Wczasie, gdy polskie media ekscytowały się niewiele znaczącą opinią Komisji Europejskiej, przegraną reprezentacji z dołującą Holandią i trzecią ręką prezydentowej, wydarzyło się coś naprawdę ważnego. Minister Piotr Naimski ogłosił, że po 2022 r. nasz kraj może w ogóle zrezygnować z dostaw rosyjskiego gazu. O szczegółach gazowych kontraktów piszemy w numerze. Ważne jest jednak, by przy tej okazji zwrócić uwagę na diametralną zmianę prowadzenia polityki przez polski rząd. Deklaracja Naimskiego nie tylko oznacza, że będziemy kupować gaz taniej i na zasadach rynkowych. To także początek przebudowywania układu sił w Europie Środkowej. I nie chodzi tu tylko o kwestie gospodarcze, ale przede wszystkim polityczne. To zerwaniejednego z ostatnich więzów kolonialnych między Moskwą i Warszawą. Przez 27 lat od upadku PRL elity polityczne rządzące Polską uznawały za normalne, że kupujemy od Gazpromu bardzo drogi gaz, a następnie Rosjanie za te pieniądze budują rakiety, uzbrajają je w głowice i jako cel ustawiają nasze miasta. Przez ponad ćwierć wieku III RP Polacy płacili władcom Kremla coś w rodzaju podatku zbrojeniowego. Innymi słowy kolejne nasze rządy za stan naturalny uznały, że Polska finansuje wrogie mocarstwo. To nic innego niż właśnie układ kolonialny, w którym imperium jest finansowane przez prowincje i dzięki ich pieniądzom może nadal sprawować nad nimi władzę. Jeśli rzeczywiście Polska będzie w stanie zatrzymać ten strumień pieniędzy, to po pierwsze więcej zysków zostanie w kraju, a po drugie nasze pieniądze będą płynęły do krajów, które nie uznają nas za własną strefę wpływów. Bo trudno przecież posądzić o to Danię czy Norwegię. Plany Naimskiego, a więc całego polskiego rządu, idą jednak znacznie dalej. Polska ma nie tylko całkowicie uniezależnić się od rosyjskich dostaw gazu, ale uzyskać nadwyżkę tego paliwa. Dzięki temu będzie mogła nim handlować. Ten drugi element planu jest jeszcze ważniejszy od pierwszego, ponieważ pozbawia Rosję jednej z ostatnich możliwości nacisku na kraje dawnego bloku wschodniego. Tuż przed upadkiem ZSRS w Moskwie zaczęła obowiązywać doktryna Falina-Kwicińskiego, zgodnie z którą lufy czołgów miały być zamieniane na rurociągi. To właśnie uzależnienie od rosyjskich dostaw energii miało dać – i przez ponad ćwierć wieku dawało – Rosji możliwości politycznego nacisku na kraje Europy Środkowej. W chwili, gdy Polska będzie sprowadzać gaz poprzez terminal LNG w Świnoujściu oraz rurę z Norwegii, możliwości szantażu ze strony Kremla spadną do zera. Wstrzymanie dostaw na Białoruś czy do któregośz państw południa Europy będzie oznaczało jedynie tyle, że rosyjskie paliwo będzie mogło szybko zastąpić to sprowadzone przez Polaków. W ten sposób Warszawa będzie mogła odgrywać rolę stabilizatora w regionie. Stać się przeciwwagą dla agresywnego reżimu na Kremlu. Aby jednak ten plan został zrealizowany, polskie elity polityczne muszą dorosnąć do roli poważnego gracza w Europie. Autorytetu państwa nie buduje się za pomocą emocji i ostrych deklaracji. W politycznej ekstraklasie oddziela się interesy od sentymentów i doraźnych konfliktów. Szuka się raczej sojuszników niż wrogów. Umiejętność chłodnej oceny sytuacji i dbania o narodowy interes będzie szczególnie ważna w najbliższych latach, bo Kreml nie odda przecież pola bez walki. W najbliższym czasie możemy się spodziewać serii prowokacji, prób destabilizacji i kompromitacji naszego kraju. Wszystko po to, by pokazać Polaków jako ludzi mało poważnych. Jeśli elity nie dadzą się sprowokować, będą mogły myśleć o Polsce jako regionalnym liderze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.