Hamburskie zamieszki

Hamburskie zamieszki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rokrocznie podczas festynu ulicznego Schanzenfest w Hamburgu w okolicy siedziby lewicowej organizacji Rote Flora dochodzi do starć pomiędzy jej członkami a policją. W tym roku, według relacji gazety „Die Welt”, były one wyjątkowo krwawe i wywołały ostry spór polityczny w kręgach polityków i policji.
Dzień po zamieszkach rozgorzała debata wśród hamburskich urzędników. Szef policji zarzucił ministrowi spraw wewnętrznych Hamburga, który zezwolił na organizację festynu, że „dopuścił do kamienowania policji".

Ponad 30 policjantów zostało rannych po tym, jak około 1000 demonstrantów obrzuciło ich petardami, kamieniami i butelkami. Teraz urzędnicy zastanawiają się, czy można było lepiej zapanować nad rozwścieczonym tłumem. Politycy ze wszystkich partii są oburzeni postępowaniem demonstrantów. Również lewica w większości potępia zachowanie młodzieży z Rote Flora.

Niektórzy politycy z CDU uważają, że w związku z zamieszkami w ogóle nie powinno się organizować tego festynu. Wywołało to jednak sprzeciw polityków z lewicy. Uważają oni, że festyn należy tolerować, sprawując jednak nad nim zaostrzoną kontrolę. Politycy ci podkreślają, że chuligaństwo rozpoczęło się dopiero po 22:30, czyli już po zakończeniu festynu, w którym zresztą brały udział osoby spoza ugrupowania Rote Flora. Ponadto sytuacja byłaby o wiele gorsza, gdyby urzędnicy w ogóle zakazali organizowania Schanzenfest.
 
Dziennik pisze, że Niemcy powinny teraz zrobić poważny rachunek sumienia – czy wybuch lewicowych ekstremistów był uzasadniony? Jak zwalczyć mordercze instynkty autonomistów? A przede wszystkim – czy reakcja policji nie była przesadzona? Zdaniem niektórych kół lewicowych akcja policji była niczym innym jak „niesprowokowaną przez nikogo przemocą policyjną" skierowaną przeciwko pokojowej demonstracji, „próbą siłowego wyparcia politycznie niepoprawnych treści. Policyjne pałki i armatki wodne nie rozwiążą żadnych problemów społecznych” – cytuje niemiecką lewicę „Die Welt”.

PP