Jedna ojczyzna, dwa niepatriotyzmy

Jedna ojczyzna, dwa niepatriotyzmy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (WhiteSmoke Studio) 
16 lutego o poranku szerokie rzesze ludności dowiedziały się, że Platforma Obywatelska ma 46 proc. poparcia. Za dużo. Bo przecież miało jej spadać i wydawało się, że spadać zaczynało.
Szerokie rzesze ludności to oczywiście nie jest nawet jej połowa, bo więcej niż połowa ma wszystko w nosie i na żadne wybory się nie wybiera. To jednak prawie połowa, wiele milionów, wśród nich zwolennicy PO i PiS. I ci, i ci? Tak, i ci, i ci. Wyborcy Platformy zmartwili się, że zamiast wielkiego dzwonu wzywającego ich partię do działania, z sondażowych czeluści dobyło się tylko małe dzyń, dzyń. Zwolennicy PiS posmutnieli, bo już ponad trzy lata zaciskają piąsteczki, by PO zaczęła lecieć w sondażach, a tu nic albo niewiele.

Reakcja obu elektoratów była zbliżona, ale mechanizmy, które ją wywołały, są odmienne. Otóż wyborcom PO nie idzie o to, by PO była u władzy, lecz o to, by będąc u władzy, coś robiła. Wyborcom PiS z kolei idzie wyłącznie o to, by PO nie była u władzy oraz by u władzy było PiS. Czy PiS coś zrobi, czy nie, czy zrobi coś z sensem, czy bez sensu, to raczej drobiazg. W końcu prezes wykonał już tyle wolt, tyle razy zaprzeczał sobie, a jego partia te swoje 30 proc. ma od sześciu lat.

Dlatego pytanie, „czy wyborcy PO odwracają się od PO", ma sens. Bo mogą pozostać partii wierni, ale też mogą się z nią rozwieść. Pytanie, „czy wyborcy PiS odwrócą się od PiS", jest bezsensowne. Gdzie niby mają się odwrócić? Przecież poza PiS i stojącym na jego czele genialnym strategiem wszędzie tylko zaprzaństwo, zdrada, targowica, układ, umizgi do Rusków, uleganie Niemcom, słabość, no, krótko mówiąc, zachowania niepolskie albo antypolskie, niepatriotyczne albo zdradzieckie.

W owych jakże pięknych i słonecznych dniach przed feralnym 16 lutego publicyści, od wielu lat niespecjalnie ukrywający swe więzi z partią PiS, najwyraźniej mieli poczucie, że jest dobrze. Kilka sondaży pokazało, że Platformie spada, a do tego kilka osób teoretycznie genetycznie sprzymierzonych z PO powiedziało, że już im się PO nie podoba. Te osoby nawet racjonalnie to uzasadniły. Sęk w tym, i tu jest istota sprawy, że składając taką deklarację, uczyniły coś, do czego prasowi zwolennicy PiS byliby absolutnie niezdolni. Bo naprawdę w ciągu dwóch lat rządów PiS było tysiąc okazji, by mający elementarne poczucie przyzwoitości znani zwolennicy tej partii wymówili jej posłuszeństwo. A jakoś nie wymówili. W naszym talibanie panuje bowiem myślowa dyscyplina. Zawsze z wodzem, zawsze z partią, zawsze w szeregu, zawsze prawą marsz, zawsze prawa dłoń na sercu, a serce gorąco bijące dla jedynej Polski, która jest tego warta, Polski z marzeń genialnego stratega.

Od lat korzystam z prawa krytykowania rządu. Takie moje prawo dziennikarskie, a przede wszystkim obywatelskie. Reakcje na to są z grubsza dwie. Gazetowo-internetowy taliban i tak pluje, miota obelgi, złorzeczy, zarzuca prorządowość, bo kto nie zgłosi akcesu do talibanu, jest niepatriotyczny i prorządowy, nawet gdyby rząd krytykował. Taka antylogiczna logika. Należy się pogodzić, że taka jest i taka pozostanie. Pada jednak i zarzut z drugiej strony, poważniejszy. Mianowicie taki, że krytykując rząd, obiektywnie wzmacnia się taliban, a więc w praktyce, z punktu widzenia talibanu, pełni się funkcję pożytecznego idioty, po rosyjsku polieznyj idiot. Tam niepatriotycznie i tu niepatriotycznie. Człowiek chce dobrze dla kraju, a krytykując rządzących krajem, ułatwia zdobycie władzy przez talibów.

Czy jest wyjście z tej matni? Nie jest nią na pewno jednorazowy strzelisty akt wrogości wobec rządzących, bo wznoszący go w istocie staje się użytecznym idiotą, jednodniową zabawką zwolenników PiS, którzy autora aktu, jako idiotę, przeżuwają i z szyderczym śmiechem wypluwają. Może i słusznie – skoro nie pojmuje, że w tej całej zabawie idzie im wyłącznie o władzę, wpływy, pieniądze i zemstę. Za coś tam, za wszystko, za cokolwiek.

Człowiek rozumny musi pamiętać o dwóch latach rządów PiS. Musi też wiedzieć, że obecna retoryka wojny, rzucanie najgorszych obelg pod adresem prezydenta czy premiera, delegitymizowanie władzy, odtwarzany bez przerwy rytuał nienawiści, to zachowania, które w normalnym kraju demokratycznym byłyby nie do przyjęcia. Krótko mówiąc, musi rozumieć, że rządy fanatyków byłyby dramatem dla kraju. Niezadowolenie z władzy zamieniłoby się błyskawicznie w czarną rozpacz i w poczucie upokorzenia.

Człowiek rozumny nie może jednak przestać oceniać władzy, tak jak ona na to zasługuje. Musi więc to czynić dalej, pamiętając jednak i podkreślając, że po jednej stronie granicy między kręgami estetycznymi jest patrzenie na ręce władzy i jej krytyka, po drugiej zaś jest gotowość fanatyków do dokonania zamachu na zdrowy rozsądek i na elementarne poczucie smaku.

Wymaga to marszu wąziuteńką ścieżką. Trzeba nią jednak iść. Alternatywą jest bowiem emigracja wewnętrzna prowadząca do wyborczej absencji. Na nic więcej taliban nie liczy. O niczym więcej nie marzy.