Ponad 14 mln zł miał stracić Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych za sprawą grupy przestępczej kierowanej przez Marcina Dubienieckiego – tak twierdzi Prokuratura Regionalna w Krakowie. W sierpniu 2015 r. Marcin Dubieniecki usłyszał zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, prania brudnych pieniędzy oraz oszustwa. Kolejnych 14 miesięcy znany trójmiejski adwokat i przedsiębiorca spędził w areszcie. Wyszedł w październiku 2016 r. za kaucją 3 mln zł.
W ubiegłym tygodniu „Newsweek” opublikował dokumenty, z których wynika, że o sprawę Dubienieckiego zapytał 4 stycznia 2017 r. ministra sprawiedliwości, jako poseł, Jarosław Kaczyński. Zrobił to na drodze oficjalnej i nie ukrywał przy tym korespondencji z Łukaszem Rumszekiem, adwokatem Dubienieckiego. Ten ostatni na pytanie „Wprost”, skąd pomysł zwrócenia się do Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedział: „Jakiejkolwiek prawnie uzasadnionej inicjatywy podejmowanej w interesie osób bezpodstawnie pozbawionych wolności nigdy nie traktowałem jako sprawy osobistej. Nigdy nie traktował jej tak również Marcin Dubieniecki. Wśród licznych organów mających prawo oceniać działania prokuratury znaleźli się także posłowie. Zwłaszcza w czasie wprowadzania zmian dotykających ustroju tej instytucji”. Bo, jak twierdzi Rumszek, w tej konkretnej sprawie wychodzą wady prokuratury. W 2015 r. na jego prośbę podjęli działania również rzecznik praw obywatelskich oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka. O Marcinie Dubienieckim głośno było już wcześniej, również w kontekście prawa. Jedna ze spraw dotyczyła 2009 r., kiedy to prezydent Lech Kaczyński ułaskawił Adama S., wspólnika biznesowego Dubienieckiego, skazanego za wyłudzenia z PFRON. Przy czym nie chodziło o wypuszczenie z więzienia, ale o skrócenie okresu zawieszenia kary i zatarcie skazania, pozwalające traktować Adama S. w świetle prawa jako niekaranego.
Jak wpłynęło na pana życie to, że był pan zięciem prezydenta RP i pozostaje w pewnego rodzaju relacji rodzinnej z obecnie najbardziej wpływową osobą w Polsce? Rozwinął pan biznes? Trafił za kraty? A może teraz dzięki temu wyszedł pan z aresztu?
Marcin Dubieniecki osiągnął wszystko swoją ciężką pracą i myślę, że na to stwierdzenie znajdzie pan tylko świadków, którzy to potwierdzą. Świętej pamięci prezydenta i jego małżonkę, a prywatnie moich teściów, wspominam wyjątkowo. Na pewno, zwłaszcza ostatnio, było mi trudniej, ale nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Wychodzę z założenia, że trudne sytuacje tylko wzmacniają i pozwalają nabrać dystansu do rzeczywistości. Sztuką jest, aby z 14-miesięcznego pobytu w areszcie wyciągnąć pozytywy, wzmocnić się i iść do przodu. Mnie areszt nie zniszczył jako człowieka. Wprost przeciwnie. Stworzył osobę bardziej skupioną i bezwzględną w egzekwowaniu swoich praw, choć nie jestem pewny, czy taki był jego cel (śmiech).
Czy to nie dziwne, że Jarosław Kaczyński interweniował w pana sprawie? Dlaczego pana zdaniem to zrobił?
Pyta pan o tę interwencję, której nie było? Nikt przez cały mój czas spędzony po „tamtej” stronie nie wstawiał się za mną dla jakiejkolwiek mojej korzyści. Nie zrobił tego również Jarosław Kaczyński, także dlatego, że nigdy o to nie zabiegałem.
Mylą się ci, którzy twierdzą, że za sprawą tego pisma wyszedł pan z aresztu?
Matematyka i fizyka są stałe i niezmienne. Reakcja nie może poprzedzać akcji. Pismo, którego treści nawet nie znam, skoro zostaje wysłane miesiące od uchylenia aresztu, nie może spowodować tego, co już nastąpiło. Zresztą chęć ubrania formy urzędowego pisma w rzekomy skandal jest niczym więcej jak tylko nadużyciem, pompowaniem pustego tematu. Korespondencja kierowana do rozmaitych instytucji w mojej sprawie liczy setki stron. Znając sprawę, nie dziwię się, że może budzić zainteresowanie i kolejne pytania. Często bez odpowiedzi. To również pokazuje, jak moja sprawa jest nietypowa z punktu widzenia prowadzenia śledztwa i ile niedomówień oraz niejasności towarzyszy jej od samego początku.
