Lokalna izba turystyki spodziewała się w okresie wakacyjnym napływu ok. 135 tysięcy turystów. Jednak po wybuchu wulkanu mówi się, że sukcesem będzie, jeśli przyjedzie połowa z nich. Samo miasto jest już oczyszczone po wybuchu, a stoki narciarskie gotowe do użycia. Mimo to, dopóki port lotniczy nie wznowi działalności, nie ma szans na napływ gości. Choć hotelarze obsługują obecnie ok. tysiąca klientów, mówią, że w zeszłym roku o tej porze pracy było znacznie więcej. Mieszkańcy podchodzą do całej sytuacji z humorem. W restauracjach można zjeść promocyjne danie zwane "Promoyehue", a plakaty zapewniają: "opada pył, spadają ceny". Same promocje jednak nie wystarczą. W Bariloche wciąż brakuje śniegu, co uniemożliwia uruchomienie wyciągów narciarskich - martwi się miejscowa dziennikarka Sofia Ruiz Guinazu.
Uśpiony od 1960 roku Puyehue wybuchł 4 czerwca. Od tego czasu znajduje się w fazie erupcji i emituje pył. Prognozy są optymistyczne. Według ubiegłotygodniowego raportu chilijskiego serwisu geologicznego, aktywność wulkanu zmniejsza się. Obecnie pióropusz wulkanicznego pyłu ma jedynie trzy kilometry wysokości. W momencie erupcji unosił się on na ponad dziesięć kilometrów.
PAP