Historia ucieka Tuskowi

Historia ucieka Tuskowi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy ktoś jeszcze pamięta radość jaka zapanowała w komitecie wyborczym Platformy Obywatelskiej po wygranych po raz drugi z rzędu wyborach parlamentarnych? Z całą pewnością o radości tej zapomniał już Donald Tusk, który w ciągu 100 dni roztrwonił znaczną część zaufania społecznego, a jego rząd negatywnie ocenia już 70 procent Polaków – a nikt (literalnie – nikt), nie ocenia dziś rządu PO-PSL „bardzo dobrze”.
Drugi rząd Tuska jest jeszcze bardziej autorskim gabinetem niż poprzednia Rada Ministrów. Tusk zdecydował się na całkowitą marginalizację swojego pierwszego zastępcy w PO – Grzegorza Schetyny – tymczasem ministerialne teki otrzymali m.in. Jarosław Gowin, Joanna Mucha i Sławomir Nowak. To dowód na to, że – decyzją premiera – centrum polityczne zostało przesunięte w Aleje Ujazdowskie, do kancelarii samego Tuska. To tam ma się znajdować centrum decyzyjne, ale także centrum legislacyjne kraju. Sejm, który już od dawna nie jest miejscem poważnych debat politycznych, został dziś de facto pozbawiony funkcji legislacyjnej. Doszło już do tego, że posłowie rządzącej partii nie mają prawa zgłaszać własnych projektów ustaw do laski marszałkowskiej - muszą być one kierowane najpierw do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a stamtąd dopiero wracają do Sejmu w formie gotowych materiałów. Z kolei zmiany w prawie proponowane przez opozycję mają znaczenie symboliczne – bo opozycja nie jest w stanie ich przeforsować bez pomocy rządzącej większości.

Donald Tusk znalazł się dziś w sytuacji, w jakiej znajduje się każdy amerykański prezydent, który przez pierwszą kadencję musi myśleć o utrzymaniu poparcia i zapewnieniu sobie reelekcji, z kolei dzięki drugiej kadencji ma przejść do historii. Tusk pierwszą część planu wykonał, do historii polskiej polityki też już przeszedł (pierwszy premier, który rządzi dłużej niż cztery lata) – teraz musi jednak znaleźć sposób, by zapisać się na kartach historii również jako autor jakiegoś przełomu w funkcjonowaniu państwa. Dziś, poza Orlikami, trudno znaleźć coś, co zostałoby nam po rządach Donalda Tuska. Ilość problemów z jakimi boryka się Rzeczpospolita zamiast się zmniejszać – rośnie. Przerośnięta administracja, kulejące szkolnictwo, dziurawy budżet, niesprawny system opieki zdrowotnej, trzeszczący w szwach system emerytalny – tę wyliczankę można kontynuować bardzo długo. Tusk musi więc reformować – pytanie brzmi: jak i z kim? W otoczeniu premiera na wielkiego reformatora nadaje się chyba tylko Jan Vincent Rostowski – nawet bowiem pracowity minister Michał Boni jest dobry w tworzeniu wizji, ale gorzej jest u niego z ich realizacją.

Brak dobrych współpracowników to nie jedyny problem Tuska. Końcówka ubiegłorocznej kampanii wyborczej pokazała, jakim atutem dla partii potrafi być premier. Wyraźne zwycięstwo wyborcze PO – to w dużej mierze jego zasługa: na wygraną złożyło się kilka ostatnich tygodni kampanii spędzonych w "Tuskobusie", szybkie reakcje na kryzysowe sytuacje (jak choćby śmiertelne potrącenie kibica "Falubazu" w Zielonej Górze), umiejętność wsłuchiwania się w głos opinii publicznej. Dziś tego wszystkiego Tuskowi brakuje – problem jaki rząd ma z umową ACTA i gigantyczne zamieszanie w sprawie refundacji leków są dowodem na to, że premier traci intuicję społeczną, która dotąd go nie zawodziła. I nie jest to wyłącznie wina złych doradców – problemem jest wyraźne wypalenie Tuska. Premier już nie potrafi być kimś, kto pojawia się nagle na scenie i jednym ruchem rozwiązuje problem. Dzisiejszy Tusk cofa się, kluczy, zmienia zdanie, okazuje słabość, ulega.

A słaby Tusk, to słaba PO - Platforma Obywatelska w ostatnich sondażach notuje straty, jakie jeszcze niedawno byłyby trudne do wyobrażenia. To, że ze słabości PO nie potrafi skorzystać PiS, a inne formacje zyskują bardzo niewiele, może wprawdzie napawać Tuska i jego otoczenie nadzieją na odbudowanie hegemonicznej pozycji - jednak dwie akcje zbierania podpisów w sprawie referendum (ACTA i reforma podwyższającą wiek emerytalny) dały zastanawiający wynik. Pod akcją wnioskiem o referendum w sprawie ACTA zebrano kilkaset tysięcy podpisów, pod takim samym wnioskiem w sprawie emerytur jest ich już ponad 1,5 mln. To wyborcy niezadowoleni z polityki rządu Donalda Tuska. Jeśli ktoś będzie potrafił to niezadowolenie zagospodarować – Tusk, zamiast na drodze do historii, znajdzie się na politycznym zakręcie.