Wprost nr 12: Tusk za kierownicą, BOR ma kłopot

Wprost nr 12: Tusk za kierownicą, BOR ma kłopot

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk (fot. PAP/Radek Pietruszka) 
Oficerowie Biura Ochrony Rządu narzekają: premiera nie da się chronić, bo liczy się bardziej jego wizerunek niż bezpieczeństwo.
Początek stycznia tego roku. Donald Tusk za kierownicą czarnej toyoty auris mija granicę z Niemcami. Przyspiesza. Patrzy w lusterko. Borowicy dotrzymali słowa. Dwa ciemne audi A8, które miał na ogonie od Sopotu, zawróciły. Premier pewnie jednak wie, że w oddali jadą za nim dwa białe samochody. W obu siedzą oficerowie Biura Ochrony Rządu uzbrojeni w broń krótką. I sprzęt narciarski.

Przed wyjazdem do Włoch na narty Tusk zapowiedział, że nie chce widzieć obstawy. Dlatego Biuro wysłało funkcjonariuszy w wynajętych samochodach. Na miejscu nad bezpieczeństwem premiera borowcy musieli czuwać niejako ukradkiem. Większość była spoza stałej grupy chroniącej szefa rządu. Chodziło o to, by nie znał z twarzy uczestników maskarady.

Oficer BOR: – Tusk może nam napisać, że rezygnuje z ochrony, nawet na serwetce. Myśli, że to wystarczy, ale my i tak musimy mieć go na oku. Tylko dyskretnie.

Borowcy są przyzwyczajeni do zabaw w ciuciubabkę. Do swojej toyoty premier przesiada się zawsze, kiedy dociera do Trójmiasta. Limuzyny z obstawą jeżdżą wtedy za jego autem. Oficer BOR: – Nie znam drugiego przypadku na świecie, by tak ważny VIP sam prowadził samochód. Jaki mamy wtedy wpływ na jego bezpieczeństwo? Żaden.

Czy premier Polski jest bezpieczny? Odpowiedź w najnowszym wydaniu "Wprost".