Dziennikarz Republiki z zarzutami. Stacja zaczęła pokazywać „paski grozy”

Dziennikarz Republiki z zarzutami. Stacja zaczęła pokazywać „paski grozy”

Adrian Klarenbach w Telewizji Republika
Adrian Klarenbach w Telewizji Republika Źródło: YouTube / Telewizja Republika
Dziennikarz Telewizji Republika Adrian Klarenbach potwierdził publicznie, że usłyszał zarzuty w śledztwie dotyczącym Collegium Humanum. Po jego słowach widzowie tej stacji na ekranach odbiorników mogli czytać tzw. „paski grozy” – charakterystyczne, zjadliwe komentarze, które przywołały wspomnienia z czasów, gdy media publiczne były sterowane przez obóz Prawa i Sprawiedliwości - informuje Wirtualna Polska.

Pojawiły się m.in. hasła o tym, że: „Bodnarowcy prześladują dziennikarza Republiki Adriana Klarenbacha” oraz dziennikarz Adrian Klarenbach jest „na celowniku prokuratury Tuska”.

Klarenbach nie ukrywał, że postawiono mu zarzuty. Sprawa ma związek z szeroko zakrojonym śledztwem prowadzonym przez prokuraturę w sprawie Collegium Humanum. W swoim programie emitowanym na żywo dziennikarz oznajmił.

– Na zaproszenie prokuratora odpowiadać trzeba. Byłem, stawiłem się, zarzuty usłyszałem. Kawy nie dostałem, wyjaśnienia złożyłem. Nie zemdlałem. To tak, żebyście państwo wiedzieli. Wszystkim tym, którzy mnie wspierali wczoraj, bardzo serdecznie dziękuję. O dalsze wsparcie proszę.

Choć ton jego wypowiedzi sugerował dystans i pewną dozę ironii, Klarenbach nie zaprzeczył postawieniu zarzutów i od początku próbował przedstawić sytuację jako przejaw politycznego nękania dziennikarzy niezależnych od obecnej władzy.

Telewizja Republika odpowiada „paskami grozy”

Telewizja Republika podjęła narrację, emitując wspomniane paski, które sugerowały, że prokuratura działa z polecenia ministra sprawiedliwości Adama Bodnara oraz premiera Donalda Tuska, a cała sprawa ma charakter polityczny.

Sam Klarenbach nie rozwodził się nad szczegółami zarzutów. Więcej światła na sprawę rzucił dziennikarz Marcin Torz z Wrocławia, który od miesięcy śledzi kulisy afery Collegium Humanum. Na swoich profilach społecznościowych napisał:
„Śledczy twierdzą, że uzyskał dyplom bez chodzenia na zajęcia, AK uważa, że nigdy nawet nie widział tego dokumentu, a tym bardziej nigdy z niego nie korzystał”.

To kluczowy wątek, który może rozstrzygnąć o winie lub niewinności Klarenbacha. Jeśli rzeczywiście nie odbierał dokumentu ani się nim nie posługiwał, a jedynie figurował na liście absolwentów uczelni – jego linia obrony może okazać się skuteczna. Jednak zarzuty sugerują, że doszło do formalnego zakończenia kształcenia i uzyskania dyplomu bez wymaganej edukacji.

72 osoby z zarzutami

Śledztwo dotyczące Collegium Humanum rozrosło się do imponujących rozmiarów. Prokuratura postawiła łącznie 372 zarzuty wobec 72 osób. Obejmują one nie tylko dziennikarzy, ale także polityków, urzędników, a nawet członków zarządów spółek Skarbu Państwa. Wśród nich znajdują się osoby, które piastowały funkcje publiczne lub pełniły role decyzyjne w państwowych strukturach.

Uczelnia, której główna siedziba mieściła się w Warszawie, rozpoczęła działalność w 2018 roku. Zyskała rozgłos dzięki przyspieszonym kursom MBA, które oferowano często w uproszczonym trybie. Programy kierowane były głównie do osób publicznych, menedżerów i samorządowców, którym zależało na szybkim podniesieniu kwalifikacji – przynajmniej w oczach opinii publicznej.

Fałszywe certyfikaty i podejrzane powiązania

W ramach procederu dyplomy miały być wystawiane bez rzeczywistego uczestnictwa w zajęciach, a ich autentyczność potwierdzały rzekomo zagraniczne uczelnie, które jednak nie miały żadnych uprawnień do ich wydawania. To właśnie ten mechanizm stał się osią postępowania prowadzonego przez prokuraturę. Dochodzenie wykazało, że Collegium Humanum funkcjonowało jak maszynka do produkcji dyplomów, które mogły otwierać drzwi do kariery politycznej, awansów czy prestiżowych stanowisk w instytucjach publicznych.

Nieoficjalnie mówi się o tym, że dyplomy Collegium Humanum znajdowały się w aktach personalnych niektórych urzędników i menedżerów państwowych firm. Śledczy próbują ustalić, na ile te dokumenty wpływały na decyzje kadrowe i czy były wykorzystywane do zdobycia zatrudnienia lub podniesienia wynagrodzenia.

Uczelnia pod lupą

Collegium Humanum od początku budziło kontrowersje. Choć działało jako prywatna uczelnia wyższa, oferowało wiele kierunków w trybie niestacjonarnym i zaocznym, kusząc atrakcyjnymi cenami oraz szybkością zdobycia tytułów. Szczególnie popularne były programy MBA, które w Polsce mogą być traktowane jako dodatkowe kwalifikacje menedżerskie, zwłaszcza w sektorze publicznym.

Co więcej, wiele osób związanych z uczelnią posiadało lub utrzymywało kontakty z wpływowymi politykami, co mogło przyczynić się do rozwoju uczelni i zapewnienia jej pewnej „ochrony” przed organami nadzoru akademickiego. Dopiero zmiana polityczna i wzmożone działania organów ścigania doprowadziły do ujawnienia rozległej sieci powiązań i nieprawidłowości.

Czytaj też:
Znany dziennikarz TV Republika z zarzutami. Tak zareagował
Czytaj też:
Andrzej Duda wściekły na Macieja Świrskiego. „Blokuje prace KRRiT”

Źródło: Telewizja Republika / PAP/Wirtualne Media