Skąd pomysł pana prawnika, aby zwrócić się do Jarosława Kaczyńskiego?
To bardziej pytanie do niego. Ja chciałem zainteresować wszystkie organy państwa bezmiarem bezprawia w mojej sprawie. Zwłaszcza te sprawujące demokratyczną kontrolę. Odpowiedzi prokuratury nie znam, a bardzo chciałbym się dowiedzieć, na czym można oprzeć przeciwne do moich oceny i czy takie ktokolwiek wyraził. W zasadzie brak tej odpowiedzi w zakresie merytoryki – jak wynika z komunikatu Prokuratury Krajowej – też daje do myślenia.
Zapytam inaczej: kojarzy pan z polityką oskarżenia pod pana adresem i to, że trafił pan do aresztu? Czy może to, że pan wyszedł?
23 sierpnia 2015 r. o godzinie 12.00 zakomunikowano mi, że będę zatrzymany. Pierwsza myśl – kolejna seria formatu „Mamy cię! Polityka”? Za wcześnie na ostateczne wnioski, ale przebieg zdarzeń nie pozwala rozerwać tych związków. Lista wyjątków i niestandardowych działań prokuratury jest ogromna. Na początek zatrzymanie w niedzielne południe i w obecności córki – traumatyczny rodzinny standard. Następnie zarzuty postawione dopiero dwa dni po zatrzymaniu, gdy równolegle niezależna prokuratura z częstotliwością liczoną w minutach zwołuje brefingi i konferencje w celu poinformowania społeczeństwa, jak przebiega transport zatrzymanego, a jeszcze przecież niepodejrzanego Marcina Dubienieckiego, którego dane można w takiej sytuacji podać do publicznej wiadomości. Następnie zarzuty sklejone naprędce, niezwłocznie rozbudowane i poprawiane. Oczekiwanie na pierwsze przesłuchanie przez kilkadziesiąt godzin w skrajnym upale, bez szklanki wody ze strony organu, do którego dyspozycji pozostaję. Potem areszt. Brak wątpliwości sądu co do tego, że nie jest on konieczny w tym stanie sprawy, i wolność, którą w ciągu godziny i czterdziestu minut, czytając 10 stron w ćwierć sekundy, bez możliwości odwołania, inny sędzia mi odbiera. Kolejne przedłużenia aresztów na podstawie podejrzenia istnienia podejrzenia, dokonywane przez tych samych sędziów wyznaczanych poza kolejnością.
I tak przez 14 miesięcy bez dostępu do akt postępowania, w których, jak po roku się okazało, ukrywa się zainteresowanie moją rodziną i prowadzenie postępowania dowodowego mającego godzić w najbliższych. To wszystko, gdy przez 14 miesięcy słyszę od prokuratora, że rzekoma grupa przestępcza ma charakter rodzinny, tymczasem zatrzymanych już członków rzekomej grupy i podejrzanych nie znam. Czy nie składa się to w polityczno niepoprawną całość? Jeśli dołożymy do tego fakt opóźnienia zatrzymania mnie o kilka miesięcy... Po co? Złośliwi mogliby powiedzieć, czy nie po to, by temat zatrzymania w sprawie, która będzie trwała latami, był bliższy terminowi wyborów. 23 sierpnia brakowało do nich niemalże równe dwa miesiące, a spektakl z ogłaszaniem decyzji o areszcie przez prokuratora, w miejsce sądu, trwał równo miesiąc. Bezpośrednio po zatrzymaniu pewne ugrupowanie, które następnie znajduje się w najściślejszej czołówce wyników wyborów, traci kilka, a może kilkanaście procent poparcia. Smutny chichot historii jest taki, że ta fabuła jest reżyserowana przez niezależną z nazwy ówczesną prokuraturę. Ale może rzeczywiście byłem po prostu „uprzywilejowany”.
Prokuratura oskarża pana, że kierował pan grupą przestępczą, wyłudził ponad 14 mln zł z PFRON i prał brudne pieniądze. Przyznaje się pan do zarzutów? W całości albo w jakimś zakresie?
