Zachód stać wyłącznie na elokwentną bezsilność wobec Rosji
Condoleezza Rice przyleciała w sierpniu do Gruzji z porozumieniem pokojowym, ale nie specjalnym boeingiem 757, lecz skromnym C-40. Niektórzy dopatrzyli się w tym wymownej symboliki. – Transport był taki jak odpowiedź Waszyngtonu dla Rosji: drugiej klasy – skomentował brytyjski „Financial Times".
Opisując międzynarodowe następstwa konfliktu na Kaukazie, media odgrzały termin „zimna wojna". Grożą nią niektórzy politycy, inni przed nią przestrzegają, a przedstawiciele Kremla informują, że niczego się nie boją – a cóż dopiero zimnej wojny. Odpowiedź USA i UE na rosyjską agresję była jednak tak anemiczna, że należy mówić raczej o gorącej wymianie zdań niż o zimnej wojnie.
Z punktu widzenia Waszyngtonu „wojna" ma znaczenie drugorzędne – toczy się w cieniu wyborów prezydenckich i konfliktów na Bliskim Wschodzie. Owszem, prezydent Bush zagroził Moskwie międzynarodowym ostracyzmem. Moskwa wspominała o rakietach jako ewentualnej odpowiedzi na instalację tarczy antyrakietowej w Polsce. Między Gruzją, Ukrainą, Rosją a Brukselą kursują głowy państw i ministrowie spraw zagranicznych, po czym spotykają się na szczytach. Rosja usiłuje przeciwważyć to zbijanie się członków NATO w elokwentną gromadkę. Próbowała, bez powodzenia, zmontować „grupę wsparcia” z Chin i innych członków grupy szanghajskiej.
Nowy imperializm Rosji
Edward Lucas, ekspert tygodnika „The Economist" ds. Europy Wschodniej i Kaukazu, określił w swojej książce międzynarodowy status quo jako nową zimną wojnę („New Cold War”). Cztery lata wcześniej o pełzającym powrocie do rosyjskiej strategii zimnowojennej pisał Janusz Bugajski z waszyngtońskiego Center for Strategic and International Studies w książce „Zimny pokój: nowy imperializm Rosji”. Henry Kissinger od dawna przypominał, że zimnowojenne rany mogą się otworzyć. Zwykł był też mawiać, że żadne mocarstwo nie wycofuje się ze strefy wpływów raz na zawsze. Ale to, co Lukas nazywa nową zimną wojną, toczy się od końca lat 90. i nabrało impetu od momentu militarnego zaangażowania Ameryki w Iraku.
Europa nie zauważa tej wojny dla własnej wygody, Ameryka dlatego, że w centrum jej uwagi znalazł się Bliski Wschód. Rosja prowadziła ją dotychczas za pomocą ropy, gazu, zręcznej dyplomacji i propagandy. Aktywność jej wywiadu jest imponująca. Tak jak niegdyś Moskwa wspierała w Europie ruchy zielonych i antyglobalistów, tak teraz jej czekiści biznesmeni dofinansowują skrajną prawicę – wszędzie tam, gdzie może ona powstrzymać integrację europejską. Lucas, a za nim wielu ekspertów, twierdzi, że rozbijanie jedności europejskiej i odrywanie Europy od Ameryki było priorytetem Moskwy od końca lat 90. I jeśli nie było to pełzającą zimną wojną, to konsekwentną strategią. Moskwa chce dzielić i rządzić. Ale czy to już zimna wojna? Czy wojna w ogóle? Bardziej niż na powrót zimnej wojny wygląda to na powrót starej gry politycznej
– o równowagę sił, w której akty militarne są tylko jednym ze środków. Czasem są też dobitną manifestacją zmiany równowagi sił. I to się właśnie Moskwie udało.
