Wywiad z Mateuszem Morawieckim na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ukazał się w czwartek 3 grudnia. Premier Polski przekonuje w nim, że mechanizm praworządności może zostać użyty samowolnie i z powodów politycznych. – Dziś komuś nie podoba się polski rząd i stawiamy go pod pręgierzem. Jutro może to być rząd Włoch czy Portugalii, to zabierzemy im środki. To paradoks: ten mechanizm omija traktaty. Ma ponoć chronić praworządność, a sam jest fundamentalnym jej naruszeniem – argumentował.
Morawiecki: Gdy ta brama raz zostanie otwarta, to nikt już nie zdoła jej zamknąć
Dla Morawieckiego mechanizm praworządności stwarza niebezpieczeństwo prawnej niepewności i może mieć fatalne skutki dla całej Wspólnoty. – Gdy ta brama raz zostanie otwarta, to nikt już nie zdoła jej zamknąć – przekonywał niemieckich czytelników. – To jest kwestia podstawowego zaufania, na którym opiera się prawo europejskie. Nie możemy dopuścić do tego, że obok dobrego koronafunduszu przejdą złe regulacje, które są potencjalnie niszczycielskie dla całej UE – utrzymywał.
UE jak małżeństwo, które odreagowuje na dzieciach
Premier Morawiecki pozwolił też sobie na analogię, która z pewnością będzie szeroko cytowana w Europie. Unię Europejską porównał do małżeństwa w kryzysie. – Ma za sobą kryzys finansowy, brexit, doświadcza rosnących nierówności, co uważnie obserwuje Bundesbank. I w razie problemów chętnie odreagowuje na Polsce i Węgrzech – mówił.
Morawiecki: Każdy naród jest inny
Kłopoty Polski z praworządnością nasz premier zbywa brakiem zrozumienia dla polskiej historii. – Każdy naród jest inny w wielu aspektach. Decydujące jest wzajemne zrozumienie i współpraca. Jesteśmy w Europie ojczyzn i tak powinno pozostać. Nie sądzę, by unia transferów na dużą skalę była do zaakceptowania dla większości krajów UE – podkreślał. Porządek narzucany przez centralę porównał do systemu sowieckiego.
Czytaj też:
KE wszczęła wobec Polski procedurę o naruszenie unijnego prawa