Mamy nowy rząd - w Brukseli Musimy się przyzwyczaić, że od 1 maja Polska ma dwa rządy: jeden w Warszawie, drugi w Brukseli. Oba mogą w decydujący sposób wpłynąć na nasze życie i na nasze portfele. Rząd w Warszawie zmieni się przypuszczalnie w czerwcu przyszłego roku, rząd w Brukseli - zwany Komisją Europejską - już za kilka dni. Nowy będzie bardziej liberalny od poprzedniego, wprowadzi wiele istotnych zmian w stosunku do praktyki gabinetu Romano Prodiego.
Cyrk w Brukseli
Na rondzie Schumana w Brukseli, pośród najważniejszych budynków unijnych, stoi od niedawna kolorowy namiot cyrkowy. Wewnątrz urządzono nudną wystawę o historii UE. Prawdziwy cyrk odbywa się w okolicznych europałacach: Berlaymont, Breydel, Consilium, Charlemagne, gdzie wszyscy siedzą na walizkach i z obłędem w oczach starają się obsługiwać dwie komisje jednocześnie. Jeszcze śmieszniej jest w gmachu Parlamentu Europejskiego - w atmosferze skandalu zakończyły się tam przesłuchania nowych komisarzy. Europejska prasa jest zgodna: najlepiej wypadł Brytyjczyk Peter Mandelson, chwali się Danutę Hübner, dobrze poszło też Dalii Grybauskaité z Litwy, Viviane Reding z Luksemburga i Szwedce Margot Wallström.
Zdecydowanie najgorzej wypadł Laszlo Kovacs. Były komunistyczny minister spraw zagranicznych Węgier nie potrafił odpowiedzieć na wiele elementarnych pytań dotyczących jego resortu - energetyki. Za ignorancję oberwało się także byłemu premierowi Czech Vladimirowi Spidli oraz Mariann Fischer Boel, przysłanej przez Danię, by zajmowała się rolnictwem.
Największy skandal wybuchły jednak wokół przesłuchań Włocha Rocco Buttiglionego oraz Holenderki Neelie Kroes. Przyszłą komisarz ds. konkurencji podejrzewa się o chęć faworyzowania którejś z 51 firm, w których radach nadzorczych zasiadała. Zarzuca się jej niejasności w deklaracjach podatkowych jej i jej byłego męża, burmistrza Rotterdamu.
To jednak nic w porównaniu z napaścią socjalistów, zielonych i liberałów na Rocco Buttiglionego za to, że nazwał homoseksualistów "grzesznikami". Kulminacją typowo komunistycznej nagonki na katolika była finezyjna wypowiedź przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, socjalisty Josepa Borrella, że "Buttiglione nie powinien się zajmować kwestiami sprawiedliwości, lecz burakami". W efekcie członkowie jednej z dwóch komisji PE stosunkiem głosów 26:25 opowiedzieli się za odrzuceniem kandydatury włoskiego filozofa.
Czy może zatem Buttiglione musi odejść? Raczej nie, ponieważ na sesji plenarnej parlament nie głosuje nad zaufaniem dla poszczególnych komisarzy, ale dla całej komisji. Barroso nie może się pozwolić szantażować europarlamentarzystom przez całą kadencję i broni włoskiego komisarza. Być może Buttiglione będzie musiał złożyć oświadczenie, że nie zamierza gnębić gejów i na tym się skończy.
Tym bardziej że - jak tłumaczy dla "Wprost" jeden z wysokich funkcjonariuszy unijnych - "każdy z trzech wielkich klubów parlamentarnych: ludowców, socjalistów i liberałów, ma swoich zakładników. Jeśli jeden z klubów zdecyduje się ściąć głowę kandydatowi innego klubu, zemsta będzie natychmiastowa".
