Sienkiewicz to umiał tak nam pokolorować historię, że sto lat z hakiem nie możemy się po tym otrząsnąć
Same afery z tą historią. Minister Giertych pcha młodzież szkolną na Czersk, Płock i Połaniec, w te mateczniki polskiej demokracji. Choć jak ma się Czersk do demokracji - sami mieszkańcy nie wiedzą. Może więc propozycję ministerialną przerobić na harcerskie podchody: "Znajdź pięć ukrytych objawów demokracji w Płocku i jeden w Połańcu. Za sześć punktów". Z kolei premier Kaczyński cieszy się ze startu kanału Historia w publicznej i od razu zgłasza, by naszą historię odrobinę podbarwić. Bo ponura jak nastrój kursokonferencji w listopadzie. Z tym jest huk roboty, gdyż trzeba by - zaczynając od pieca - napisać nowe wierszyki dla przedszkolaków. Żadne tam: "Oto groby, oto cmentarz/ Taki jest nasz elementarz". Co się w polskich główkach tłukło przez ostatnie sto lat. Więc może: "Panie Janie, rano wstań./ Nasi wrogów biją, bim bam bom". No nie, nie umiem... Ręka się jakoś nie układa do pogodnych rymów historycznych.
Tymczasem kiedy ja nie umiem, a premier postuluje, przed nosem przemyka nam 90. rocznica śmieci Henryka Sienkiewicza. Ten to umiał nam pokolorować historię. Że sto lat z hakiem nie możemy się po tym otrząsnąć. Ale ja nie o tym, czy dobrze zrobił, że nam głowy umeblował tą sarmacką butą, która pchała nas na kolejne barykady. To zostawiam Jankowi Pospieszalskiemu.
Ja przywołałbym Sienkiewicza jako światowej klasy fachmana, który umiał na historii zarobić ciężkie ruble i dolary. A przypominam go równo w 110 lat "złotego strzału", jakim była powieść "Quo vadis?". Jeszcze farba nie obeschła na polskich egzemplarzach książki, a już "Quo vadis?" zalało Amerykę. Powieść została w USA książką roku 1898. W ciągu kilku miesięcy przełożono ją na wszystkie języki europejskie, literaci amatorzy pisali jej kontynuacje. Przekład łaciński ofiarowano papieżowi Leonowi XIII. Rynek zalewały wydania pirackie. Przykładowo: tylko w Hiszpanii dzieło Sienkiewicza opublikowano do 1965 r. w 61 wydaniach. Powieść szybko przekroczyła granice literatury. Jej bohaterowie pojawiali się w reklamie: ciastek, krawatów, kapeluszy, cukierków. Na całym świecie "Quo vadis?" przerabiano na spektakle ogródkowe, oratoria, opery, wreszcie na film. Na ekran utwór przenoszono co najmniej dziesięć razy.
I to może być ten kawałek kolorowej historii, której wyczekuje premier. Bo położenie geopolityczne mamy fatalne, ale trafiło się nam parę mózgów, że klękajcie narody. Chcemy weselszej historii dla naszych dzieci? Inwestujmy w mózgi. Agnieszka Osiecka mawiała, że jak kto zdolny, to ukręci dzieło z niczego. A jak matoł, to zrobi gówno nawet z pomarańczy, panowie od historii.
Tymczasem kiedy ja nie umiem, a premier postuluje, przed nosem przemyka nam 90. rocznica śmieci Henryka Sienkiewicza. Ten to umiał nam pokolorować historię. Że sto lat z hakiem nie możemy się po tym otrząsnąć. Ale ja nie o tym, czy dobrze zrobił, że nam głowy umeblował tą sarmacką butą, która pchała nas na kolejne barykady. To zostawiam Jankowi Pospieszalskiemu.
Ja przywołałbym Sienkiewicza jako światowej klasy fachmana, który umiał na historii zarobić ciężkie ruble i dolary. A przypominam go równo w 110 lat "złotego strzału", jakim była powieść "Quo vadis?". Jeszcze farba nie obeschła na polskich egzemplarzach książki, a już "Quo vadis?" zalało Amerykę. Powieść została w USA książką roku 1898. W ciągu kilku miesięcy przełożono ją na wszystkie języki europejskie, literaci amatorzy pisali jej kontynuacje. Przekład łaciński ofiarowano papieżowi Leonowi XIII. Rynek zalewały wydania pirackie. Przykładowo: tylko w Hiszpanii dzieło Sienkiewicza opublikowano do 1965 r. w 61 wydaniach. Powieść szybko przekroczyła granice literatury. Jej bohaterowie pojawiali się w reklamie: ciastek, krawatów, kapeluszy, cukierków. Na całym świecie "Quo vadis?" przerabiano na spektakle ogródkowe, oratoria, opery, wreszcie na film. Na ekran utwór przenoszono co najmniej dziesięć razy.
I to może być ten kawałek kolorowej historii, której wyczekuje premier. Bo położenie geopolityczne mamy fatalne, ale trafiło się nam parę mózgów, że klękajcie narody. Chcemy weselszej historii dla naszych dzieci? Inwestujmy w mózgi. Agnieszka Osiecka mawiała, że jak kto zdolny, to ukręci dzieło z niczego. A jak matoł, to zrobi gówno nawet z pomarańczy, panowie od historii.
Więcej możesz przeczytać w 47/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.