Potrzeba nam praworządnej, ale twardej gospodarki rynkowej, a nie frazesów o solidarności
Czy rzeczywiście nasza najbliższa przyszłość rysuje się niejasno? Przecież nawet tak zwykle ostrożna giełda jest pełna optymistów. Produkt krajowy rośnie, inflacja spadła bardziej, niż się spodziewano, eksport daje sobie doskonale radę mimo wysokiego kursu złotego, stopa bezrobocia, chociaż trwa zima, nie wzrasta, liczba ofert pracy rośnie. Realna sprzedaż w handlu zwiększyła się w ciągu roku (od listopada do listopada) o ponad 7 proc. Czego tu jeszcze chcieć?
Hossa pod choinkę
Odziedziczyć gospodarkę w fazie wzrostu, a nie recesji, to już nie byle jaki prezent, skądinąd wyraźnie niedoceniony przez zarozumiałych zwycięzców. Tymczasem jest czego chcieć. Przede wszystkim tego, by nowa ekipa rządowa i jej ambiwalentne zaplecze parlamentarne nie zepsuły tego, co odziedziczyły. By wyrzekły się bzdurnego, szkodzącego dobremu imieniu Polski w świecie, gadania o konieczności zastąpienia trzeciej Rzeczpospolitej czwartą. To oczywiście nie zwalnia nikogo, także obecnej ekipy, od rachunku sumienia za grzechy minionych szesnastu lat. Tyle że uwagę nowej większości bardziej zaprząta krytyka tego dziedzictwa, a w znacznie mniejszym stopniu - konkretne błędy oraz choroby gospodarki i państwa. Jest za to dużo sygnałów świadczących o zamysłach dalekich od ustrojowej logiki gospodarki rynkowej.
Szczególnie wieloznaczne wydaje się używanie we wszystkich trybach i przypadkach pojęcia solidarności. Gołym okiem widoczne są już różnokierunkowe nadinterpretacje tego pojęcia. Obawiam się zwłaszcza przemycania treści socjalistycznych pod tym nośnym hasłem. Powoływanie się na solidarność może się okazać bardzo groźne dla finansów publicznych, zwłaszcza gdyby to hasło miało zająć poczesne miejsce w zapowiadanej nowej konstytucji.
Centralizm demokratyczny
Nowa władza nie akcentuje swego demokratycznego charakteru. Liczyliśmy na przykład w obliczu zbliżających się wyborów samorządowych na uwypuklenie kluczowej roli sejmiku wojewódzkiego i jego marszałka jako gospodarza regionu. Nic z tych rzeczy. Jeszcze silniej niż dotychczas jest eksponowane stanowisko wojewody powołanego przecież jedynie do dbałości o zgodność działań organów samorządu z prawem i interesem państwa, a nie do codziennego rządzenia. Nowa władza stworzyła wprawdzie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, ale instytucja ta będzie narzędziem centralnego rozdzielnictwa pieniędzy, a nie organem wdrażającym decentralizację i samorządność.
Kredyt nieufności
Zupełnie niejasne perspektywy rysują się w systemie bankowym i kredytowym. Wyraźna jest przecież mimo kurtuazyjnych zapewnień tendencja do ograniczenia niezależności banku centralnego, do instrumentalnego traktowania tej instytucji przez czynniki rządowe. Nowa ekipa liczy na większą uległość banków w sprawach kredytowych. Czy ich prezesi popiszą się odwagą Marii Wiśniewskiej, byłej prezes Pekao SA, która odmówiła ówczesnemu ministrowi gospodarki Jackowi Piechocie umorzenia długów Stoczni Szczecińskiej?
Duży znak zapytania pojawia się w kwestii długu publicznego. Mimo korzystnego dla budżetu końca roku 2005 i głośnych zapowiedzi utrzymania deficytu budżetowego na poziomie 30 mld zł, dług rośnie. Szybko rosną bowiem potrzeby pożyczkowe państwa antycypującego przyszły wzrost wydatków. Wszystko wskazuje, że rok 2006 przyniesie finansom publicznym nie ulgę, a wzrost napięć, chociażby w wyniku ulegania presji silnych politycznie grup nacisku na wzrost pomocy publicznej dla nieefektywnych ogniw gospodarki. Oczywiście, pod hasłem solidarności, która wszystko usprawiedliwia. Zachłystywanie się rządu odziedziczoną stabilnością gospodarki grozi podejmowaniem pochopnych decyzji finansowych, zagrażających tej stabilności. Reakcje świata biznesu bywają wtedy bardzo bolesne dla finansów publicznych.
Dwie wojny za Szwecją
Nowa ekipa woli solidarność od liberalizmu. To bardzo zła perspektywa. Solidarność w gospodarce to antyteza konkurencji, to kontynuacja trzeciej drogi, która nie zdała historycznego egzaminu. Powoływanie się na poziom osiągnięty przez Europę Zachodnią, a ostatnio na szwedzkie państwo dobrobytu, nie ma w naszym wypadku uzasadnienia. Wielki skok zachodnich Niemiec po II wojnie światowej był rezultatem niezwykle twardej, pierwszej wersji społecznej gospodarki rynkowej, a nie jej dzisiejszego wynaturzenia. Sukces Szwecji to sukces cnót społeczeństwa obywatelskiego oszczędzonego przez dwie wojny światowe. Nam potrzeba praworządnej, ale twardej gospodarki rynkowej, a nie frazesów o solidarności. To jedyna droga doganiania tych, którym było łatwiej.