Blask miliardów
Nowa komisja, która rozpocznie urzędowanie 3 listopada (1 i 2 listopada Bruksela świętuje), będzie decydowała o rozdziale bardzo dużych pieniędzy. 80 proc. z nich kontrolują dwie kobiety: Dunka Mariann Fischer Boel (50 proc. budżetu, czyli ponad 500 mld euro) i Polka Danuta Hübner (30 proc., czyli 336 mld euro).
Boel nadzoruje fundusze w ramach wspólnej polityki rolnej. - Niech się polscy chłopi nie obawiają - mówi "Wprost" funkcjonariusz unijnego resortu rolnictwa - nikt nie odbierze im ich pieniędzy.
Danuta Hübner zadba zapewne, by skierować część zawiadywanych przez nią funduszy do Polski. Nie musi się nawet specjalnie starać. Spełniamy - niestety - wszelkie warunki, by otrzymać więcej niż ktokolwiek inny: mamy regiony rozwinięte słabiej niż przeciętnie w Europie, mamy wysokie bezrobocie i jesteśmy najwięksi. Dlatego spośród 336 mld euro unijnych funduszy spójnościowych powinniśmy otrzymać aż 60 mld euro.
Niemałym budżetem będzie też dysponować nowy komisarz transportu Francuz Jacques Barrot. - Nowa komisja nie dopuści, by pieniądze z opłat za korzystanie z dróg i autostrad były kierowane do innych sektorów niż transport - mówi "Wprost" rzecznik KE. Marzenia o zasilaniu nimi na przykład funduszu zapomóg społecznych politycy znad Wisły mogą od razu porzucić.
Zgodnie ze strategią lizbońską, każdy kraj UE 3 proc. PKB ma przeznaczać na oświatę i naukę. - Musicie jednak łączyć się w kartele naukowe z placówkami zagranicznymi - radzi Polakom zajmujący się oświatą urzędnik komisji. - Pojęcie uniwersytetu lokalnego będzie za kadencji nowej komisji ustępować miejsca pojęciu międzynarodowych struktur naukowo-badawczych.
Brukselski Drang nach Osten
Nasze starania o decydujący w UE głos w sprawach Ukrainy nie są bez szans. Piętnastka nie doceniała znaczenia naszych wschodnich sąsiadów. - Nowa komisja zaczyna rozumieć, że ośmiu spośród nowych członków traktuje te zagadnienia poważnie i gotowa jest zaakceptować nasze argumenty - mówi "Wprost" Danuta Hübner. - Tym chętniej że podobne do naszych opinie wyraża Benita Ferrero-Waldner, austriacka komisarz ds. stosunków zewnętrznych. Dotychczasowe argumenty: "daleko Ukrainie do unijnych standardów", są łatwiejsze do zbicia po decyzji rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Turcją.
Rosną również szanse na większy realizm w stosunkach z Rosją. "W Rosji mamy do czynienia z oczywistymi krokami wstecz w dziedzinie demokracji, a UE powinna prowadzić z Moskwą otwarty dialog na wszystkie bez wyjątku tematy jak równy z równym" - powiedziała podczas przesłuchań w PE Benita Ferrero-Waldner. Co prawda, Niemcy i Francja nie zarzuciły pomysłu specjalnych stosunków z Moskwą, ale obecność w komisji przedstawicieli krajów doskonale wiedzących, czym pachnie rosyjski imperializm, sprawia, że nasz głos w sprawach rosyjskich będzie uważniej słuchany w Brukseli.
Lepsza Europa?
- Nowa komisja będzie zdecydowanie bardziej jednolita i solidarna niż poprzednia - uważa jeden z nowych komisarzy. Mimo to panuje przekonanie, że Irak nadal będzie dzielił Europę, przynajmniej do wyborów prezydenckich we Francji w 2007 r. Do tego czasu stojący na czele antyamerykańskiej frakcji UE Jacques Chirac nie dopuści do wypracowania wspólnej unijnej polityki wobec Iraku. Tym niemniej liczba komisarzy z krajów uczestniczących w koalicji i objęcie funkcji komisarza ds. stosunków zewnętrznych przez Benitę Ferrero-Waldner pozwalają żywić nadzieje na istotne przesunięcie akcentów. Być może doprowadzi to do ocieplenia stosunków z USA.
