Rozmowa z Andrzejem Szejną, eurodeputowanym SLD
Gdzie pan już był na motorze?
Zjeździłem całą Belgię, byłem w Paryżu i w Amsterdamie, a najdłuższą trasę zaliczyłem, wyruszając z Brukseli na Lazurowe Wybrzeże.
Brakuje panu w polityce emocji?
Jest ich w niej aż nadto. Ale kiedy odziany w skórzane spodnie i kowbojki przemierzam długą trasę, słuchając jazzu, czuję się lepiej niż w jacuzzi.
Ma pan ochotę czasami się pościgać?
Mój suzuki intruder to nie wyścigowy przecinak, ale tzw. chopper na długie trasy. Ale i tak wystartowałem kiedyś w rajdzie europarlamentarzystów.
Inni politycy zazdroszczą?
Do przejażdżki na moim motocyklu przymierza się Ryszard Czarnecki, a Dariusz Rosati oglądał go z błyszczącymi z zachwytu oczami. Temu ostatniemu jeździć na motorze zabrania jednak żona.
Zawsze pozostają mu inne formy aktywności… Jak Markowi Siwcowi, który jeździ na rowerze. Kiedyś pokonaliśmy nawet kilkaset metrów, jadąc obok siebie. Oczywiście, nie rozwijałem zbyt dużej prędkości, bo by się, biedaczysko, zasapał.
Normalnie popędziłby pan chyba ze 150 na godzinę...
Tak szybko nie jeżdżę. Nie mieści się to w mojej motocyklowej filozofii. Jadąc, lubię czuć zapach trawy i obserwować spokojnie zmieniające się krajobrazy... Ale się rozmarzyłem. Chyba jeszcze dzisiaj sobie pojeżdżę!
Zjeździłem całą Belgię, byłem w Paryżu i w Amsterdamie, a najdłuższą trasę zaliczyłem, wyruszając z Brukseli na Lazurowe Wybrzeże.
Brakuje panu w polityce emocji?
Jest ich w niej aż nadto. Ale kiedy odziany w skórzane spodnie i kowbojki przemierzam długą trasę, słuchając jazzu, czuję się lepiej niż w jacuzzi.
Ma pan ochotę czasami się pościgać?
Mój suzuki intruder to nie wyścigowy przecinak, ale tzw. chopper na długie trasy. Ale i tak wystartowałem kiedyś w rajdzie europarlamentarzystów.
Inni politycy zazdroszczą?
Do przejażdżki na moim motocyklu przymierza się Ryszard Czarnecki, a Dariusz Rosati oglądał go z błyszczącymi z zachwytu oczami. Temu ostatniemu jeździć na motorze zabrania jednak żona.
Zawsze pozostają mu inne formy aktywności… Jak Markowi Siwcowi, który jeździ na rowerze. Kiedyś pokonaliśmy nawet kilkaset metrów, jadąc obok siebie. Oczywiście, nie rozwijałem zbyt dużej prędkości, bo by się, biedaczysko, zasapał.
Normalnie popędziłby pan chyba ze 150 na godzinę...
Tak szybko nie jeżdżę. Nie mieści się to w mojej motocyklowej filozofii. Jadąc, lubię czuć zapach trawy i obserwować spokojnie zmieniające się krajobrazy... Ale się rozmarzyłem. Chyba jeszcze dzisiaj sobie pojeżdżę!
Rozmawiał Wiktor Ferfecki
Więcej możesz przeczytać w 4/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.