Hossa pod choinkę
Odziedziczyć gospodarkę w fazie wzrostu, a nie recesji, to już nie byle jaki prezent, skądinąd wyraźnie niedoceniony przez zarozumiałych zwycięzców. Tymczasem jest czego chcieć. Przede wszystkim tego, by nowa ekipa rządowa i jej ambiwalentne zaplecze parlamentarne nie zepsuły tego, co odziedziczyły. By wyrzekły się bzdurnego, szkodzącego dobremu imieniu Polski w świecie, gadania o konieczności zastąpienia trzeciej Rzeczpospolitej czwartą. To oczywiście nie zwalnia nikogo, także obecnej ekipy, od rachunku sumienia za grzechy minionych szesnastu lat. Tyle że uwagę nowej większości bardziej zaprząta krytyka tego dziedzictwa, a w znacznie mniejszym stopniu - konkretne błędy oraz choroby gospodarki i państwa. Jest za to dużo sygnałów świadczących o zamysłach dalekich od ustrojowej logiki gospodarki rynkowej.
Szczególnie wieloznaczne wydaje się używanie we wszystkich trybach i przypadkach pojęcia solidarności. Gołym okiem widoczne są już różnokierunkowe nadinterpretacje tego pojęcia. Obawiam się zwłaszcza przemycania treści socjalistycznych pod tym nośnym hasłem. Powoływanie się na solidarność może się okazać bardzo groźne dla finansów publicznych, zwłaszcza gdyby to hasło miało zająć poczesne miejsce w zapowiadanej nowej konstytucji.
Centralizm demokratyczny
Nowa władza nie akcentuje swego demokratycznego charakteru. Liczyliśmy na przykład w obliczu zbliżających się wyborów samorządowych na uwypuklenie kluczowej roli sejmiku wojewódzkiego i jego marszałka jako gospodarza regionu. Nic z tych rzeczy. Jeszcze silniej niż dotychczas jest eksponowane stanowisko wojewody powołanego przecież jedynie do dbałości o zgodność działań organów samorządu z prawem i interesem państwa, a nie do codziennego rządzenia. Nowa władza stworzyła wprawdzie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, ale instytucja ta będzie narzędziem centralnego rozdzielnictwa pieniędzy, a nie organem wdrażającym decentralizację i samorządność.
Kredyt nieufności
Zupełnie niejasne perspektywy rysują się w systemie bankowym i kredytowym. Wyraźna jest przecież mimo kurtuazyjnych zapewnień tendencja do ograniczenia niezależności banku centralnego, do instrumentalnego traktowania tej instytucji przez czynniki rządowe. Nowa ekipa liczy na większą uległość banków w sprawach kredytowych. Czy ich prezesi popiszą się odwagą Marii Wiśniewskiej, byłej prezes Pekao SA, która odmówiła ówczesnemu ministrowi gospodarki Jackowi Piechocie umorzenia długów Stoczni Szczecińskiej?
Duży znak zapytania pojawia się w kwestii długu publicznego. Mimo korzystnego dla budżetu końca roku 2005 i głośnych zapowiedzi utrzymania deficytu budżetowego na poziomie 30 mld zł, dług rośnie. Szybko rosną bowiem potrzeby pożyczkowe państwa antycypującego przyszły wzrost wydatków. Wszystko wskazuje, że rok 2006 przyniesie finansom publicznym nie ulgę, a wzrost napięć, chociażby w wyniku ulegania presji silnych politycznie grup nacisku na wzrost pomocy publicznej dla nieefektywnych ogniw gospodarki. Oczywiście, pod hasłem solidarności, która wszystko usprawiedliwia. Zachłystywanie się rządu odziedziczoną stabilnością gospodarki grozi podejmowaniem pochopnych decyzji finansowych, zagrażających tej stabilności. Reakcje świata biznesu bywają wtedy bardzo bolesne dla finansów publicznych.
Dwie wojny za Szwecją
Nowa ekipa woli solidarność od liberalizmu. To bardzo zła perspektywa. Solidarność w gospodarce to antyteza konkurencji, to kontynuacja trzeciej drogi, która nie zdała historycznego egzaminu. Powoływanie się na poziom osiągnięty przez Europę Zachodnią, a ostatnio na szwedzkie państwo dobrobytu, nie ma w naszym wypadku uzasadnienia. Wielki skok zachodnich Niemiec po II wojnie światowej był rezultatem niezwykle twardej, pierwszej wersji społecznej gospodarki rynkowej, a nie jej dzisiejszego wynaturzenia. Sukces Szwecji to sukces cnót społeczeństwa obywatelskiego oszczędzonego przez dwie wojny światowe. Nam potrzeba praworządnej, ale twardej gospodarki rynkowej, a nie frazesów o solidarności. To jedyna droga doganiania tych, którym było łatwiej.
Więcej możesz przeczytać w 1/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.