PSL: jeśli wprowadzimy tę reformę następny rząd ją wycofa

PSL: jeśli wprowadzimy tę reformę następny rząd ją wycofa

Dodano:   /  Zmieniono: 
PSL chce uzupełnić reformę emerytury o pakiet zmian społecznych (fot. PAP/Leszek Szymański) 
Klub PSL poprze projekt podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat, ale oczekuje dalszych zmian, nie tylko w systemie emerytalnym - oświadczył Henryk Smolarz podczas czwartkowej debaty w Sejmie nad rządowym projektem dot. emerytur.
Smolarz powiedział, że PSL uważa rządowy projekt reformy emerytalnej za rozwiązanie potrzebne i pożyteczne. - Wiemy jednak, że  powinien być to pierwszy krok ku rzeczywistym zmianom - powiedział Smolarz. Według ludowców zmiany powinny objąć nie tylko rynek pracy, ale także edukację, szkolnictwo wyższe, służbę zdrowia oraz kulturę. - Jesteśmy pewni, że jeżeli dziś rząd i wysoka izba ograniczą się jedynie do  mechanicznego podniesienia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67. roku życia, to inny - wyłoniony w wyborach powszechnych - gabinet natychmiast wycofa się z tej zmiany - ostrzegł poseł, przypominając, że  zapowiedzi takie padały już z ust liderów opozycji.

Bez rolników i górników gospodarki nie ma

Zdaniem Smolarza nie ma problemu z wydłużeniem wieku emerytalnego profesorów wyższych uczelni czy adwokatów lub radców prawnych, bo oni chcą pracować dłużej. - Zarabiają bowiem więcej, niż uzyskaliby na  emeryturze - mówił. - Nie da się tego powiedzieć o górnikach, rolnikach, pracownikach firm budowlanych czy kobietach pracujących w supermarketach. Bez ich ciężkiego trudu nasze społeczeństwo i gospodarka nie mogłyby funkcjonować - argumentował przedstawiciel PSL.

W jego ocenie trudno byłoby wskazać inny projekt ustawy, który wzbudza tak duże emocje Polaków, jak przedstawiony przez rząd pomysł reformy systemu emerytalnego. - Popełnilibyśmy wielki błąd, lekceważąc i  nie doceniając sprzeciw większości obywateli wobec planów wydłużenia oraz zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Wizja pracy do 67. roku życia wydaje się im nie do przyjęcia - mówił. Wyjaśnił, że Polacy pamiętają wizje spokojnej starości pod palmami, które w 1998 r. obiecywali im autorzy ówczesnej reformy emerytalnej. Według Smolarza niepokój budzi to, że większość z autorów tamtych zmian jest obecnie zaangażowana w promocję rządowych planów.

"Polacy nie chcą reformy? Rozumiemy to"

Poseł zaznaczył, że PSL "rozumie racjonalne powody niechęci Polaków wobec tamtej reformy". Według niego jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych narodów nie tylko w Europie, ale i na świecie, tymczasem Polacy po 60. roku życia nie cieszą się dobrym zdrowiem, a wydatki państwa na służbę zdrowia należą do najniższych w UE. - Jeśli dziś ktoś, kto skończył 50. rok życia nie ma wielkich szans na  stałą pracę, to co mają mówić ci, których chcemy przekonać do tego, żeby pracowali do 67 lat - pytał. Jego zdaniem niełatwo będzie zmienić podejście Polaków do reformy. - Jest naszym obowiązkiem sprostanie tym wyzwaniom, przekonanie obywateli, że jako ich przedstawiciele umiemy rozwiązywać realne, a nie sztucznie wykreowane problemy - podkreślił.

Smolarz przypomniał, że PSL pracuje nad pakietem społecznym. - Podjęliśmy tę inicjatywę nie po to, by podkreślić naszą odrębność programową od koalicjanta, ale uważamy te zmiany za niezbędne, aby  propozycja rządu o wyrównaniu i podwyższeniu wieku emerytalnego miała szansę przetrwać - powiedział. Poseł zauważył, że priorytetem powinno być przeprowadzenie zmian, które spowodują, że jak najmniej osób będzie emigrowało za chlebem na  Zachód.

Życie celebryty nie dla każdego

Jak mówił, "poziom zarobków, opieki zdrowotnej i socjalnej jest w  tych krajach wyższy niż u nas i Polacy o tym wiedzą". - Nie każdy może zostać znanym adwokatem, profesorem wyższej uczelni, eurodeputowanym czy  telewizyjnym celebrytą. Potrzebni są też hydraulicy, pielęgniarki i  kasjerki sklepowe. Jeśli chcemy namówić przedstawicieli gorzej płatnych zawodów do dłuższej pracy, musimy zadbać o lepsze warunki pracy -  podkreślił.

Zaapelował też do rządu i opozycji o rozwiązanie problemu tzw. umów śmieciowych. Jego zdaniem jeżeli prawdą jest, że blisko 30 proc. zatrudnionych nie odprowadza składek do FUS, to tolerowanie tego stanu jest nie do przyjęcia.

ja, PAP