Jak ten książę to policzył? – Maria, 46-latka ze szpitala dziecięcego na Mazowszu, zastygła przed telewizorem w dyżurce, kiedy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł mówił w telewizji, że pielęgniarki zarabiają po 5 tys. zł miesięcznie. – Jolka, chodź, zobacz! – krzyknęła do koleżanki, z którą miała 12-godzinną zmianę. Ale Jolka nie mogła podejść, bo podtrzymywała głowę ośmiolatkowi z niedowładem z izolatki w końcu korytarza. Wymiotował dziś już po raz piąty. Trzeba było uważać, żeby się nie zakrztusił, a nie można podać leków bez zgody lekarzy, którzy wciąż nie wracali z bloku operacyjnego. Maria też zaraz wybiegła z dyżurki, bo matka dziewczynkiz nowotworem wpadła z płaczem, że córka traci przytomność. Dopiero pod koniec zmiany Maria powiedziała Jolce o opowieściach Radziwiłła, pseudonim Książę – nadany arystokracie po skandalicznych wypowiedziach na temat pielęgniarek strajkujących od blisko dwóch tygodni w Centrum Zdrowia Dziecka. – To dlatego usłyszałam od ojca dziewczynki z piątki, że za takie pieniądze mogłabym się ruszać szybciej – westchnęła Jolka.
Siostry w niedoli
Radziwiłłowi chodziło prawdopodobnie o pielęgniarki pracujące na kontraktach, których, podobnie jak lekarzy, nie obowiązują godzinowe normy zatrudnienia. Podczas gdy na etacie w szpitalu Maria i Jolka – obie z ponad 25-letnim stażem pracy, z dyplomem licencjata pielęgniarstwa i licznymi kursami na obsługę np. EKG (każdy płatny z własnej kieszeni) – zarabiają 2450 zł na miesiąc, kontraktowe mogą podwoić tę sumę. – Ale kosztem totalnego wyczerpania i z narażeniem zdrowia pacjentów, bo etat to, w zależności od miesiąca i liczby dni świątecznych, od 150 do 170 godzin na zmianach dziennych i nocnych. Więc kontraktowa, która chciałaby zarobić 5 tys. zł, musiałaby wypracować tych godzin 300. A to 25 dyżurów – mówi Maria w rozmowie z „Wprost”. Ani ona, ani Jolanta nie chcą podawać nazwisk i zdradzać, w jakim szpitalu pracują. Wiedzą jedno: takiej kamikadze, która brałaby ponad 20 dyżurów, u nich na oddziale nie ma, bo żadna odpowiedzialna dziewczyna nie narażałaby życia dzieci.
– To oddział ciężki, zabiegowy. U nas się nie śpi. Zdarza się, że przez 12 godzin nawet na chwilę nie usiądę, bo kiedy podam leki i zmienię wszystkie opatrunki, lekarz woła do zabiegu, a potem przyjeżdża dziecko z ostrego dyżuru, które trzeba przygotować do operacji. A teraz, latem, kiedy uaktywniają się guzy, dzieci po operacji mamy po kilkoro. Jest co robić – opowiada Maria, która do pensji dorabia jako niania, bo po opłaceniu czynszu i rachunków na życie i utrzymanie siebie i dorastającej córki nie zostaje prawie nic.
Lepiej prywatnie
Chciała nawet, w ramach solidarności ze strajkującymi w Centrum Zdrowia Dziecka, opublikować w internecie swój pasek z wypłaty, ale kiedy na facebookowej grupie „Paski pielęgniarek” poczytała, że koleżanki po 27 latach mają po 1700 zł, uznała, że jest za bogata. I że nic nowego nie wniesie, bo pasków takich jak jej jest większość. 2200-2400 zł, również dla magistrów pielęgniarstwa z dwoma specjalizacjami i jeszcze większą liczbą kursów, np. POZ (czyli podstawowej opieki zdrowotnej). I co z tego, że swoje 2300 zł dostaje za 155,4 godziny przepracowanych w maju, co daje średnio 13 12-godzinnych dyżurów (w tym cztery nocne) i 14,8 zł za godzinę. To bogactwo, jeśli spojrzeć na pasek pielęgniarki z hospicjum, która za marzec 2014 r. dostała 1145 zł, i to już z dodatkiem stażowym i nocnym, albo wydruk z wypłaty pielęgniarki w znanym szpitalu kardiologicznym, wprawdzie z czteroletnim doświadczeniem, ale dzielącej opiekę nad 30-osobowym oddziałem z tylko jedną jeszcze pielęgniarką.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.