Podejrzane pisma dla Białorusinów w Polsce. Ślad wiedzie do Niemiec

Podejrzane pisma dla Białorusinów w Polsce. Ślad wiedzie do Niemiec

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zdjęcie ilustracyjne
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zdjęcie ilustracyjne Źródło: ABW
Białorusini mieszkający w Polsce stali się celem zorganizowanej kampanii dezinformacyjnej. Do co najmniej dwóch osób – jednej w Gdańsku, drugiej w Warszawie – trafiły rzekome oficjalne listy, podpisane nazwiskiem zastępcy szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), nakazujące im opuszczenie Polski w ciągu dziesięciu dni pod groźbą deportacji.

ABW stanowczo zdementowała autentyczność dokumentów, nazywając całą sprawę „działaniem dezinformacyjnym”. Trop listów prowadzi do Niemiec, a skala działań wskazuje na przemyślaną próbę destabilizacji środowisk migracyjnych.

Groźba deportacji i "nielegalna działalność" – tak brzmi fałszywa narracja

Listy, które otrzymali Białorusini, zawierały groźby związane z rzekomą „nielegalną działalnością” na terytorium Polski. Adresatom wyznaczono 10 dni na dobrowolne opuszczenie kraju. W przeciwnym razie miała ich czekać deportacja. Pisma nadawały korespondencji pozory urzędowego charakteru. Działanie osiągnęło zamierzony efekt, wzbudzając wśród migrantów strach i niepewność.

Pisma były podpisane nazwiskiem zastępcy szefa ABW i zawierały nieaktualne odesłania do przepisów prawnych. Białoruska telewizja Biełsat, która jako pierwsza nagłośniła sprawę, zwróciła się do ABW z prośbą o weryfikację autentyczności dokumentów. Służba odpowiedziała jednoznacznie:

„Żaden z ujawnionych listów nie ma cech pisma urzędowego, a dodatkowo zawierają one odesłania do nieobowiązujących przepisów”.

ABW uspokaja: to dezinformacja, nie urzędowa decyzja

Biuro prasowe ABW poinformowało, że do adresatów listów zgłosili się funkcjonariusze służb. Przekazali oni, że pisma są fałszywe, a działania tego typu nie należą do kompetencji polskich służb specjalnych. „Wysyłanie podobnych korespondencji nie leży w kompetencji służb specjalnych” – poinformowało ABW, dodając, że cała akcja ma najprawdopodobniej charakter dezinformacyjny i jej celem może być „wywołanie niepokoju społecznego”.

Polskie władze podejrzewają, że listy mogą być formą psychologicznej presji wobec uchodźców politycznych, mającą na celu zasianie niepokoju.

Niemiecki ślad i zagrożenie dla białoruskiej diaspory

Najbardziej niepokojące są ustalenia dotyczące pochodzenia listów. Biełsat informuje, że obydwa zostały nadane z Niemiec w dniu 14 maja. Choć pisma nie zawierały danych nadawcy, ślad może wskazywać na próbę przeprowadzenia zorganizowanej akcji dezinformacyjnej z terytorium innego państwa Unii Europejskiej. Wśród podejrzanych nie wyklucza się siatek agenturalnych służących interesom Mińska lub Moskwy.

Adresaci listów to osoby prowadzące działalność gospodarczą w Polsce. Istnieje podejrzenie, że ich dane zostały pozyskane z publicznie dostępnych źródeł w internecie.

Litwa ostrzegała już wcześniej przed podobnymi incydentami

Przypadek Polski nie jest odosobniony. Jak przypomina Biełsat, „Litewskie MSW nazwało tę akcję 'dezinformacją i próbą zasiania paniki'. Podkreśliło też, że o takich sprawach nie informuje się przez telefon”. Sytuacja z początku 2024 roku, w której migranci białoruscy na Litwie byli ofiarami fałszywych telefonów, ma podobny schemat – podawanie się za urzędników państwowych, komunikowanie fałszywych decyzji deportacyjnych i próby zastraszenia ofiar.

Czytaj też:
Taki majątek ma Karol Nawrocki. Jedna rzecz zwraca uwagę
Czytaj też:
Znikające głosy i inne „cudy nad urną”. Rzecznik PKW zabrał głos