Postępowanie karne poza prawomocnym wyrokiem nie zna instytucji przyznania niewinności. Jestem niewinny, dlatego zgodnie z prawdą mam obowiązek się nie przyznawać. Zarzuty są skrajnie poważne, ale tylko takie mogły wywrzeć medialny skutek. Prokuratura poza oskarżeniem zapomniała tylko poinformować opinię publiczną, że Marcin Dubieniecki czy też należąca do niego spółka nie otrzymali ze środków z PFRON ani jednej złotówki. W związku z tym rodzi się pytanie, po co miałby popełniać rzekome przestępstwo. Czy Marcin Dubieniecki jest wariatem, który popołudniami chodzi i popełnia przestępstwa dla zabawy (śmiech)? Albo czy w ogóle je popełnia? Prokuratura przedstawia to, co jest jej wygodne i nośne dla opinii publicznej. Niczym poza zarzutami nie można było zainteresować opinii publicznej. Zapewniam pana, że moja osoba ma z tą sprawą tyle wspólnego, że gdyby usunąć niesłuszne postanowienie o przedstawieniu zarzutów, nie byłbym w tym postępowaniu nawet świadkiem. Z racji obowiązywania tajemnicy śledztwa nie mogę ujawnić szczegółów, które w całości skompromitują prokuratorów referentów prowadzących tę sprawę, a dotyczących zgromadzonego materiału dowodowego, a w zasadzie jego braku. Ale z pewnością, na co gorąco liczę, uda się to zrobić po skierowaniu do sądu aktu oskarżenia, z którym prokuratura już od prawie półtora roku ma problem.
Argumentuje pan, że sprzedawał pan spółki – dla kogoś, kto zakłada firmy w rajach podatkowych, chyba nie byłoby problemem osiąganie korzyści z przestępczego procederu w sposób nieformalny?
Od osób, których nigdy nie spotkałem i których nie znam? Dlaczego miałbym to robić, skoro równolegle prowadziłem transparentne i publiczne przedsięwzięcia, przynoszące tysiąckrotnie większe zyski. Czy np. prokurator dla pięciu złotych korzyści majątkowej ryzykowałby pozycję, zawód, karierę? Nie wydaje mi się. Poza tym znowu poruszamy się w sferze faktów przedstawionych przez prokuraturę, a prawda jest zupełnie inna. Od samego początku tej sprawy widać osobisty stosunek do niej ze strony referentów ją prowadzących. Czasami jako adwokat zastanawiam się, czy oni naprawdę wierzą w te swoje konstrukcje prawne nieznane polskiemu prawu karnemu, czy po prostu opuszczali istotne wykłady na aplikacji i studiach i stąd te obecne nieporozumienia w śledztwie.
Skarży się pan na zakaz opuszczania kraju. Po co panu potrzebna taka możliwość? Nie lubi pan urlopów nad polskim morzem?
Treścią wolności nie zawsze jest jej realizacja. Nie rozumiem, dlaczego nie mógłbym pokazać dzieciom Stanów Zjednoczonych, zwiedzić Muzeów Watykańskich czy po prostu zjeść czegoś dobrego w egzotycznym miejscu świata. Chodzi o samą możliwość, którą bezpowrotnie mi się odbiera, i na to się nie godzę. To są chwile, które w życiu ojca nigdy nie wrócą. To, czy ja z tego ostatecznie skorzystam, to już inna sprawa. Nie godzę się na to jako obywatel, aby środki zapobiegawcze – podkreślam, stosowane niesłusznie i w rozmiarze przekraczającym zdrowy rozsądek – były szykaną, bo dziś tak to wygląda. Wielokrotnie zapewniano mnie w prokuraturze, że środki mają charakter wyłącznie dekoracyjny i że nastąpi ich uchylenie w tym zakresie. Nie może być tak, że z jednej strony organ prokuratorski twierdzi, iż nie ma potrzeby stosowania tego środka, a z drugiej strony jednak go stosuje. To jest nonsens prawny. Jestem osobą, która prowadzi ustabilizowany tryb życia, mieszka w Polsce, płaci podatki w Polsce i chce realizować swoją wolność gwarantowaną przez konstytucję.
Utrzymuje pan kontakt z byłą żoną? Z dziećmi?
Proszę się zastanowić, jakim byłbym ojcem i mężczyzną, gdybym nie utrzymywał. Dzieci są esencją mojego życia i jestem z nich bardzo dumny, dlatego poświęcam im każdą swoją wolną chwilę.
Czym się pan teraz zajmuje? Biznesem? Poradami prawnymi?
Po prostu żyję. Realizuję pomysły. Planuję. Życie jest zbyt krótkie, żeby zastanawiać się długo nad swoją egzystencją.
Jak się prowadzi biznes w kraju rządzonym przez PiS w porównaniu z rządami PO?
Nie jestem politykiem.
Jak pan sądzi, czy pójdzie pan do więzienia?
Zamierzam się tam udać niejeden raz, ale tylko jako obrońca. g
© Wszelkie prawa zastrzeżone

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze