Komentarz: Polonia z Kaczyńskim

Komentarz: Polonia z Kaczyńskim

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wybory prezydenckie odbyły się w Stanach Zjednoczonych już w sobotę, a głosowano w czterech okręgach konsularnych. Amerykańska Polonia oddawała swoje głosy w 28 lokalach wyborczych działających w Chicago, Los Angeles, Nowym Jorku, Waszyngtonie, a nawet Anchorage na Alasce. Do głosowania zarejestrowało się 38 tysięcy Polaków, pobijając tym samym o 8 tysięcy rekordową dotychczas frekwencję Polonii w wyborach parlamentarnych w 2007 roku.
Podobnie jak osoby głosujące w Chicago, tak i Polacy wybierający prezydenta w Nowym Jorku zdecydowanie postawili na Jarosława Kaczyńskiego, który zwyciężył we wszystkich siedmiu nowojorskich punktach wyborczych. Na 13 686 głosujących tu osób, Kaczyńskiego wybrało 8 545 głosujących, a Komorowskiego jedynie 4 288. Pozostali kandydaci praktycznie nie liczyli się dla Polonii, co najlepiej obrazuje wynik trzeciego w wyborach Grzegorza Napieralskiego, który w nowojorskim okręgu zebrał tylko 404 głosy.

Pomimo pięknego i upalnego dnia, w głosowaniu wzięło aż 84 procent wszystkich Polaków zarejestrowanych w nowojorskim okręgu. Tak wysoka frekwencja nie jest jednak żadnym zaskoczeniem, bo zainteresowanie wyborami było ogromne już od momentu ogłoszenia ich terminu. Zaskoczeniem nie jest również zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego, który od chwili zgłoszenia swojej kandydatury miał nieporównywalnie większą popularność niż pozostali kandydaci.

Poparcie dla Kaczyńskiego jest jednak rzeczą łatwo wytłumaczalną, bo nowojorski elektorat składa się głównie z imigrantów przybyłych ze wschodniej i południowowschodniej Polski, czyli z terenów, gdzie i w kraju to właśnie kandydat PiS cieszy się większą popularnością. Była też część polonii, która do tej pory nie otrząsnęła się po katastrofie pod Smoleńskiem i choć Jarosława Kaczyńskiego nie uważała za idealnego kandydata, to ulegała nostalgii za poprzednim stanem rzeczy i oddawała swój głos na brata Lecha Kaczyńskiego, obiecującego kontynuację polityki tragicznie zmarłego prezydenta.

Widać zatem wyraźnie, że tragiczne dla Polski wydarzenia z 10 kwietnia odcisnęły swoje piętno na Polakach mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Na krótko przed wyborami najpopularniejsza nowojorska polonijna gazeta „Nowy Dziennik" przeprowadziła wśród około 1500 osób ankietę, w której zapytała czy mieszkający na stałe za granicą Polacy powinni głosować. 55 procent ankietowanych odpowiedziało, że tak, bo są Polakami i mają prawo głosu, a tylko 39 procent było przeciwnego zdania. Wyniki zatem wydają się wskazywać, że Polonia, choć nieobecna w kraju, chce brać czynny udział w jego życiu politycznym.

Nie tylko chce brać udział, ale chce być w tym dostrzegana, czego dowodem może być fakt, że przy wyborczych urnach w Nowym Jorku pojawiały się osoby ubrane w koszulki piłkarskiej reprezentacji polski z orłem na piersi. Jeśli chodzi o wolę czynnego zaangażowania w politykę, to sam jej doświadczyłem pomagając w sobotę zejść po schodach konsulatu pewnemu starszemu i bardzo słabemu człowiekowi. Na stopniach minął nas drugi mężczyzna, w podobnie zaawansowanym wieku, z uśmiechem stwierdzając, że obywatelski obowiązek wymaga poświęceń.

Nie wszyscy jednak przeżywali wybory tak jak Ci dwaj starsi panowie. Rozmawiałem też z osobami, które otwarcie przyznały, że nie byłyby w stanie oddać wartościowego głosu, bo nie orientują się w sytuacji politycznej kraju i nawet nie znają dobrze kandydatów. Były też inne, które w ostatnich dniach przed wyborami postanowiły głosować, ale o tym kto kandydował i jakie miał obietnice wyborcze musiały się dopiero dowiedzieć.
 
Drugą obok niedoinformowania bolączką nowojorskiej, być może całej amerykańskiej Polonii, było też gapiostwo przekładające się na brak ważnego polskiego paszportu niezbędnego do głosowania poza granicami Polski. Zdarza się, że Polacy posiadający podwójne obywatelstwo przestają przywiązywać wagę do swojego polskiego dokumentu i zbyt późno orientowali się, że ich paszporty straciły ważność. Jednak przy tak miażdżącym zwycięstwie Jarosława Kaczyńskiego nad Bronisławem Komorowskim w nowojorskim okręgu, kilkaset, czy nawet tysiąc głosów nie zmieniłoby wyników wyborów. Przypuszczać wręcz można, że wygrana tego pierwszego byłaby jeszcze większa.
Zwycięstwo Kaczyńskiego w Nowym Jorku, jak i większości punktów wyborczych w USA, nie jest niespodzianką, a wręcz byłby nią każdy inny wynik. Nowojorska Polonia ma jednak powody do satysfakcji, bo zarówno Ci, którzy głosowali na kandydata PiS, jak i Ci głosujący na kandydata PO mają świadomość, że zrobili to co do nich należało.

Elektorat Bronisława Komorowskiego od dawna wiedział, że nie jest w stanie zapewnić swojemu kandydatowi zwycięstwa w nowojorskim okręgu, liczył jednak na to, że zrobi to większość rodaków w kraju. Zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego zrobili w Nowym Jorku dla swojego kandydata wszystko to, co mogli i zapewnili mu wygraną. Biorąc pod uwagę relatywny brak popularności pozostałych kandydatów należy się spodziewać, że druga tura wyborów prezydenckich będzie przebiegać i zakończy się Stanach Zjednoczonych w podobny sposób. Polonia zapewne ponownie skorzysta z przywileju głosowania, ale zrobi to z oczami zwróconymi na Polskę, gdzie oddane zostaną decydujące głosy.