Platforma zwycięska, ale bez atu

Platforma zwycięska, ale bez atu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wybory, wybory i po wyborach. Po dramatycznej kampanii, pełnej zwrotów akcji, czas na podsumowanie zysków. Wszystkie partie ogłosiły zwycięstwo. Zwycięska okazała się też demokracja - bo frekwencja, mimo obaw malkontentów, nie była taka zła. Skoro wszyscy możemy poszczycić się zwycięstwem, kto poniósł porażkę? Otóż największym przegranym tych wyborów okazała się... Platforma Obywatelska.
Z wyniku wyborczego, oprócz majora Fydrycha (tego od Krasnoludków), najbardziej cieszyli się przedstawiciele PO, którzy mogą się poszczycić największą liczbą procentów. Na drugim miejscu uplasowało się PiS. Potem ex aequo SLD i PSL. Wszystkie partie wyraziły swoje zadowolenie z wyniku wyborów. SLD - bo poprawił wynik i "nastawia się na trójskok". PSL, bo „okazał się ważnym partnerem w koalicji". PiS, bo "jest nadal najsilniejszą partią opozycyjną". Wreszcie PO, bo „Polska wybrała akceptację dla trzech lat rządów Donalda Tuska". Z tej czwórki największy sukces odniosło Prawo i Sprawiedliwość. Sukces tej partii polega na tym, że… nie było tak źle, jak być powinno.

Jak wyglądało PiS w czasie kampanii samorządowej? Katastrofalnie. Wizerunek PiS na stałe związał się z wizerunkiem Jarosława Kaczyńskiego. PiS oskarżany był o to, że jest partią wodzowską, ukrywającą swoje prawdziwe struktury (a więc nielegalną), wręcz faszyzującą. Ogłoszono nawet jego rozpad. Odejście wielu czołowych działaczy miało być gwoździem do PiS-owskiej trumny. Ale trumna okazuje się dla prezesa i jego partii za ciasna.

Największy błąd, jaki popełniły PO i SLD, polegał na tym, że pogodzili się z przedwczesną śmiercią PiS. Szczególnie PO chciała myśleć, że nie posiada już żadnej konkurencji. Premier Tusk przyznał nawet, że „nie ma już z kim przegrać". Jeśli nie ma z kim przegrać, to nie róbmy już polityki – kontynuował tę myśl premier na wyborczych plakatach.

Jednak ku zaskoczeniu pracowników ośrodków badania opinii publicznej, znawców sceny politycznej, złośliwców, showbiznesowych błaznów, analityków – okazało się że wyniki wyborów nie zależą wyłącznie od poparcia medialnego, aktywności buldogów partyjnych, działań marketingowych, czystych, lśniących zębów polityków i photoshopa. Wyniki zależą w głównej mierze od wyborców. Ta myśl powinna przyświecać wszystkim partiom przed kolejnymi wyborami.

Wybory samorządowe, które nie zabiły PiS ukazały jednocześnie efemeryczność elektoratu Platformy. Wystarczy, że pojawi się realna kontrpropozycja – i już partia Donalda Tuska traci. Dziś taką siłą okazały się komitety lokalne, które sprzątnęły Platformie sprzed nosa wiele politycznych fruktów. Siła PO budowana była na niechęci do PiS, do komunistycznej spuścizny SLD czy rustykalności PSL. PO zdawała się krzyczeć: „jeśli nie chcecie by rządzili Wami neofaszyści, młodzi komuniści, albo chłopi - głosujcie na nas!" Tymczasem społeczeństwo pokazało partii Donalda Tuska żółtą kartkę. W rezultacie dziś najpotężniejszą partią jest… PiS, gdyż to właśnie ta partia posiada stabilny i zaufany żelazny elektorat. Chociaż formalnie nic się nie zmieniło i to PO dzierży w ręku wszystkie karty (parlament, rząd, prezydent, sejmiki wojewódzkie), PiS posiada atu, czyli solidne zaplecze wyborcze. I chociaż wciąż nie można wykluczyć, że po kolejnych czystkach w PiS w partii zostaną tylko Jarosław Kaczyński i Mariusz Błaszczak, to nie można również odrzucić scenariusza, w którym wierny elektorat znów wyniesie PiS do władzy.

Czyje karty okażą się silniejsze? Dowiemy się zapewne już niebawem.