Powtórka z Irlandii?

Powtórka z Irlandii?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Forsowany przez minister Katarzynę Hall pomysł wprowadzenia bonu edukacyjnego to chyba jedyna dziedzina, w której mamy szansę na "drugą Irlandię". Takie rozwiązanie, jakie chce nam zafundować minister Hall znakomicie sprawdziło się bowiem w Irlandii, gdzie pod koniec lat 80. wprowadzono bony edukacyjne. Zmiana systemu edukacji była jedną z przyczyn słynnego irlandzkiego cudu gospodarczego. W latach 90. gospodarką zaczęli bowiem kierować młodzi, świetnie wykształceni ludzie. Aby to samo powtórzyć w Polsce, trzeba jednak wprowadzić dodatkowo kilka innych zmian. Same bony nie wystarczą.

Przypomnę, że w Irlandii, wraz z wprowadzeniem bonów edukacyjnych, sprywatyzowano wszystkie szkoły i drastycznie ograniczono liczbę urzędników zajmujących się edukacją. Wprowadzono jedną ustawę, która ramowo określiła obowiązkowy program nauczania. Był tam język ojczysty, historia kraju, matematyka, fizyka i odpowiednik naszej wiedzy o społeczeństwie. W pozostałych kwestiach, szkoły miały wolną rękę. Obok przedmiotów wymaganych prawem, pojawiła się natomiast szeroka oferta innych zajęć fakultatywnych (np. historia sztuki) i dodatkowych (np. lekcje języków obcych) i zajęcia sportowe. O tym, do której szkoły trafi dziecko, decydowali rodzice. Rodzic przekazywał bon do wybranej szkoły, ta zaś otrzymywała pieniądze proporcjonalne do liczby bonów.

Takie rozwiązanie zdało egzamin. Po pierwsze: o kształceniu swoich dzieci zaczęli decydować rodzice, a nie urzędnicy. Po drugie: prywatne szkoły, aby mieć jak najwięcej pieniędzy, starały się przyciągnąć jak największą liczbę uczniów. Natychmiast rozwiązały więc problem bezpieczeństwa w szkołach, rywalizowały o najlepszych nauczycieli i oferowały szeroką gamę dodatkowych przedmiotów. Po trzecie i chyba najważniejsze: pieniądze przeznaczone na edukację nie były marnotrawione na biurokrację, lecz trafiały tam, gdzie powinny, czyli do szkół. Ponadto, o czym rzadko się mówi, system bonów ma jeszcze jedną zaletę: zrównuje dzieci z rodzin biednych i bogatych. Za każde dziecko państwo płaci bowiem szkole tyle samo. Zwolennikami bonów powinni być więc przede wszystkim posłowie Lewicy opowiadający się za równością.

Logika ekonomii każe przypuszczać, że wprowadzenie bonów będzie miało znakomite skutki także w polskim systemie edukacyjnym i prawdopodobnie rozwiąże wiele bolączek trapiących dziś szkolnictwo. Dyrektorzy szkół chcąc zarobić, będą musieli zatrudnić dobrych nauczycieli (a więc dobrze im płacić), dobrze wyposażyć szkoły, zapewnić bezpieczeństwo na ich terenie itp. Jeśli jednak minister Hall marzy o tym, aby powtórzyć irlandzki cud edukacyjny to powinna lobbować za tym, aby sprywatyzować szkoły i drastycznie ograniczyć biurokrację odpowiedzialną za edukację. Jeśli tego nie zrobi, bardzo dobry skądinąd pomysł bonów edukacyjnych, może nie przynieść tak dobrych efektów jak w Irlandii.