50 milionów maseczek w szkołach nie wystarczy. Rodzicom rząd powinien aplikować środki uspokajające

50 milionów maseczek w szkołach nie wystarczy. Rodzicom rząd powinien aplikować środki uspokajające

Szkoła w trakcie pandemii, zdjęcie ilustracyjne
Szkoła w trakcie pandemii, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Newspix.pl / ABACA
Powoli przyzwyczajam się do myśli, że moja 3,5-letnia córka, debiutująca za kilka dni w roli przedszkolaka, nie będzie miała żadnych zajęć adaptacyjnych, bo te (choć dla dzieci i rodziców to naprawdę ważne w tym stresujących dla obu stron momencie) zostały odwołane ze względu na wiadomo co. Zresztą nie tylko one. Młodsze dzieci, te w żłobkach, jak słyszę, też będą musiały przechodzić przyspieszony kurs „dorastania”.

Pozostaje mi zachować spokój, optymizm i wiarę w to, że przedszkolny skok na głęboką wodę nie będzie dla dziecka traumą. Ale nie ma dnia, bym nie zastanawiała się nad tym, co będzie jeśli po dwóch tygodniach przedszkole zostanie zamknięte albo (nawet jeśli nie) moje dziecko weźmie udział w festiwalu chorób charakterystycznych dla wieku przedszkolnego, a ja, nasłuchując kaszlu trzylatki, wypełniać będę bezsenne noce myślami w stylu: czy to tylko katar, czy może - wiadomo co…

Jest jeszcze jedna rzecz: moralna odpowiedzialność za to, czy moja – dotychczas pomagająca nam mama – może od września w tę pomoc znów się zaangażować? Czy może lepiej nie prosić jej o to, odseparować się na jakiś czas. Tylko, ile to może potrwać, skoro dziś przewidywanie koronawirusowych wypadków jest jak wróżenie z fusów. A ja, odseparowując się od mojej mamy, pozbawiłabym przy okazji moją córkę kontaktu z drugą najważniejszą dla niej osobą na świecie. Nie wiadomo na jak długo.

Czytaj też:
Sondaż dla „Wprost”: Boimy się drugiej fali koronawirusa i kolejnych ograniczeń. Czy puścimy dzieci do szkół?

Przy okazji: przeraził mnie telewizyjny komentarz ekspertki, która na pytanie, jak zorganizować życie rodzinne w sytuacji, gdy mamy jedno dziecko zdrowe, a drugie przewlekle chore i nie chcemy, by to zdrowe chodząc do szkoły, stanowiło zagrożenie dla chorego, korzystającego z edukacji domowej – poradziła, by zdrowe dziecko trafiło „na jakiś czas” pod opiekę rodziny. Dziadków, cioć, wujków etc. I nie miało kontaktu z chorym bratem lub siostrą. Matko kochana. Psychologowie już mogą zacierać ręce. Kolejki przed ich gabinetami będą się ustawiać na pewno.

Artykuł został opublikowany w 31/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.