Na pierwsze decyzje nowej komisji czeka się również poza Europą, może najbardziej na Bliskim Wschodzie. Niestety, podczas przesłuchań w PE nikt nawet nie zająknął się na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego. W komisji Prodiego duet Javier Solana (polityka zagraniczna i bezpieczeństwo) i Chris Patten (stosunki zewnętrzne) forsował pomoc dla Jasera Arafata. Wywodząca się z partii liberalnej Ferrero-Waldner zapewne nie będzie równie chętna do współpracy ze skompromitowanym hersztem palestyńskich terrorystów.
Nie ma natomiast szans na zmianę unijnej polityki w stosunku do Chin. Powszechnie chwalony Peter Mandelson, nowy komisarz ds. handlu, wezwał członków europarlamentu, by "nie demonizowali" tego kraju. Nikt nie myśli o uzależnieniu nowych inwestycji od przestrzegania przez Pekin praw człowieka. To skandal, ponieważ lista brutalnych naruszeń ONZ-owskiej Karty Praw Człowieka i Obywatela w Państwie Środka jest przerażająca i bynajmniej nie maleje.
W nadchodzącym pięcioleciu nie zmieni się zapewne europejska niechęć do angażowania się w rozwiązywanie konfliktów regionalnych, ale dłużej nie da się już chować głowy w piasek. Probierzem zadeklarowanej "globalnej" odpowiedzialności unii będzie Bośnia i Hercegowina, gdzie od 1 stycznia miejsce sił stabilizacyjnych NATO zajmie policja europejska. Mnożą się naciski, by żołnierze z odznakami UE pojawili się na Bliskim Wschodzie, na Bałkanach, w Afryce, ale nie będzie to możliwe, póki Europa nie przyjmie na siebie odpowiedzialności równej jej potędze gospodarczej i póki nie powstaną sprawne europejskie siły szybkiego reagowania.
Test dla Barroso
Nowy przewodniczący komisji José Manuel Barroso powiedział "Wprost": - Jestem zwolennikiem realizacji celów wyznaczonych w strategii lizbońskiej do 2010 r. 5 listopada komisja pod przewodnictwem Wima Koka, byłego premiera Holandii, ogłosi raport, w którym zasugeruje rewizję tych założeń. Mimo to uważam, że należy się starać osiągnąć określone wówczas cele. Wiem, że będzie to trudne, ale nie niemożliwe. Lepiej jest się zdobyć na większy wysiłek i zacisnąć zęby, niż się poddać.
Spełnienie obietnic oznacza liberalizację gospodarek państw członkowskich, drastyczną reformę państwa opiekuńczego oraz uelastycznienie rynku pracy. Lewicowe rządy otwarcie sprzeciwiają się tym projektom bądź starają się opóźnić ich realizację. Rządy prawicowe (na przykład włoski) boją się niepopularnych reform i - w konsekwencji - przegranych wyborów.
Niestety, wydaje się, że nic nie zatrzyma już reformy paktu stabilizacyjnego, czyli zbioru reguł, którymi zobowiązane są kierować się gospodarki państw strefy euro. W marcu miejsce Pedro Solbesa, powołanego do rządu Zapatero, zajął inny socjalista hiszpański Joaquín Almunia. Jak mówią "Wprost" ludzie z pałacu Breydel, siedziby starej komisji, Solbes był przeciwnikiem rewizji paktu stabilizacyjnego, a Almunia jest jej gorącym zwolennikiem.
