Zapomnijmy o Putinie

Zapomnijmy o Putinie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Peany wygłaszane przez Andrzeja Wajdę czy Tadeusza Mazowieckiego pod adresem Władimira Putina, który przybył do Katynia i przyznał, że w tamtejszym lesie pochowano polskich oficerów zamordowanych przez system totalitarny są nieco zaskakujące. Bo Putin po raz kolejny ani nie powiedział „przepraszam”, ani nie przyznał jednoznacznie, że państwo, którego prawnym spadkobiercą jest Federacja Rosyjska, dokonało w Katyniu zbrodni wojennej. Pochwały, że w ogóle coś powiedział przypominają znaną z dowcipu sowiecką kronikę filmową, na której widać jak Stalin głaszcze dzieci po głowie a w tle słychać głos lektora „a przecież mógł zabić”.
Putin też oczywiście mógł nie przyjechać do Katynia. Mógł wzorem twardogłowych, których w Rosji wciąż jest sporo, upierać się, że polskich oficerów zamordowali Niemcy. Chwała Putinowi również za to, że nie zestawił, tak jak to robili Rosjanie w przededniu 61 rocznicy wybuchu II wojny światowej, zbrodni katyńskiej z losem rosyjskich jeńców wziętych do niewoli w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Faktycznie Putin mógł zrobić dużo gorszych rzeczy w związku z kolejną rocznicą zbrodni w Katyniu. Rzecz w tym jednak, że mógł też zrobić wiele rzeczy lepszych.

Gdyby przyjrzeć się temu co powiedział w Katyniu Putin bliżej, można zauważyć pewne podobieństwa jego wypowiedzi, do historii wypędzonych prezentowanej przez Erikę Steinbach. Szefowa niemieckiego Związku Wypędzonych mówiąc o zbrodniarzach wojennych używa terminu naziści (bo jak wiadomo naziści nie mieli narodowości), a cierpienia Polaków wypędzanych z Kraju Warty, a potem z Kresów Wschodnich stawia na równi z cierpieniami Niemców deportowanych po wojnie z zachodniej Polski i wszystkich wrzuca do jednego worka ofiar totalitaryzmu. I Putin zrobił dokładnie to samo przypominając, że w rosyjskiej ziemi prócz Polaków leżą też Rosjanie mordowani przez stalinowskich totalitarystów (podobnie jak naziści – bez narodowości), dorzuca do tego jeszcze ofiary nazizmu i konkluduje, że zarówno naród Polski jak i rosyjski doświadczyły wszystkich nieszczęść XX wieku na własnej skórze. I niby wszystko jest prawdą, tak jak prawdą są słowa Eriki Steinbach, ale jest pewien niuans – totalitaryzmy przez które cierpieli Niemcy i Rosjanie to były mimo wszystko ich totalitaryzmy. Tymczasem zarówno ze słów Steinbach, jak i przemówienia Putina w Katyniu wynika, że zarówno nazizm, jak i stalinizm narodziły się na jakiejś innej planecie i przyszły znikąd, by okupować Niemcy i Rosję.

Dlatego dziś zamiast chwalić Putina za to, że dopuszcza do świadomości fakt, iż w Katyniu zginęli polscy oficerowie, powinniśmy zdać sobie sprawę, że dzisiejsza Rosja, podobnie jak Związek Wypędzonych Eriki Steinbach pewnej granicy nie przekroczą. I dlatego zamiast toczyć historyczne spory pozostańmy przy bieżącej polityce. Przy Gazociągu Północnym na przykład. O pamięć historyczną walczmy zaś na światowej arenie. Bierzmy przykład z Amerykanów. Oni nie sprzeczają się z Rosjanami o to, kto bardziej przyczynił się do zwycięstwa w wojnie z III Rzeszą. Zamiast tego kręcą „Kompanię Braci", „Pearl Harbour” czy „Szeregowca Ryana”, z których wynika, że III Rzesza upadła w Normandii, a nie na rosyjskich stepach. A zbombardowanie Pearl Harbour było większą traumą niż okupacja połowy europejskiego terytorium ZSRR przez Wehrmacht. I co z tego, że Rosjanie sądzą inaczej? Świat „kupuje” amerykańską wersję. Andrzej Wajda swoim „Katyniem” przetarł szlak. Co stoi na przeszkodzie byśmy zrealizowali kolejne obrazy – o 17 września, o powstaniu warszawskim, obronie Tobruku? Putin w Katyniu po raz kolejny pokazał nam, że walki o historię nie wygramy ani potrząsając na Rosję pięścią (jak bracia Kaczyńscy), ani starając się być dla Moskwy sympatycznymi sąsiadami (jak tandem Tusk-Sikorski). Powalczmy więc o to, by świat, a nie Rosja, uznał naszą wersję wydarzeń za obowiązującą. Pamiętajmy, że kultura masowa jest potężniejsza niż Putin i Miedwiediew razem wzięci.