Lizboński face lifting

Lizboński face lifting

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Lizbonie są najlepsi chirurdzy plastyczni w całej unii – po mistrzowsku przerobili eurokonstytucję. Pytanie, czy Europejczycy dadzą się zwieść takiemu face liftingowi.
Lizbona doczekała. Doczekała swego miejsca w historii Unii Europejskiej. Początkowo wydawało się, że jej pomnikiem będzie „strategia lizbońska" – przyjęty w 2000 roku dokument, w którym zawarto wytyczne mające zamienić UE w najbardziej konkurecyjną gospodarkę świata. Tamten projekt nie wypalił, więc Lizbona zapisała się w annałach wspólnoty jako miejsce uchwalenia konstytucji europejskiej. Wprawdzie takiego sformułowania tam nie używano, ale 95 proc. zapisów z oryginału eurokonstytucji trafiło do „traktatu reformującego”. Portugalczycy okazali się mistrzami unijnego face liftingu.

Tylko że przepchnięcie kuchennymi drzwiami eurokonstytucji to dopiero połowa sukcesu. Teraz muszą go zaaprobować poszczególni członkowie unii. A sondaż dla „Financial Times" pokazał, że większość Europejczyków chciałaby, aby stało się to na drodze powszechnego referendum, a nie poprzez głosowanie w parlamentach lokalnych. Oczywiście, nie ma obowiązku rozpisywania referendum (poza Irlandią), ale trudno też oczekiwać, aby parlamentarzyści działali wbrew woli własnych wyborców. Dlatego ci, którzy teraz prężą się z dumy, że wreszcie przeforsowali eurokonstytucję, powinni jeszcze powstrzymać się przed wypinaniem piersi po ordery. Na razie są na etapie „strategii lizbońskiej” z 2000 roku. Czy czeka nas powtórka z rozrywki?