Premier: 35 proc.? Dobrze, że chociaż tyle

Premier: 35 proc.? Dobrze, że chociaż tyle

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cieszę się, że zrobiliśmy chociaż tyle - w ten sposób premier Donald Tusk skomentował przyjęcie w piątek ustawy, która przewiduje, że nie mniej niż 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn musi znaleźć się na liście wyborczej, żeby została zarejestrowana.
Tusk ocenił, że spór o parytety ma głębokie podłoże ideowe. Jak zauważył, również w  Platformie są różne głosy i opinie w tej sprawie, a posłowie PO różnie głosowali nad projektem ustawy wprowadzającej parytety. Premier zapewnił, że gdyby to zależało od niego, głosowałby za 50 proc. parytetem i - jak mówił - "problem byłby z głowy".

- To nie jest tylko poprawność polityczna, mówimy o parytecie dla obu płci, tzn. minimum 35 proc. mężczyzn lub kobiet - ta przewaga jednej płci na danej liście nie  może być większa niż 65 proc. To i tak jest naprawdę duża rzecz, biorąc pod uwagę atmosferę wokół parytetów jeszcze dwa lata temu. To, co stało się dzisiaj, wydawało się zupełnie niemożliwe jeszcze dwa lata temu. Cieszę się, że udało się to przeprowadzić, jestem zdeklarowanym rzecznikiem parytetów - powiedział szef rządu.

Tusk powiedział, że rozmawiał wielokrotnie ze środowiskami inicjującymi projekt wprowadzający parytety i - jego zdaniem - te  środowiska uznają, że przyjęte przez Sejm regulacje są obecnie satysfakcjonujące. - Więc może lepiej nie ruszać tego, co się - Bogu dzięki - udało - zaznaczył. Premier poinformował też, że jest zwolennikiem wewnętrznych regulacji w Platformie, które zakładają, że na listach wyborczych PO (na tzw. miejscach biorących) kobiet jest więcej niż 35 proc.

Przyjęta w piątek przez Sejm ustawa ma zwiększyć udział kobiet w  polityce. Projekt ustawy - pierwotnie wprowadzającej parytety, czyli równy udział kobiet i mężczyzn, na  listach wyborczych - był obywatelską inicjatywą zgłoszoną przez Kongres Kobiet. W toku prac parlamentarnych przyjęto poprawkę zamieniającą parytet na 35-procentową kwotę.

zew, PAP