Rewolucji nie należy się spodziewać w rolnictwie. Budżet raczej nie będzie już zmniejszany. - Co z tego, że na pomoc dla rolników, którzy stanowią 6 proc. populacji unii, przeznacza się 50 proc. budżetu wspólnoty - mówi "Wprost" brukselski funkcjonariusz resortu rolnictwa. - Te pieniądze plus pomoc każdego z krajów to w sumie 2 proc. unijnego PKB; rolnikom należałoby się więcej.
Na rondzie Schumana w Brukseli, pośród najważniejszych budynków unijnych, stoi od niedawna kolorowy namiot cyrkowy. Wewnątrz urządzono nudną wystawę o historii UE. Prawdziwy cyrk odbywa się w okolicznych europałacach: Berlaymont, Breydel, Consilium, Charlemagne, gdzie wszyscy siedzą na walizkach i z obłędem w oczach starają się obsługiwać dwie komisje jednocześnie. Jeszcze śmieszniej jest w gmachu Parlamentu Europejskiego - w atmosferze skandalu zakończyły się tam przesłuchania nowych komisarzy. Europejska prasa jest zgodna: najlepiej wypadł Brytyjczyk Peter Mandelson, chwali się Danutę Hübner, dobrze poszło też Dalii Grybauskaité z Litwy, Viviane Reding z Luksemburga i Szwedce Margot Wallström.
Zdecydowanie najgorzej wypadł Laszlo Kovacs. Były komunistyczny minister spraw zagranicznych Węgier nie potrafił odpowiedzieć na wiele elementarnych pytań dotyczących jego resortu - energetyki. Za ignorancję oberwało się także byłemu premierowi Czech Vladimirowi Spidli oraz Mariann Fischer Boel, przysłanej przez Danię, by zajmowała się rolnictwem.
Największy skandal wybuchły jednak wokół przesłuchań Włocha Rocco Buttiglionego oraz Holenderki Neelie Kroes. Przyszłą komisarz ds. konkurencji podejrzewa się o chęć faworyzowania którejś z 51 firm, w których radach nadzorczych zasiadała. Zarzuca się jej niejasności w deklaracjach podatkowych jej i jej byłego męża, burmistrza Rotterdamu.
To jednak nic w porównaniu z napaścią socjalistów, zielonych i liberałów na Rocco Buttiglionego za to, że nazwał homoseksualistów "grzesznikami". Kulminacją typowo komunistycznej nagonki na katolika była finezyjna wypowiedź przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, socjalisty Josepa Borrella, że "Buttiglione nie powinien się zajmować kwestiami sprawiedliwości, lecz burakami". W efekcie członkowie jednej z dwóch komisji PE stosunkiem głosów 26:25 opowiedzieli się za odrzuceniem kandydatury włoskiego filozofa.
Czy może zatem Buttiglione musi odejść? Raczej nie, ponieważ na sesji plenarnej parlament nie głosuje nad zaufaniem dla poszczególnych komisarzy, ale dla całej komisji. Barroso nie może się pozwolić szantażować europarlamentarzystom przez całą kadencję i broni włoskiego komisarza. Być może Buttiglione będzie musiał złożyć oświadczenie, że nie zamierza gnębić gejów i na tym się skończy.
Tym bardziej że - jak tłumaczy dla "Wprost" jeden z wysokich funkcjonariuszy unijnych - "każdy z trzech wielkich klubów parlamentarnych: ludowców, socjalistów i liberałów, ma swoich zakładników. Jeśli jeden z klubów zdecyduje się ściąć głowę kandydatowi innego klubu, zemsta będzie natychmiastowa".
Blask miliardów
Nowa komisja, która rozpocznie urzędowanie 3 listopada (1 i 2 listopada Bruksela świętuje), będzie decydowała o rozdziale bardzo dużych pieniędzy. 80 proc. z nich kontrolują dwie kobiety: Dunka Mariann Fischer Boel (50 proc. budżetu, czyli ponad 500 mld euro) i Polka Danuta Hübner (30 proc., czyli 336 mld euro).
