Rosyjska prawda o Smoleńsku

Rosyjska prawda o Smoleńsku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Raport komisji generał Tatiany Anodiny powinien być ostatnim – przed przedstawieniem ustaleń tamtejszej prokuratury - oficjalnym wystąpieniem strony rosyjskiej w sprawie katastrofy smoleńskiej. Stało się jednak inaczej – 17 lutego byliśmy świadkami dziwnej konferencji z udziałem rosyjskich ekspertów. Konferencja była dziwna nie tylko dlatego, że eksperci wyjaśniali iż „nawet gdyby na wieży w Smoleńsku siedział szympans” nie można byłoby uznać tego za przyczynę katastrofy. Dziwne było to, że trzej zaproszeni specjaliści byli członkami komisji technicznej MAK-u i wszystko, co mieli do przekazania, zostało przekazane w styczniu.
Rosyjscy specjaliści, piloci i inżynierowie winą za katastrofę obarczyli wyłącznie stronę polską. Błędy miały być popełniane niemal na każdym etapie. Nieznajomość lotniska, brak wiedzy na temat oficjalnej prognozy pogody, nieznajomość procedur, presja psychiczna wywierana na kpt. Protasiuka przez generała Błasika – to, zdaniem rosyjskich ekspertów doprowadziło do katastrofy. Zachowanie rosyjskich kontrolerów nie miało tu nic do rzeczy – przekonują Rosjanie. Patrząc z perspektywy Moskwy – przekaz nie mógł być inny.

Polacy po publikacji raportu MAK oburzali się, że polskie uwagi do dokumentu nie zostały przez MAK uwzględnione. Niemal nikt nie zauważył jednak, że mimo wszystko zostały przez Rosjan przedstawione, jako swoisty protokół rozbieżności. To że, podobnie jak dziś, nie znalazły się w nim uwagi o pracy rosyjskich kontrolerów lotu, nie oznacza, że nie znajdą się one w polskim raporcie, a także że oskarżeń wobec rosyjskich oficerów nie wysunie polska prokuratura. O tym również nie można zapominać.

Po konferencji z udziałem rosyjskich ekspertów scenariusz się powtórzył – znów słychać oskarżenia, że konferencja była jednostronna, nie oddająca całej prawdy o przebiegu wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Z faktami i argumentami strony rosyjskiej dyskutować się jednak nie da. To nie Rosjanie organizowali lot, nie oni odpowiadali za szkolenie załogi, za polskie procedury, za bałagan i polskie "jakoś to będzie". Rosjanie mogą współodpowiadać jedynie za ostatnie kilkanaście minut lotu. Nie zamierzają jednak "podkładać" się polskiej stronie, w imię poprawy polsko-rosyjskich relacji. Katastrofa rozpoczęła się bowiem w Polsce, a upadek Tu-154M był tylko zwieńczeniem polskich błędów.

Agencja RIA Novosti, organizator konferencji z 17 lutego, niewątpliwie kierowała się względami politycznymi. Rosjanie chcieli po prostu uprzedzić konferencję polskich prokuratorów, po powrocie z Moskwy. Miało to być czymś w rodzaju uderzenia wyprzedzającego, o czym świadczy położenie nacisku na to, że rosyjscy kontrolerzy nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku, a polski samolot powinien mieć na pokładzie rosyjskiego lidera. To wyraźny sygnał dla nas: Rosjanie nie zamierzają się podzielić ani odpowiedzialności prawną, ani polityczną za katastrofę polskiego samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Czy jednak powinniśmy się temu dziwić?