Dokąd poszedł pan w pierwszej kolejności, kiedy przyjechał pan do Warszawy na studia?
Oczywiście do klubu Stodoła. Chodziłem tam w piątki na jazz tradycyjny, bo innego wtedy nie słuchałem.
Gdzieś jeszcze?
Też do Hybryd. Był 1964 r., Hybrydy w rozkwicie. Ale tam grały zespoły nowoczesne, na przykład Zbigniewa Namysłowskiego. Ja wtedy nie rozumiałem, o co im chodzi, więc zaglądałem tam mniej chętnie. Przy moim akademiku na Jelonkach był słynny klub Karuzela, a w nim sobotnie potańcówki, na których grały kapele nowoorleańskie, czyli jazz tradycyjny. I my tam chodziliśmy słuchać, a około 1967 r. też do kawiarni Piosenka na Pradze, przy dzisiejszym placu Hallera, na jamy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.