Chińskie boty w warszawskiej kampanii. PKW zabrała głos

Chińskie boty w warszawskiej kampanii. PKW zabrała głos

Warszawa (fot. Photocreo Bednarek/fotolia.pl)
Ponad 4 tysiące chińskich kont pojawiło się już w warszawskiej kampanii. To zjawisko wychwycił w sieci dr Paweł Matuszewski, który stworzył aplikację na wybory samorządowe. Co wiadomo o tych botach?

Zostały założone kilka miesięcy temu. Na razie nic się nie dzieje, prawie żadne z chińskich kont nie lajkuje i nie retweetuje – opisuje socjolog. Konta te obserwują obu kandydatów, Rafała Trzaskowskiego i Patryka Jakiego. W wywiadzie w ostatnim tygodniku „Wprost” Matuszewski opowiadał o działaniu botów i trolli internetowych w kampaniach wyborczych. Jego zdaniem, przy dobrze skonstruowanych botach czy inteligentnych trollach, trudno jednak wykryć, co jest opłaconą działalnością czy automatem, a co nie.

Czytaj też:
Chińskie boty w polskiej kampanii

Niedawno „Gazeta Wyborcza” i Radio Zet ujawniły faktury za usługi w sieci, które w spółce Elchupacabra kupował sztab Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich w 2015 r. (o tej spółce pisaliśmy też we „Wprost” w 2017 r.). Chodziło o tworzenie tysiąca wątków tematycznych miesięcznie, w każdym miało się znaleźć pięć tys. automatycznych wpisów.

Kupowanie botów czy armii trolli, działania fałszywych kont w sieci, mogą wpływać na wyniki wyborcze. Dlatego stanowisko w tej sprawie zajęła Państwowa Komisja Wyborcza. Zgodnie z nim, aktywność w sieci finansowana przez komitety, powinna być oznaczana na takiej samej zasadzie jak materiały wyborcze. „Dotyczy to nie tylko przekazów zamieszczanych np. na stronach internetowych wykorzystywanych przez komitety wyborcze do prowadzenia agitacji wyborczej, lecz także rozpowszechnianych w innej formie, w tym w postaci przekazów zwielokrotnianych na zlecenie komitetu przez osoby lub przez systemy zautomatyzowane”. Takie przekazy zgodnie z kodeksem wyborczym, powinny być więc oznaczone jako materiały sfinansowane przez komitety.

PKW przyznaje wprost: „W ostatnich latach doświadczenia wielu już państw wykazały, że naruszanie tych zasad sprzyja manipulowaniu opiniami wyborców, wprowadza ich w błąd i może prowadzić do niekontrolowanego wpływu różnych sił na przebieg wyborów”.

To stanowisko jest jednym z pierwszych działań instytucjonalnych w Polsce służących przeciwdziałaniu dezinformacji w sieci. Można mieć obawy, czy skutecznym – trudno bowiem udowodnić, że określone boty czy trolle są finansowane przez polityków, a z drugiej strony korzyści polityczne mogą przewyższać obawy przed sankcjami (nieumieszczenie wymaganych oznaczeń w materiałach wyborczych to wykroczenie). Jednak po raz pierwszy PKW sformułowała jasną wykładnię i wyliczyła narzędzia reagowania na tego typu działania sztabów.

A problem nie będzie malał, bo wirtualne manipulacje w sieci mogą przekładać się na realne wyniki wyborcze. Właśnie ukazuje się książka „Cyberwar” prof. Kathleen Hall Jamieson z Uniwersytetu Pensylwania o tym, jak rosyjscy hakerzy i trolle wpłynęły na wyniki prezydenckich wyborów w USA. To skrupulatna, zaawansowana metodologicznie analiza przekazów i tego, co działo się w sieci w tzw. „swing states”. Wynika z niej, że te precyzyjne działania w wybranych obszarach, przesądziły o zwycięstwie Donalda Trumpa. A także, że dzisiaj Stany nie są przygotowane na to, by uniknąć powtórki.

Czytaj też:
Zacięta walka o prezydenturę Warszawy. Dwóch liderów zmiażdżyło rywali w nowym sondażu

Więcej możesz przeczytać w 39/2018 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.