Europa, zwarta niegdyś, jest rozproszona, a każdy goni za własnym interesem. Nazywa się to „powrotem gospodarczych nacjonalizmów" – co po części oznacza lukratywną kooperację z Rosją. Na tym Moskwa buduje swą siłę. Jej energetyczny dyktat nie byłby tak dobitny, gdyby Europa umiała wspólnie stawiać warunki. Zmaganie z imperialnymi ambicjami Rosji zawsze wymagało konsolidacji sił. Janusz Bugajski, główny ekspert CSIS do spraw tzw. nowych demokracji i państw postsowieckich, wskazuje, że gdy w latach 90. Zachód korzystał z „dywidendy od pokoju”, Rosja przymierzała się do odzyskania statusu mocarstwa. Bugajski nazwał to zimnym pokojem, w którym współistnienie z Zachodem było przygotowywaniem do konfrontacji. Reszta świata głosiła „koniec historii”. Neokonserwatyści w Ameryce skierowali uwagę i siły na Bliski Wschód. Czy teraz wróci coś w rodzaju zimnej wojny – nie wiadomo. Jeśli rozumieć ją jako wzajemne trzymanie się w szachu wielkich bloków – zapewne nie. Nie mając ani woli, ani gotowości militarnej, Waszyngton ogranicza się do napomnień. Eksperci ograniczają się do mówienia o „ostrym konflikcie strategicznym”. Jeśli wojna, to w temperaturze pokojowej.
Rozrywanie Europy
Jak wojnę z Rosją prowadzić? – Zdać sobie sprawę, że Rosja stara się rozerwać UE wewnętrznie i oderwać ją od USA – twierdzi Lucas. – Skoncentrować się na strategicznym aspekcie handlu gazem i ropą. Zrezygnować z biznesowych partykularyzmów krajów UE na rzecz jej konsolidacji. Rodząca się w latach 50. integracja europejska była produktem ubocznym zimnej wojny i projektem politycznym forsowanym przez Trumana i Eisenhowera, wspomaganym planem Marshalla. Nowa zimna wojna prowadzi w odwrotnym kierunku: państwa UE, które układają się osobno z Rosją, podważają integralność Europy. Kraje związane z Rosją biznesowo nie chcą wywierać presji na Kreml. Tam zaś, gdzie dawniej na rzecz ZSRR działały związki zawodowe, teraz formuje się prorosyjskie lobby wielkiego biznesu, który ma oko na inwestycje w Rosji, na wspólne interesy naftowe. Należy wrócić do wyścigu cywilizacyjnego, który określał zimną wojnę – pisze Lucas. Podobnie jak George Kennan, jeden z pierwszych polityków, którzy przewidzieli konieczność prowadzenia zimnej wojny przeciw ZSRR, zwraca on uwagę na konieczność zachowania przewagi moralnej, intelektualnej, technologicznej i cywilizacyjnej – na soft power – miękką siłę, bez której wyścig zbrojeń kiedyś by nie wystarczył.
Lepiej unikać pustych gróźb. Tę opinię Lucasa potwierdza raport prywatnej wywiadowni Stratford, nazywanej cieniem CIA. Raporty Stratfortu są produktem białego wywiadu, skoncentrowanego na sprawach bezpieczeństwa i gospodarki. Czasem Stratfort uznaje sytuację międzynarodową za tak groźną, że jego analizy są publikowane. Tak zrobił 13 sierpnia 2008 r., występując z publiczną oceną nowej światowej równowagi sił. George Friedman, autor analizy, twierdzi, że nic tak nie utwierdzi Rosji w jej bezkarności jak teatralne gesty. Moskwa wiedziała – podkreśla Friedman – że liderzy wolnego świata potępią głośno atak na Gruzję i do pewnego stopnia mogła na tym właśnie „grać" – im większy kontrast między militarną akcją Rosji a symbolicznymi gestami adwersarzy, tym dla Kremla lepiej.
Lekcja dla Zachodu
Akcja powstrzymująca Rosję będzie miała większy wydźwięk, jeśli towarzyszyć jej będą skoordynowane wysiłki, które umniejszą jej siłę wynikającą z uzależnienia Europy od rosyjskiej ropy i gazu. Te surowce dostarczają Rosji instrumentów szantażu, a ich ceny sprawiły, że jej PKB w 2007 r. był sześciokrotnie wyższy niż w 1999 r.
Presja ekonomiczna, dyplomatyczna jest równie ważna jak potencjał militarny. Jeśli lekcja zimnej wojny może się przydać, pomysł na wspólną politykę energetyczną i redukcję konsumpcji jest interesujący. Utrzyma wojnę w temperaturze pokojowej i osłabi podstawy rosyjskiej potęgi.
