Za kryzys na rynku kredytów hipotecznych zapłacą wszyscy. Także Polacy.
Dlaczego siedziby potężnych banków tak często przypominają majestatyczne katedry czy bazyliki? Bo i tu i tam wszystko kręci się wokół wiary. W wypadku banków, wiary w to, że ich operacje finansowe naszymi pieniędzmi mają jakieś racjonalne jądro. Ta wiara właśnie zanika. W pewnej chwili wszyscy mogli zajrzeć za zwykle szczelnie zaciągniętą kurtynę wielkiej bankowości i przekonać się, że największe instytucje finansowe świata mogły stracić, jak szacują niektórzy, nawet bilion dolarów (prawie dziewięć rocznych budżetów Polski), robiąc interesy, które nawet dla mało rozgarniętego laika byłyby kompletnie absurdalne i niebywale ryzykowne. Że poważni bankierzy w istocie grają w „gorące krzesła" – jedni zdążą usiąść, czyli zarobić na spekulacji wkręcając w nią innych; inni nie zdąży usiąść, czyli zostaną z bezwartościowymi papierami w rękach. Do tego sprowadza się kryzys finansowy, którego największy – jak dotąd – fajerwerk obserwowaliśmy w dniach 15-17 września, gdy w Stanach Zjednoczonych upadł bank inwestycyjny Lehman Brothers, a inni giganci finansowi otarli się o bankructwo. Dziś same banki już sobie nie wierzą i boją się pożyczać wzajemnie pieniądze. Zaufanie klientów będą odbudowywały latami. Aż do następnego razu.
Więcej możesz przeczytać w 39/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.