W przypadku wygranej w wyborach zakłada on możliwość podjęcia rozmowy na temat ponadpartyjnego porozumienia na rzecz ważnych reform. "Niezależnie, kto wygra, te problemy same nie znikną. A ich rozwiązanie wzmocni państwo. Ten, kto wygra wybory, będzie miał społeczny mandat do zainicjowania reform" - powiedział. "Musimy spróbować, bo jeżeli nie teraz, to kiedy? Liczę też, że w polityce będzie obowiązywał język współpracy" - dodał.
Podkreślił, że jest kandydatem na prezydenta, którego już poparły prawie 2 miliony obywateli, bo tyle podpisów z poparciem jego kandydatury zostało zebranych.
Zarzuty przeciwników, że jest nieobecny w kampanii, uznał za krzywdzące. Stwierdził, że z przyczyn oczywistych nie może teraz prowadzić kampanii w sposób aktywny.