Opisując międzynarodowe następstwa konfliktu na Kaukazie, media odgrzały termin „zimna wojna". Grożą nią niektórzy politycy, inni przed nią przestrzegają, a przedstawiciele Kremla informują, że niczego się nie boją – a cóż dopiero zimnej wojny. Odpowiedź USA i UE na rosyjską agresję była jednak tak anemiczna, że należy mówić raczej o gorącej wymianie zdań niż o zimnej wojnie.
Z punktu widzenia Waszyngtonu „wojna" ma znaczenie drugorzędne – toczy się w cieniu wyborów prezydenckich i konfliktów na Bliskim Wschodzie. Owszem, prezydent Bush zagroził Moskwie międzynarodowym ostracyzmem. Moskwa wspominała o rakietach jako ewentualnej odpowiedzi na instalację tarczy antyrakietowej w Polsce. Między Gruzją, Ukrainą, Rosją a Brukselą kursują głowy państw i ministrowie spraw zagranicznych, po czym spotykają się na szczytach. Rosja usiłuje przeciwważyć to zbijanie się członków NATO w elokwentną gromadkę. Próbowała, bez powodzenia, zmontować „grupę wsparcia” z Chin i innych członków grupy szanghajskiej.
Nowy imperializm Rosji
Edward Lucas, ekspert tygodnika „The Economist" ds. Europy Wschodniej i Kaukazu, określił w swojej książce międzynarodowy status quo jako nową zimną wojnę („New Cold War”). Cztery lata wcześniej o pełzającym powrocie do rosyjskiej strategii zimnowojennej pisał Janusz Bugajski z waszyngtońskiego Center for Strategic and International Studies w książce „Zimny pokój: nowy imperializm Rosji”. Henry Kissinger od dawna przypominał, że zimnowojenne rany mogą się otworzyć. Zwykł był też mawiać, że żadne mocarstwo nie wycofuje się ze strefy wpływów raz na zawsze. Ale to, co Lukas nazywa nową zimną wojną, toczy się od końca lat 90. i nabrało impetu od momentu militarnego zaangażowania Ameryki w Iraku.
Europa nie zauważa tej wojny dla własnej wygody, Ameryka dlatego, że w centrum jej uwagi znalazł się Bliski Wschód. Rosja prowadziła ją dotychczas za pomocą ropy, gazu, zręcznej dyplomacji i propagandy. Aktywność jej wywiadu jest imponująca. Tak jak niegdyś Moskwa wspierała w Europie ruchy zielonych i antyglobalistów, tak teraz jej czekiści biznesmeni dofinansowują skrajną prawicę – wszędzie tam, gdzie może ona powstrzymać integrację europejską. Lucas, a za nim wielu ekspertów, twierdzi, że rozbijanie jedności europejskiej i odrywanie Europy od Ameryki było priorytetem Moskwy od końca lat 90. I jeśli nie było to pełzającą zimną wojną, to konsekwentną strategią. Moskwa chce dzielić i rządzić. Ale czy to już zimna wojna? Czy wojna w ogóle? Bardziej niż na powrót zimnej wojny wygląda to na powrót starej gry politycznej
– o równowagę sił, w której akty militarne są tylko jednym ze środków. Czasem są też dobitną manifestacją zmiany równowagi sił. I to się właśnie Moskwie udało.
