EWA WANAT
Polski Bohater Narodowy to świętość –nie beka, bąków nie puszcza i niczego się nie lęka. Paniom podaje futra, po rączkach całuje, po czym chwyta za broń i pędzi ratować Polskę. Nie ma w tej mitologii miejsca na żadne wątpliwości, niejednoznaczności, relatywizowanie. Przeważnie nie ma w niej też miejsca na prawdę, która – jak to w życiu bywa – często jest skomplikowana. W słowniku Polskiego Bohatera nie występują takie pojęcia i zwroty jak: pomyliłem się, głupio zrobiłem, nie mam racji, popełniłem błąd, skłamałem, przepraszam, że was zawiodłem, pozwólcie mi to naprawić.
Polski Bohater potrafi wstąpić na działo, machać bronią, puszyć pióropusz, chrzęścić zbroją, dzwonić ostrogami, podstawiać stopę, gdy kują, i z bojowym okrzykiem na ustach prowadzić lud na barykady. Ale za nic nie przyzna się do błędu. Bo żadnej świadomości błędu nie jest w stanie udźwignąć. W sumie to nie jego wina. Nie jest panem samego siebie. Jest tworem polskiego romantyzmu, szkoły przepojonej kultem śmierci za ojczyznę, martyrologią i mesjanizmem. Tak go matka, ksiądz i pani od historii wychowali. Skąd ma być inny? On ma dźwigać na swoich barkach Polskę, ale brania odpowiedzialności za własne życie nikt go nie uczył. Więc najlepiej się czuje na polu walki lub tuż po, kiedy wygrzewa się w blasku fleszy i snuje gawędy o swoim niezwykłym męstwie i sprycie, jakimi pokonał wroga. Nie zwraca uwagi na drobiazgi – niezapłacone rachunki, zaległe alimenty, jakieś świstki, papierki – to poniżej jego godności. Poniżej jego godności jest rozmowa o pieniądzach i ewentualnych błędach młodości. Gdzie tam, Polski Bohater nie popełnia błędów, nie ma na to nawet czasu pomiędzy jedną bitwą a drugą, pomiędzy jedną odsiadką na Syberii a kolejnym internowaniem. Polski Bohater nie ma przyjaciół ani oponentów, on ma tylko wyznawców albo wrogów.
Wyznawcy darzą go uwielbieniem i ślepym zaufaniem, wrogowie najchętniej unurzaliby go w pierwszym napotkanym szambie. Najtrudniej mają chyba ci nieliczni, którzy są pośrodku, ci, którzy ani Bohatera za przedmiot kultu nie uważają, ani go nie nienawidzą. Tacy, którzy doceniają zasługi, darzą sympatią, są po ludzku wdzięczni, ale i potrafią współczuć, i rozumieć, że ciężko jest wciąż być Bohaterem. Ci pośrodku znają życie, wiedzą, że ludzie są tylko ludźmi, czasem człowiek jest wielki, a czasem mały. Pośrodku jest na przykład taki Mariusz Szczygieł, reporter, który włóczy się dziś po Polsce ze znaczkiem przypiętym do kurtki. A na znaczku – Wałęsa. I przez ten znaczek Szczygieł ma wciąż kłopoty – a to ktoś mu nawymyśla, że się z ubekiem obnosi, ktoś inny obśmieje, że trupa nosi na piersi. Szczygieł stawia czoła, wdaje się w dyskusje, gimnastykuje aż miło. A znaczek z Wałęsą milczy. Znaczków z Kijowskim, co prawda, jeszcze nie produkują, ale myślę, że i bez tego wiele osób znosi mężnie szydercze uwagi i wciąż z nadzieją czeka. Szczygieł mówi, że z czeskiej literatury i z psychoterapii nauczył się, że jak się nie umie czegoś ukryć, to trzeba nauczyć się o tym mówić. Polscy Bohaterowie stanowczo powinni czytać więcej czeskiej literatury i częściej uczestniczyć w terapii. Rzeczywistość nie przestanie istnieć, choćbyśmy nie wiem jak długo udawali, że jej nie ma. Dzieci wierzą, że kiedy zamkną oczy, niebezpieczeństwo zniknie. Polscy Bohaterowie, którzy nie chcą dorosnąć, niespodziewanie wylądowali w jednej piaskownicy z Antonim Macierewiczem, który też za nic nie przyzna, że Misiek się nie nadaje. Ot, taki perwersyjny chichot historii. Mimowolna solidarność chłopców w krótkich spodenkach. g
EWA WANAT, DZIENNIKARKA, W BERLINIE PISZE KSIĄŻKĘ „ŻYCIE Z INNYM” DZIĘKI WSPARCIU FUNDACJI WSPÓŁPRACY POLSKO- -NIEMIECKIEJ I FUNDACJI TEATR ÓSMEGO DNIA

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze