Czy się komu Donald Trump podoba, czy nie, przyznać trzeba jedno: to był prawdziwy amerykański show. Jego główny bohater sprawiał wrażenie, jakby odmłodniał o kilka dekad i z podziwu godną energią przedstawiał śmiałe wizje sukcesów, czekających jego administrację. Ta rewolucja zdrowego rozsądku – jak nazwał ją prezydent Trump – ma wszelkie szanse na sukces tam, gdzie dotyczy wewnętrznych spraw Ameryki, a jednocześnie najeżona jest pułapkami wielkich niewiadomych tam, gdzie skutki decyzji nowej administracji odczuwalne będą przez sojuszników USA.
Pierwszą, najbardziej oczywistą ofiarą nowego podejścia Stanów Zjednoczonych do dogmatów światowej polityki, wydaje się Europa. I nie chodzi wcale o Rosję i wojnę na Ukrainie.
Nie przypadkiem Trump nie zająknął się na ten temat w inauguracyjnej mowie ani słowem: zbyt dobrze bowiem wie, jak trudne będzie dowiezienie na tym froncie obietnic szybkich sukcesów w staraniach o przerwanie wojny.
Skoro jednak Trump z taką energią mówi, że jego rząd nie będzie sabotować własnego przemysłu i ograniczać emisji CO2 w sytuacji, gdy Chiny bezkarnie zanieczyszczają świat, to znaczy, że hunwejbini zielonego ładu w Europie powinni zacząć się bać. Zapowiedziane przez Trumpa wycofanie się z porozumień paryskich, kreślących ramy tej polityki oznacza, że UE zostanie sama ze swoimi ekologicznymi ambicjami i ich gospodarczymi, a także społecznymi skutkami.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.