie w Polsce nie odkryto ani jednego złoża gazu niekonwencjonalnego, przed wakacjami ruszyły dopiero pierwsze wiercenia poszukiwawcze. O faktycznych zasobach tego paliwa w naszym kraju nic więc jeszcze nie wiadomo i gazowe eldorado może się okazać wielkim mirażem. Szacunki specjalistów z Wood MacKenzie oraz Advanced Resources International są obarczone bardzo dużym ryzykiem błędu. Były bowiem oparte na założeniu, że skoro Polska i USA mają na pewnej głębokości podobną budowę geologiczną, to u nas powinno być tyle gazu łupkowego co tam. Amerykańscy eksperci policzyli, ile w amerykańskich potwierdzonych już złożach przypada gazu łupkowego na kilometr kwadratowy. Potem na tej podstawie, biorąc pod uwagę tereny w Polsce, na których może występować gaz niekonwencjonalny, oszacowali wielkość naszych zasobów. Nie mogli inaczej, bo nikt nie badał, czy mamy złoża gazu łupkowego, a jeśli tak, to jak duże. Nie wspominając już o odpowiedzi na pytanie, czy będzie się opłacać go wydobywać.

Kolejka po koncesje

Na szczęście na tę odpowiedź nie będziemy bardzo długo czekać i już za dwa, trzy lata powinno być wiadomo, czy Polska może się stać gazowym eldorado. Po koncesje na poszukiwanie tego surowca w Polsce ustawiła się kolejka firm z całego świata, a wśród nich takie giganty jak największy koncern paliwowy świata Exxon Mobil. Resort środowiska wydał już 70 pozwoleń na poszukiwania gazu niekonwencjonalnego. Najwięcej, bo aż 13, dostał dotychczas krajowy koncern Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo i już stara się on o dwie kolejne koncesje. – To, że tyle firm będzie szukać w Polsce gazu łupkowego, jest dla naszego kraju korzystne – mówi Andrzej Maksym, dyrektor Biura Poszukiwań w PGNiG. – Dzięki temu tereny, na których może występować gaz łupkowy, zostaną szybciej przebadane. Szybciej też będzie można zacząć wydobycie, jeśli okaże się, że mamy duże złoża, i to opłacalne w eksploatacji.

Polska to nie Ameryka

Nie można jednak zapominać, że struktura geologiczna „terenów łupkowych" w Polsce jest nieco inna niż w Stanach Zjednoczonych, które na razie jako jedyne wydobywają ten gaz na dużą skalę. Obiecujące skały łupkowe w Europie zalegają często na większych głębokościach niż w USA, co oznacza większe koszty wierceń. To m.in. dlatego eksperci podkreślają, że to, czy w Polsce powstanie gazowe eldorado, zależy głównie od warunków geologicznych.

Ponadto podczas poszukiwań i wydobycia gazu łupkowego trzeba robić wielokrotnie więcej odwiertów niż w wypadku konwencjonalnego rodzaju tego surowca. Przy dużym złożu trzeba wykonać setki otworów wiertniczych. Na początku eksploatacji robi się tzw. zabieg szczelinowania złoża, czyli rozsadzania skał, w których zalega gaz. Do tych prac potrzeba dużo sprzętu, który może zająć nawet hektar gruntu wokół odwiertu. W polskich warunkach, przy dużo gęstszym niż w USA zaludnieniu, rozdrobnieniu gruntów rolnych i prawie pozwalającym nawet jednej osobie zablokować inwestycję, może to utrudniać wydobycie.

Kolejna bariera to bardzo restrykcyjne w Polsce przepisy ochrony środowiska oraz duża liczba chronionych obszarów przyrodniczych. Wydobycie gazu niekonwencjonalnego będzie musiało być poprzedzone uciążliwymi i czasochłonnymi procedurami ekologicznymi, a przede wszystkim wydaniem decyzji środowiskowej. Nasze Ministerstwo Środowiska sugeruje, że taka decyzja powinna być wydawana też dla samego zabiegu szczelinowania złoża. Gdyby przyjęto takie rozwiązanie, inwestycje w gaz niekonwencjonalny stałyby się u nas drogą przez mękę. Tym bardziej że możliwe są protesty mieszkańców i sprzeciw lokalnych władz samorządowych. Na dodatek do wydobywania gazu niekonwencjonalnego potrzebne są bardzo duże ilości wody, więc nie można tego robić wszędzie.

