Boni musi zostać

Boni musi zostać

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po wygranych wyborach prezydenckich Platforma Obywatelska miała na serio ruszyć z różnego rodzaju reformami. Służba zdrowia, finanse publiczne, emerytury – to tylko niektóre z palących problemów, którymi miał się zająć rząd do spółki z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Pełne ustaw szuflady z niecierpliwością czekały na otwarcie.
Wygląda jednak na to, że nie dość, że owe legendarne szuflady świecą pustkami, to jeszcze mogą wcale się nie zapełnić. Paradoksalnie, w dużej mierze, winę ponosi za to PiS, który, zamiast zająć się merytorycznym punktowaniem Rady Ministrów, woli wdawać się w bijatyki o krzyż i Smoleńsk.

W Platformie już pojawiają się, na razie anonimowe, głosy, że PiS funduje im wakacje aż do wyborów parlamentarnych. No bo po co cokolwiek robić, skoro i tak nas wybiorą ze strachu przed Kaczyńskim i jego awanturniczą ekipą? Wszystkie ostatnie ruchy prezesa wskazują na to, że jego partia nie ma zamiaru być konstruktywną opozycją. Jeżeli dalej będzie brnąć w tym kierunku, PiS stanie się neo-LPR, co prawda, z większym poparciem od poprzedniczki, ale bez szans na samodzielne rządzenie czy zawiązanie koalicji.


Powyborcze działania PiS rozsierdziły nawet Marka Migalskiego, który chyba na chwilę przypomniał sobie, że całkiem niedawno był bezstronnym, przynajmniej w teorii, politologiem i komentatorem. Na swoim blogu otwarcie drwi on z sobotnich wyborów Rady Politycznej PiS i wzywa do zastanowienia się, kto przynosił partii wzrost poparcia, a kto je trwoni. Niestety, w tej chwili, jego głos jest wołaniem na puszczy, ale prędzej czy później przemówią też tacy politycy jak Paweł Poncyljusz czy Paweł Kowal. Oni zapewne chcą należeć do poważnej formacji, a nie do obciachowych zwolenników teorii spiskowych spod znaku Antoniego Macierewicza.


A Platforma? Na razie może się wałkonić. Jak długo? To zależy od PiS i od siły platformerskich zwolenników przyspieszenia. W gruncie rzeczy wszystko zależy więc od siły przebicia szarej eminencji rządu - Michała Boniego. Podobno grozi on, że, jeśli nie zaczną się reformy, poda się do dymisji. A to nie byłyby przelewki. Odejście przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów może spowodować długoletni marazm i permanentne pozorowanie roboty. Przecież, wobec braku poważnej alternatywy, PO pewnie wygra kolejne wybory parlamentarne i utwierdzi się w przekonaniu, że dobry rząd, to leniwy rząd. Dlatego za wszelką cenę trzeba zatrzymać Boniego.