Na stronie - Nakręceni Polską

Na stronie - Nakręceni Polską

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nasz kraj ciągną do przodu nadaktywni, nakręceni, nadambitni. Reszta próbuje nadążyć
Na szosie pod Drohiczynem na Podlasiu korek ciągnął się na kilometr, ale nie dlatego, że remontują drogę. Przejazd zatkała furmanka, która wlokła się jak emeryt na nieszpory. Za nią sznur samochodów. Kierowcy trąbili i wygrażali, a woźnica - nic. On po prostu jechał tak, jak się zawsze jeździło w tych stronach. Tymczasem wszystko powinno być odwrotnie - to samochody powinny pruć 130 km/h, a w tyle powinna się ciągnąć furmanka.
Bo taka jest logika tego, co obecnie się dzieje w Polsce.
Nasz kraj ciągną do przodu (najniższe od kilkunastu lat bezrobocie - 13 proc., najwyższy wzrost gospodarczy - ponad 7 proc., i wielka fala optymizmu konsumentów) nadaktywni, nakręceni, nadambitni. Reszta próbuje nadążyć. "Z gospodarki informacji przeszliśmy niepostrzeżenie do gospodarki uwagi, w której dobrem nadrzędnym jest nie tyle informacja, ile zdolność do selekcji informacji" - diagnozuje Marta Fita-Czuchnowska (vide: "Nakręceni rządzą").
Nakręceni do śniadania zrobią tyle, ile niejeden rodak w tydzień. Wiem, bo dojeżdżamy do pracy tą samą windą. Do piątego piętra zlustrują krawat - czy biegnie prosto po płaskim brzuchu, buty - czy wystarczająco lśnią, i worki pod oczami - czy zniknęły po wtarciu kremu dla panów. Do dziesiątego piętra obmyślą nowy komplement dla pani w recepcji.
A powyżej to już telefoniczne instrukcje dla personelu. Żeby na poranną operatywkę też stawili się dopięci i przygotowani.
Nakręceni to awers naszego cudu gospodarczego. Bo jest też rewers. Autentyk ze śródmieścia Warszawy: niegłupi facet przed trzydziestką pilnuje parkingu. Podnosi szlaban, czasem wypisze kwit. Już drugi rok. Ale w rodzinie nikt nie powie, że jest parkingowym. On "kontestuje system". Skąd im się to wzięło? Z tradycji rodzinnej. Dziadek po wojnie załapał się do KC. Z miejsca ustawił siebie i rodzinę. Mieszkanie, studia, wyjazdy i podobne. Tata, łeb sześć na dziewięć, w ogóle nie musiał się wysilać. Staż kandydacki w partii skrócili mu do minimum, posadzili na dyrektorski fotel w instytucji państwowej i siedzi tam do dziś.
I ten z parkingu też liczył na to, że się tak przewiezie. Tata wepchnął go nawet do jakiegoś banku. Ale tam kazali mu być przygotowanym, eleganckim i punktualnym. Jemu? Więc się wkurzył i oświadczył, że odmawia "poniżającego udziału w wyścigu szczurów" (choć w Polsce w wyścigu szczurów, niestety, uczestniczą nieliczni, a sam wyścig to właściwie wciąż spacerek). Dopóki rodzina nie załatwi mu takiego fotela, jaki obsiaduje tata. Ale im bliżej IV RP, tym rodzinie było trudniej.
Nasz parkingowy podnosi szlaban, a wieczorem biega na spotkania środowiska "Krytyki politycznej". I gardłuje, jak to ten kapitalizm wysysa z ludzi soki. A te luksusowe auta burżujów, które wzięły się "z potu i krwi ludu pracującego", najchętniej by podpalił. Tacy jak on nie szukają winy w sobie, tylko w innych. To łatwizna. Tak jak łatwizną jest naigrawanie się z tzw. dorobkiewiczów. Bo to dorobkiewicze budują nowoczesną Polskę. Ktoś, kto potrafi się bogacić, z sukcesem prowadzi firmę, musi być kreatywny, inteligentny, przebojowy, bo inaczej przegrałby na rynku. On robi nieporównanie więcej niż marudzący od rana do wieczora inteligenci, którym dobrze jest w stanie letargu. Polsce (i światu) potrzeba nadpobudliwych, energicznych, nakręconych, żądnych sukcesu.
Więcej możesz przeczytać w 27/2007 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 27/2007 (1280)