"W sprawie PZU kto inny począł, a kto inny uchodzi za ojca" - przyznał wicemarszałek Sejmu Tomasz Nałęcz, wyrażając jednocześnie nadzieję, że "pod rządami marszałka Włodzimierza Cimoszewicza nie będzie takich praktyk". "To jest taka maniera (forowanie inicjatyw macierzystego ugrupowania), z którą mam nadzieję, zerwie marszałek Cimoszewicz" - skomentował Nałęcz zarzut Andrzeja Leppera. "Kłopotliwość mojej sytuacji polega na tym, że nie sądziłem, iż zostanę obsadzony w roli obrońcy Samoobrony" - dodał.
W jego ocenie, wniosek Samoobrony był lepszy - bardziej przemyślany i merytorycznie uzasadniony.
"To nie było w porządku, to nie było ładne, sympatyczne i rodzi niepotrzebne kwasy" - podsumował Nałęcz zamieszanie wokół powołania trzeciej sejmowej komisji śledczej. "Nie sztuka wygrać na bieżni, jeśli jednego się opętuje, albo wsadza się mu nogi w beton" - dodał.
Według Nałęcza, do tej pory głównymi ofiarami tej SLD-owskiej "maniery" byli posłowie SdPl; jeśli zgłaszali jakąś inicjatywę, była ona z reguły poddawana ekspertyzie, po czym posłowie SLD zgłaszali podobną inicjatywę i ta nie była blokowana, lecz "zamieniana w druk sejmowy".
Zdaniem Nałęcza, to nie ma większego znaczenia praktycznego, aczkolwiek "pewne" ma, bo przy prezentacji projektów w Sejmie wnioskodawcy występują stosownie do numerów sejmowych. "W przypadku przyblokowania inicjatywy dotyczącej komisji ds. PZU, konsekwencja była bardziej brzemienna, ponieważ do opinii publicznej został podany fakt, że jest wniosek SLD, a nikt nie mówił o wniosku Samoobrony" - zaznaczył marszałek.
em, pap