Ministerstwo Zdrowia hołduje zasadzie: im mniej obywateli, tym zdrowszy budżet
Czytam ostatnio z zainteresowaniem liczne artykuły na temat reformy służby zdrowia. Już parę lat temu przekroczyłem wiek 65 lat i bardzo mnie interesuje perspektywa "leków za złotówkę". Wczoraj dowiedziałem się, że te leki są nową podpuchą Ministerstwa Zdrowia. Jego przedstawiciele pokazują się co chwila w telewizorze - niby marionetki na scenie rządowego teatru Groteska - i tłumaczą staruszkom, dlaczego dla dobra budżetu w ramach czynu obywatelskiego powinni wcześniej odejść z tego świata. Im mniej obywateli, tym zdrowszy budżet.
Znałem kiedyś przedwojennego maszynistę parowozów. Klepał biedę w PRL i nie było go stać na lekarstwa. Gdy mu coś dolegało, pił - ku mojemu zdumieniu - naftę. Traktował siebie jak lokomotywę parową i - o dziwo - ta nafta wypijana tzw. pięćdziesiątką pomagała mu, zwłaszcza na kaca. Z kolei jeden z moich przyjaciół wspomina czasy, kiedy go z Nowogródka Ruscy wywieźli na Syberię. Do lekarza trzeba było tam wędrować daleko, by poddać się tzw. kuracji na ceg-łę. Lekarz przydzielał pacjentowi miejsce w szpitaliku i wręczał rozgrzaną w piecu chlebowym cegłę. Tę cegłę chory przykładał sobie do miejsc bolących lub rozgrzewał się nią na koszt państwa, gdy miał dreszcze. W przysiółkach, skąd przybywali pacjenci, takich pieców i cegieł nie było. Podsuwam tę metodę polskim szpitalom, które nie mają pieniędzy na ogrzewanie. Każdemu pod kołdrę ciepłą cegłę. Picie nafty to już kwestia własnego wyboru. Co prawda, oddala nas to od standardów europejskich, ale przybliża do azjatyckich, które mogą przeważyć szalę historii. Właśnie odwołany minister zdrowia jest w każdym razie mentalnym wychowankiem totalitarnego i autokratycznego Wschodu, a nie demokratycznego Zachodu. Wydaje się, że on i jego urzędnicy w ogóle się nie przejmują losem marznących w inkubatorach noworodków, staruszków nie mających pieniędzy na lekarstwa, szpitali zamieniających się z wolna w umieralnie na koszt państwa, lekarzy zrozpaczonych brakiem możliwości ratowania zdrowia pacjentów. W tej chwili spora część tych tragicznych sytuacji jest wynikiem arbitralnie i z uporem wprowadzanej od nowa reformy zdrowia, która już szerzy spustoszenie, a co będzie, gdy w pełni wejdzie w życie? Czy wtedy o prawie kupna w Ustrzykach Dolnych pigułek na przeczyszczenie będą decydować referenci w Warszawie?
Na koniec tych smętnych dywagacji dodam gnębiące mnie wciąż pytanie - dlaczego identycznie jak w komunistycznej PRL rządy SLD i PSL oszczędzają na wydatkach na naukę, oświatę i zdrowie? Jest to zupełnie sprzeczne z normalną, cywilizowaną logiką rządzenia nowoczesnym państwem demokratycznym. Nie musi być ono od razu opiekuńcze. Wystarczy poczucie solidarności rządzących ze społeczeństwem.
Znałem kiedyś przedwojennego maszynistę parowozów. Klepał biedę w PRL i nie było go stać na lekarstwa. Gdy mu coś dolegało, pił - ku mojemu zdumieniu - naftę. Traktował siebie jak lokomotywę parową i - o dziwo - ta nafta wypijana tzw. pięćdziesiątką pomagała mu, zwłaszcza na kaca. Z kolei jeden z moich przyjaciół wspomina czasy, kiedy go z Nowogródka Ruscy wywieźli na Syberię. Do lekarza trzeba było tam wędrować daleko, by poddać się tzw. kuracji na ceg-łę. Lekarz przydzielał pacjentowi miejsce w szpitaliku i wręczał rozgrzaną w piecu chlebowym cegłę. Tę cegłę chory przykładał sobie do miejsc bolących lub rozgrzewał się nią na koszt państwa, gdy miał dreszcze. W przysiółkach, skąd przybywali pacjenci, takich pieców i cegieł nie było. Podsuwam tę metodę polskim szpitalom, które nie mają pieniędzy na ogrzewanie. Każdemu pod kołdrę ciepłą cegłę. Picie nafty to już kwestia własnego wyboru. Co prawda, oddala nas to od standardów europejskich, ale przybliża do azjatyckich, które mogą przeważyć szalę historii. Właśnie odwołany minister zdrowia jest w każdym razie mentalnym wychowankiem totalitarnego i autokratycznego Wschodu, a nie demokratycznego Zachodu. Wydaje się, że on i jego urzędnicy w ogóle się nie przejmują losem marznących w inkubatorach noworodków, staruszków nie mających pieniędzy na lekarstwa, szpitali zamieniających się z wolna w umieralnie na koszt państwa, lekarzy zrozpaczonych brakiem możliwości ratowania zdrowia pacjentów. W tej chwili spora część tych tragicznych sytuacji jest wynikiem arbitralnie i z uporem wprowadzanej od nowa reformy zdrowia, która już szerzy spustoszenie, a co będzie, gdy w pełni wejdzie w życie? Czy wtedy o prawie kupna w Ustrzykach Dolnych pigułek na przeczyszczenie będą decydować referenci w Warszawie?
Na koniec tych smętnych dywagacji dodam gnębiące mnie wciąż pytanie - dlaczego identycznie jak w komunistycznej PRL rządy SLD i PSL oszczędzają na wydatkach na naukę, oświatę i zdrowie? Jest to zupełnie sprzeczne z normalną, cywilizowaną logiką rządzenia nowoczesnym państwem demokratycznym. Nie musi być ono od razu opiekuńcze. Wystarczy poczucie solidarności rządzących ze społeczeństwem.
Więcej możesz przeczytać w 4/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.