Boel nadzoruje fundusze w ramach wspólnej polityki rolnej. - Niech się polscy chłopi nie obawiają - mówi "Wprost" funkcjonariusz unijnego resortu rolnictwa - nikt nie odbierze im ich pieniędzy.
Danuta Hübner zadba zapewne, by skierować część zawiadywanych przez nią funduszy do Polski. Nie musi się nawet specjalnie starać. Spełniamy - niestety - wszelkie warunki, by otrzymać więcej niż ktokolwiek inny: mamy regiony rozwinięte słabiej niż przeciętnie w Europie, mamy wysokie bezrobocie i jesteśmy najwięksi. Dlatego spośród 336 mld euro unijnych funduszy spójnościowych powinniśmy otrzymać aż 60 mld euro.
Niemałym budżetem będzie też dysponować nowy komisarz transportu Francuz Jacques Barrot. - Nowa komisja nie dopuści, by pieniądze z opłat za korzystanie z dróg i autostrad były kierowane do innych sektorów niż transport - mówi "Wprost" rzecznik KE. Marzenia o zasilaniu nimi na przykład funduszu zapomóg społecznych politycy znad Wisły mogą od razu porzucić.
Zgodnie ze strategią lizbońską, każdy kraj UE 3 proc. PKB ma przeznaczać na oświatę i naukę. - Musicie jednak łączyć się w kartele naukowe z placówkami zagranicznymi - radzi Polakom zajmujący się oświatą urzędnik komisji. - Pojęcie uniwersytetu lokalnego będzie za kadencji nowej komisji ustępować miejsca pojęciu międzynarodowych struktur naukowo-badawczych.
Brukselski Drang nach Osten
Nasze starania o decydujący w UE głos w sprawach Ukrainy nie są bez szans. Piętnastka nie doceniała znaczenia naszych wschodnich sąsiadów. - Nowa komisja zaczyna rozumieć, że ośmiu spośród nowych członków traktuje te zagadnienia poważnie i gotowa jest zaakceptować nasze argumenty - mówi "Wprost" Danuta Hübner. - Tym chętniej że podobne do naszych opinie wyraża Benita Ferrero-Waldner, austriacka komisarz ds. stosunków zewnętrznych. Dotychczasowe argumenty: "daleko Ukrainie do unijnych standardów", są łatwiejsze do zbicia po decyzji rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Turcją.
Rosną również szanse na większy realizm w stosunkach z Rosją. "W Rosji mamy do czynienia z oczywistymi krokami wstecz w dziedzinie demokracji, a UE powinna prowadzić z Moskwą otwarty dialog na wszystkie bez wyjątku tematy jak równy z równym" - powiedziała podczas przesłuchań w PE Benita Ferrero-Waldner. Co prawda, Niemcy i Francja nie zarzuciły pomysłu specjalnych stosunków z Moskwą, ale obecność w komisji przedstawicieli krajów doskonale wiedzących, czym pachnie rosyjski imperializm, sprawia, że nasz głos w sprawach rosyjskich będzie uważniej słuchany w Brukseli.
Lepsza Europa?
- Nowa komisja będzie zdecydowanie bardziej jednolita i solidarna niż poprzednia - uważa jeden z nowych komisarzy. Mimo to panuje przekonanie, że Irak nadal będzie dzielił Europę, przynajmniej do wyborów prezydenckich we Francji w 2007 r. Do tego czasu stojący na czele antyamerykańskiej frakcji UE Jacques Chirac nie dopuści do wypracowania wspólnej unijnej polityki wobec Iraku. Tym niemniej liczba komisarzy z krajów uczestniczących w koalicji i objęcie funkcji komisarza ds. stosunków zewnętrznych przez Benitę Ferrero-Waldner pozwalają żywić nadzieje na istotne przesunięcie akcentów. Być może doprowadzi to do ocieplenia stosunków z USA.