Drogie łupki

Kolejną, bardzo poważną przeszkodą są wysokie koszty inwestycyjne. Nakłady na wiercenia otworów poszukiwawczych i eksploatacyjnych są dużo wyższe w Europie niż w USA. Między innymi dlatego, że na naszym kontynencie jest dużo mniej sprzętu wiertniczego. Według amerykańskiej firmy serwisowej Baker Hughes wiosną tego roku w Europie było 88 aktywnych urządzeń wiertniczych, z czego 46 wykonywało prace na lądzie, a pozostałe na morzu. W tym samym czasie w USA pracowało ponad 1500 takich urządzeń. Szacuje się, że w Polsce jest ich obecnie tylko 27. To za mało, żeby rozpocząć wydobycie gazu łupkowego na większą skalę. Sprowadzanie sprzętu do wierceń z innych kontynentów byłoby trudne i czasochłonne, bo musiałby on być najpierw dostosowany do europejskich norm i według nich certyfikowany.

Trudno wyliczyć opłacalność inwestycji w gaz niekonwencjonalny w Polsce. Nie tylko dlatego, że nie znamy wielkości złóż. Równie ważne jest to, że nie wiadomo, jak będą się kształtować ceny gazu w przyszłości. Z tych powodów każda firma szukająca tego typu gazu w Polsce na razie inwestuje w to dość ostrożnie i stopniowo, zaczynając od pojedynczych odwiertów. Bierze bowiem pod uwagę poważne ryzyko związane z tymi projektami. Na przykład PGNiG prowadzi obok inwestycji w łupki projekty poszukiwania gazu konwencjonalnego.

Poza PGNiG SA inną polską firmą, która poważnie myśli o pozyskiwaniu gazu niekonwencjonalnego, jest PKN Orlen. Koncern ma pięć koncesji na poszukiwania w okolicach Lublina o łącznej powierzchni 4728 km2, z czego obszar o dużym potencjale w zakresie gazu łupkowego obejmuje 1200 km2. Dobiega końca drugi etap prac badawczo-geologicznych, który pozwoli na ocenę potencjału złóż i wpływu wydobycia gazu z łupków na otoczenie.

Jeśli szacunki amerykańskich konsultantów dotyczące naszych łupków się potwierdzą, Polska powinna się stać samowystarczalna energetycznie. Zamiast importować gaz, będzie mogła go eksportować. Polskie firmy, takie jak PGNiG czy Orlen, które rozpoczną wydobycie tego surowca, będą mieć ogromną szansę na to, by stać się wielkimi, międzynarodowymi koncernami paliwowo- energetycznymi. Wiele innych krajowych spółek rozrośnie się dzięki zleceniom związanym z poszukiwaniami i eksploatacją łupków. Cała branża będzie mogła zatrudniać kilkadziesiąt tysięcy osób. „Tereny łupkowe" w Polsce przecinają w dużej mierze dość biedne obszary rolnicze, które dzięki gazowi łupkowemu stałyby się zamożniejszą częścią Polski, nie tylko ze względu na setki nowych i dobrze opłacanych miejsc pracy. Według polskiego prawa opłata eksploatacyjna z wydobycia kopalin częściowo trafia do kas samorządów i tak byłoby też w wypadku gazu łupkowego. Do pól wydobywczych trzeba budować drogi, co oznacza, że wiele gmin miałoby lepszą niż dziś infrastrukturę drogową. Przybyłoby też mnóstwo gazociągów.

Nie musielibyśmy się martwić o negatywny wpływ walki z ociepleniem klimatu na polską gospodarkę. Obecna unijna polityka energetyczno- klimatyczna, wprowadzająca stopniowo opłaty za emisję gazów cieplarnianych, grozi nam drastycznymi podwyżkami cen energii. Głównie ze względu na to, że w Polsce prąd produkuje się przede wszystkim z węgla i towarzyszy temu ogromna emisja CO2. Przy produkcji energii elektrycznej z gazu tę emisję można by zmniejszyć nawet dwukrotnie.

A co, gdy się okaże, że łupkowe eldorado w Polsce to miraż? Tragedii nie będzie. Zapotrzebowanie na gaz w Polsce stale rośnie i szacuje się, że za 20 lat może wzrosnąć z obecnych ok. 14 mld m³ rocznie do 20 mld m³. To nie musi jednak oznaczać rosnącego uzależnienia energetycznego od Rosji. Polska buduje w Świnoujściu gazoport, dzięki któremu będziemy mogli importować duże ilości gazu z innych krajów, np. z Kataru, z którym podpisaliśmy wieloletni kontrakt na dostawy. PGNiG inwestuje duże środki w wydobycie gazu za granicą, na przykład w Norwegii, i buduje za miliardy złotych olbrzymie magazyny gazu. PGNiG przymierza się też do budowy nowych gazociągów transgranicznych, które umożliwią nam sprowadzanie gazu z innych państw niż Rosja. Według strategii tego koncernu za kilka lat import z Rosji będzie stanowił tylko 40 proc. krajowego zużycia (dziś to 68 proc.). 30 proc. ma pochodzić z krajowych złóż, a resztę będziemy importować z innych krajów. To realne plany. Niezależnie więc od powodzenia poszukiwań gazu łupkowego w Polsce, nasze bezpieczeństwo energetyczne nie będzie zagrożone.