Prawo do oburzenia

Prawo do oburzenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosława Kaczyńskiego można nie lubić. PiS-u można nie popierać. Trudno jednak mu odmówić prawa do publicznej krytyki sędziny Alicji Fronczyk, która wydała głośny wyrok w sprawie spotu wyborczego PiS. Trudno również zrozumieć oburzenie warszawskich sędziów wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego.
W Polsce, nie wiedzieć czemu, przyjęła się niepisana zasada, że wyroków sądowych się nie komentuje. Dlatego przez lata mało kto ośmielił się skrytykować ewidentnie absurdalne wyroki, jak choćby słynne orzeczenie o "pomroczności jasnej" u kierowcy, który okazał się synem prezydenta czy kompromitujące orzeczenia lustracyjne, uwalniające od zarzutu współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w przypadku Mariana Jurczyka. Jurczyka sąd w majestacie prawa oczyścił z podejrzeń o współpracę z SB, choć posiadał jego zobowiązanie i pokwitowania przyjęcia pieniędzy od oficera SB.

Sąd feruje wyroki w imieniu III RP i jak każda inna instytucja publiczna w III RP powinien podlegać publicznej ocenie i publicznej krytyce. A sędziowie, którzy wydają wyroki wbrew prawdzie i elementarnej logice, powinni liczyć się z krytyką i publicznym napiętnowaniem. Brak tej krytyki prowadzi prostą drogą do demoralizacji sądów.
 
Nie popieram PiS, ale zgadzam się z jego prezesem, że wyrok sądu w sprawie spotu był niesprawiedliwy. PiS miał prawo do interpretacji zdarzeń, do skrótów myślowych. Miał prawo użyć pod adresem politycznych przeciwników słów ostrych, tak samo jak PO czy SLD używały słów ostrych wobec PiSu (choćby w wystąpieniach Janusza Palikota). Wyrok sądu odbieram jako próbę zamknięcia ust, jako akt godzący w wolność słowa. Tymczasem PiS, chcąc nie chcąc, podporządkował się wyrokowi. Prezes PiS wyraził jedynie publicznie swoje oburzenie. A do tego miał już prawo. Nie rozumiem więc oburzenia warszawskich sędziów. Czyżby byli przeciwnikami prawa do wolności wypowiedzi?