Na pierwsze decyzje nowej komisji czeka się również poza Europą, może najbardziej na Bliskim Wschodzie. Niestety, podczas przesłuchań w PE nikt nawet nie zająknął się na temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego. W komisji Prodiego duet Javier Solana (polityka zagraniczna i bezpieczeństwo) i Chris Patten (stosunki zewnętrzne) forsował pomoc dla Jasera Arafata. Wywodząca się z partii liberalnej Ferrero-Waldner zapewne nie będzie równie chętna do współpracy ze skompromitowanym hersztem palestyńskich terrorystów.
Nie ma natomiast szans na zmianę unijnej polityki w stosunku do Chin. Powszechnie chwalony Peter Mandelson, nowy komisarz ds. handlu, wezwał członków europarlamentu, by "nie demonizowali" tego kraju. Nikt nie myśli o uzależnieniu nowych inwestycji od przestrzegania przez Pekin praw człowieka. To skandal, ponieważ lista brutalnych naruszeń ONZ-owskiej Karty Praw Człowieka i Obywatela w Państwie Środka jest przerażająca i bynajmniej nie maleje.
W nadchodzącym pięcioleciu nie zmieni się zapewne europejska niechęć do angażowania się w rozwiązywanie konfliktów regionalnych, ale dłużej nie da się już chować głowy w piasek. Probierzem zadeklarowanej "globalnej" odpowiedzialności unii będzie Bośnia i Hercegowina, gdzie od 1 stycznia miejsce sił stabilizacyjnych NATO zajmie policja europejska. Mnożą się naciski, by żołnierze z odznakami UE pojawili się na Bliskim Wschodzie, na Bałkanach, w Afryce, ale nie będzie to możliwe, póki Europa nie przyjmie na siebie odpowiedzialności równej jej potędze gospodarczej i póki nie powstaną sprawne europejskie siły szybkiego reagowania.
Test dla Barroso
Nowy przewodniczący komisji José Manuel Barroso powiedział "Wprost": - Jestem zwolennikiem realizacji celów wyznaczonych w strategii lizbońskiej do 2010 r. 5 listopada komisja pod przewodnictwem Wima Koka, byłego premiera Holandii, ogłosi raport, w którym zasugeruje rewizję tych założeń. Mimo to uważam, że należy się starać osiągnąć określone wówczas cele. Wiem, że będzie to trudne, ale nie niemożliwe. Lepiej jest się zdobyć na większy wysiłek i zacisnąć zęby, niż się poddać.
Spełnienie obietnic oznacza liberalizację gospodarek państw członkowskich, drastyczną reformę państwa opiekuńczego oraz uelastycznienie rynku pracy. Lewicowe rządy otwarcie sprzeciwiają się tym projektom bądź starają się opóźnić ich realizację. Rządy prawicowe (na przykład włoski) boją się niepopularnych reform i - w konsekwencji - przegranych wyborów.
Niestety, wydaje się, że nic nie zatrzyma już reformy paktu stabilizacyjnego, czyli zbioru reguł, którymi zobowiązane są kierować się gospodarki państw strefy euro. W marcu miejsce Pedro Solbesa, powołanego do rządu Zapatero, zajął inny socjalista hiszpański Joaquín Almunia. Jak mówią "Wprost" ludzie z pałacu Breydel, siedziby starej komisji, Solbes był przeciwnikiem rewizji paktu stabilizacyjnego, a Almunia jest jej gorącym zwolennikiem.
Rewolucji nie należy się spodziewać w rolnictwie. Budżet raczej nie będzie już zmniejszany. - Co z tego, że na pomoc dla rolników, którzy stanowią 6 proc. populacji unii, przeznacza się 50 proc. budżetu wspólnoty - mówi "Wprost" brukselski funkcjonariusz resortu rolnictwa. - Te pieniądze plus pomoc każdego z krajów to w sumie 2 proc. unijnego PKB; rolnikom należałoby się więcej.
Więcej możesz przeczytać w 44/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.