Z przewidywań części nauczycieli wynika, że jedynie kilkanaście procent uczniów będzie uczestniczyć w zajęciach w ramach edukacji zdrowotnej. Jak w rozmowie z RMF FM mówi jedna z uczennic klasy humanistycznej z XI LO w Warszawie, przedmiot ten może być przydatny głównie dla młodszych uczniów. – Ludzie z liceum mają swoją wiedzę z własnych doświadczeń i doświadczeń innych, dlatego chyba nie pójdę na te lekcje, bo chcemy mieć więcej wolnego, wyjść ze szkoły – wyjaśnia i dodaje, że „i tak mają intensywnie na rozszerzeniach w szkole”.
Jak jednak wynika ze zdań ekspertów, edukacja zdrowotna jest bardzo potrzebna. Pojawiły się apele rektorów akademickich z uczelni medycznych, by jednak nie wypisywać uczniów ze wspomnianych zajęć.
– Żałujemy, że ten ważny przedmiot wchodzi do szkół w formie fakultatywnej. Jako społeczność akademicka apelujemy do rodziców, by pozwolili dzieciom uczestniczyć w tych zajęciach – mówi dr hab. Łukasz Rypicz i dodaje, że przyniesie to realne korzyści. Jako przykład podaje Szwecję – tam wprowadzono ten przedmiot lata temu i widać efekty zmian.
Zajęcia z edukacji zdrowotnej. Jak to ma wyglądać?
Edukacja zdrowotna w publicznych podstawówkach ma być prowadzona raz w tygodniu, przez godzinę. Programem objęte będą dzieci z klas IV-VIII. Z kolei w technikach, liceach i branżowych szkołach I stopnia zajęcia mają być realizowane w wymiarze jednej godziny tygodniowo w klasach I i II lub w klasach II i III, albo w klasach I i III (łącznie dwie godziny w okresie nauczania).
Jak wskazuje RMF, zajęcia nie będą oceniane. Nie będą mieć także wpływu na przejście do wyższej klasy czy ukończenie szkoły przez danego ucznia. Najwcześniej dopiero od września następnego roku edukacja zdrowotna może znaleźć się na liście obowiązkowych przedmiotów. To zapowiedź szefowej MEN, Barbary Nowackiej.
Czytaj też:
Szefowa MEN odpowiada na akcję protestacyjną ZNP. Słodko-gorzkie informacje dla nauczycieliCzytaj też:
Nowacka odpowiada na sondaż dla „Wprost”. Tak zareagowała na bolesny wynik