Europa, zwarta niegdyś, jest rozproszona, a każdy goni za własnym interesem. Nazywa się to „powrotem gospodarczych nacjonalizmów" – co po części oznacza lukratywną kooperację z Rosją. Na tym Moskwa buduje swą siłę. Jej energetyczny dyktat nie byłby tak dobitny, gdyby Europa umiała wspólnie stawiać warunki. Zmaganie z imperialnymi ambicjami Rosji zawsze wymagało konsolidacji sił. Janusz Bugajski, główny ekspert CSIS do spraw tzw. nowych demokracji i państw postsowieckich, wskazuje, że gdy w latach 90. Zachód korzystał z „dywidendy od pokoju”, Rosja przymierzała się do odzyskania statusu mocarstwa. Bugajski nazwał to zimnym pokojem, w którym współistnienie z Zachodem było przygotowywaniem do konfrontacji. Reszta świata głosiła „koniec historii”. Neokonserwatyści w Ameryce skierowali uwagę i siły na Bliski Wschód. Czy teraz wróci coś w rodzaju zimnej wojny – nie wiadomo. Jeśli rozumieć ją jako wzajemne trzymanie się w szachu wielkich bloków – zapewne nie. Nie mając ani woli, ani gotowości militarnej, Waszyngton ogranicza się do napomnień. Eksperci ograniczają się do mówienia o „ostrym konflikcie strategicznym”. Jeśli wojna, to w temperaturze pokojowej.
Rozrywanie Europy
Jak wojnę z Rosją prowadzić? – Zdać sobie sprawę, że Rosja stara się rozerwać UE wewnętrznie i oderwać ją od USA – twierdzi Lucas. – Skoncentrować się na strategicznym aspekcie handlu gazem i ropą. Zrezygnować z biznesowych partykularyzmów krajów UE na rzecz jej konsolidacji. Rodząca się w latach 50. integracja europejska była produktem ubocznym zimnej wojny i projektem politycznym forsowanym przez Trumana i Eisenhowera, wspomaganym planem Marshalla. Nowa zimna wojna prowadzi w odwrotnym kierunku: państwa UE, które układają się osobno z Rosją, podważają integralność Europy. Kraje związane z Rosją biznesowo nie chcą wywierać presji na Kreml. Tam zaś, gdzie dawniej na rzecz ZSRR działały związki zawodowe, teraz formuje się prorosyjskie lobby wielkiego biznesu, który ma oko na inwestycje w Rosji, na wspólne interesy naftowe. Należy wrócić do wyścigu cywilizacyjnego, który określał zimną wojnę – pisze Lucas. Podobnie jak George Kennan, jeden z pierwszych polityków, którzy przewidzieli konieczność prowadzenia zimnej wojny przeciw ZSRR, zwraca on uwagę na konieczność zachowania przewagi moralnej, intelektualnej, technologicznej i cywilizacyjnej – na soft power – miękką siłę, bez której wyścig zbrojeń kiedyś by nie wystarczył.
Lepiej unikać pustych gróźb. Tę opinię Lucasa potwierdza raport prywatnej wywiadowni Stratford, nazywanej cieniem CIA. Raporty Stratfortu są produktem białego wywiadu, skoncentrowanego na sprawach bezpieczeństwa i gospodarki. Czasem Stratfort uznaje sytuację międzynarodową za tak groźną, że jego analizy są publikowane. Tak zrobił 13 sierpnia 2008 r., występując z publiczną oceną nowej światowej równowagi sił. George Friedman, autor analizy, twierdzi, że nic tak nie utwierdzi Rosji w jej bezkarności jak teatralne gesty. Moskwa wiedziała – podkreśla Friedman – że liderzy wolnego świata potępią głośno atak na Gruzję i do pewnego stopnia mogła na tym właśnie „grać" – im większy kontrast między militarną akcją Rosji a symbolicznymi gestami adwersarzy, tym dla Kremla lepiej.
Lekcja dla Zachodu
Akcja powstrzymująca Rosję będzie miała większy wydźwięk, jeśli towarzyszyć jej będą skoordynowane wysiłki, które umniejszą jej siłę wynikającą z uzależnienia Europy od rosyjskiej ropy i gazu. Te surowce dostarczają Rosji instrumentów szantażu, a ich ceny sprawiły, że jej PKB w 2007 r. był sześciokrotnie wyższy niż w 1999 r.
Presja ekonomiczna, dyplomatyczna jest równie ważna jak potencjał militarny. Jeśli lekcja zimnej wojny może się przydać, pomysł na wspólną politykę energetyczną i redukcję konsumpcji jest interesujący. Utrzyma wojnę w temperaturze pokojowej i osłabi podstawy rosyjskiej potęgi.

Więcej możesz przeczytać w 39/2008 wydaniu tygodnika „Wprost”
Zamów w prenumeracie
lub w wersji elektronicznej:
Komentarze