Aleksander Bentkowski, który był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego podkreślił, że jego wiceministrami byli ludzie z poprzedniej władzy, ale postanowił ich nie wymieniać, bo - tak jak wielu im podobnych w tamtym czasie - pracowali z wielkim zaangażowaniem dla dobra kraju. - Takie podstawowe ustawy jak o ustroju sądów, czy Krajowej Radzie Sądownictwa, uchwalało się w miesiąc-dwa. Myśmy w Sejmie nie mieli wtedy praktycznie opozycji. To był ostatni taki czas - mówił.
W opinii Jana Piątkowskiego, który był ministrem w rządzie Hanny Suchockiej, jego wielkim sukcesem było przeniesienie śledztwa w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu z grudnia 1970 r. z prokuratury wojskowej do prokuratury powszechnej, co spowodowało, że może dziś się toczyć proces przeciwko gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu i innym oskarżonym w tej sprawie. - Podejmowałem decyzje, za które byłem krytykowany przez własną partię. Premier Suchocka zażądała mojej dymisji po tym, jak poleciłem wszcząć polskie śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej - mówił, wspominając, że Suchocka zarzucała mu, iż podjął taką decyzję nie informując o niej ani MSZ ani jej samej.
Były minister sprawiedliwości z SLD - Jerzy Jaskiernia - podkreślił, że za jego urzędowania dramatycznie wzrosło obciążenie sądów nowymi sprawami, ale nie poszły za tym pieniądze. Dodał, że funkcja Prokuratora Krajowego, która powstała za jego czasów, miała spowodować, że odciągnie to ministra od prokuratury. - Można było zrobić jeszcze więcej i dziwię się, że nikt nie zrobił - powiedział.
W opinii kolejnego byłego ministra, prof. Leszka Kubickiego, największym wyzwaniem dla sądownictwa jest "przywrócenie mu należnej konstytucyjnej rangi, która dziś jest bardzo nadszarpnięta". - To nam robi bardzo złą sławę na świecie. Wymiar sprawiedliwości jest postrzegany nie tylko jako nierychliwy, ale też często jako niesprawiedliwy, bo sądy nie potrafią komunikować się ze społeczeństwem - powiedział.
Barbara Piwnik, minister sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera wyraziła nadzieję, że żaden jej następca nie zastanie resortu z taką dziurą budżetową i brakiem środków, jak ona. - Prawo zmieniano niekiedy dla doraźnych, medialnych efektów. Podobnie było z krytyką, czy wręcz oczernianiem sędziów - dodała. Jej zdaniem, dzisiejsze zagrożenia dla wymiaru sprawiedliwości to brak stabilnego prawa i edukacji prawnej społeczeństwa. - Praktyka ostatnich lat zbyt daleko odeszła od treści takich jak choćby rota ślubowania prokuratorskiego - dodała.
W opinii Marka Sadowskiego, który był ministrem w rządzie Marka Belki, za jego czasów najważniejsze były zmiany legislacyjne, nad którymi pracował, ale też doprowadzenie do podziału na dwa mniejsze warszawskiego sądu okręgowego. Jego następca Andrzej Kalwas apelował, aby "nie używać wymiaru sprawiedliwości do rozgrywek politycznych", co niejednokrotnie miało miejsce. - Moją filozofią było nieingerowanie w postępowania prokuratur i ochrona prokuratury oraz wymiaru sprawiedliwości przed bezzasadnymi atakami- - zapewnił. Uważa on też, że ciągle nie udało się rozwiązać sprawy naboru do zawodów prawniczych. - Nie może być tak, że w jednym roku egzamin na aplikacje zdaje 13 procent kandydatów, a w następnym - 82 - powiedział.
Andrzej Czuma - podkreślając zasługi swego poprzednika Zbigniewa Ćwiąkalskiego - ujawnił, że nie byłoby możliwe przeprowadzenie rozdziału urzędu ministra sprawiedliwości od prokuratury - bez wsparcia Ryszarda Kalisza z Lewicy. - Rozmawialiśmy o warunkach. Ja trochę ustąpiłem, on trochę ustąpił i udało się doprowadzić dzieło do końca - powiedział.
Obecny na spotkaniu były Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek zwracał uwagę na prawidłowość, która wskazuje, że prokuratorzy czy sędziowie "są wpatrzeni w szefów" i realizują to, o czym od nich słyszą - mimo nawet, że ci nie wydali żadnych decyzji czy wytycznych. - Jak jeden minister mówił, że powinno być więcej aresztowań, to było. Jak inny mówił, że apelacji jest za dużo - było ich mniej - wskazał podkreślając, że samo rozdzielenie funkcji nic nie załatwi.PAP, arb