Ależ daliśmy się zrobić w konia. Nabraliśmy się na inwokacje zakochanego Kazimierza, częstochowskie rymy rozmiłowanej w nim Isabel, atmosferę jak z „Trędowatej” i „Między ustami a brzegiem pucharu”. Tymczasem Kazimierz Kichot i jego Isabel Dulcynea to nieźli artyści.
Niektórzy blogerzy zaczęli ostatnio pytać, co się właściwie kryje za tą infantylną historią, bo jest ona tak modelowo kiczowata, że aż niewiarygodna. Albo jest znakomicie zagrana. I odciąga od pytań o to, co właściwie robi Kazimierz Marcinkiewicz w banku Goldman Sachs. Na czym polegała jego umowa z władzami Platformy Obywatelskiej, o której przez wiele tygodni obie strony mówiły z tajemniczymi minami, by potem zapewniać, że żadnej umowy nie było? Kiedy działała sejmowa komisja ds. PKN Orlen, ujawniono odrobinę prawdy o funkcjonowaniu w III RP kapitalizmu politycznego. Dowiedzieliśmy się o planach skonsolidowania i sprzedaży Rosjanom sektora paliwowego. O wiedeńskich spotkaniach sondażowych z byłym szpiegiem KGB Władimirem Ałganowem. O bardzo interesujących informacjach Rosjan, jakoby minister skarbu RP wziął gigantyczną łapówkę za załatwienie sprawy. O tym, że prezydent RP występuje w roli opiekuna wielkich interesów i głównego rozgrywającego. Czy to wszystko po 2005 r. zniknęło? Czy sieci interesów zostały zwinięte? Nie bądźmy naiwni. To były interesy ponadpartyjne, a plany snuto na dziesięciolecia. Mogli się tylko zmieniać pośrednicy.
Kiedy Kazimierz Marcinkiewicz został premierem, „Wprost” pisał o jego „mecenasach” ze świata biznesu, o jego tajemniczym ministrze skarbu Andrzeju Mikoszu, o planowanych wtedy posunięciach w sektorze publicznym. Mikosz był ministrem przez zaledwie dwa miesiące, ale jego związki z Marcinkiewiczem wcale się na tym nie skończyły. A to bardzo wpływowa osoba. Był członkiem Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, pracował w znanej kancelarii Weil, Gotshal & Manges, a potem w międzynarodowej kancelarii Lovells. Gdy przestał być ministrem, został partnerem amerykańskiej kancelarii Hogan & Hartson. Marcinkiewicz do znajomości z polityki (tej z okresu, gdy był premierem, i tej z czasów zarządzania Warszawą) dodał doświadczenia z pracy w PKO BP i EBOiR w Londynie, a teraz w Goldman Sachs. I stał się częścią międzynarodowej śmietanki polityczno-biznesowej. Tak jak jego minister Andrzej Mikosz, tylko jest bardziej wypychany do przodu, a to z powodu rangi, jaką jednak daje premierostwo.
Można wierzyć w tandetną love story Atrakcyjnego Kazimierza, w romans zagubionego w miłosnym szale uroczego naiwniaka. Ale można też zapytać, czy ktoś, kto tak konsekwentnie parł do miejsca, które obecnie zajmuje, to rzeczywiście naiwniak. Czy potężny bank inwestycyjny zatrudniałby nieudacznika, którego jedynym osiągnięciem jest romans z Isabel? Bzdura. Marcinkiewicz to spryciarz, który znakomicie potrafi mydlić oczy. I pod osłoną banalnego romansu załatwiać sprawy, za które naprawdę mu płacą.
Czy jest przypadkiem, że Goldman Sachs interesuje się Polską Grupą Energetyczną, największą firmą energetyczną w naszym kraju, z pięcioma milionami klientów? Czy w tej sprawie Kazimierz Marcinkiewicz (i jego znajomości) naprawdę nie ma nic do powiedzenia? A przecież interesów, w których mógłby być łącznikiem, można sobie wyobrazić znacznie więcej. Czy rzeczywiście love story Marcinkiewicza zaczęła się latem 2008 r. w Londynie? A może poznali się znacznie wcześniej w Warszawie? Pewnie byłoby interesujące odkrycie, kto tę znajomość zaaranżował. Może były polski premier miał coś wspólnego z jej karierą w City? A może Isabel z Brwinowa wcale nie jest taką blondynką, jaką odgrywa, i wcale nieprzypadkowo jest tak blisko z byłym polskim premierem związana? W przeszłości wielokrotnie trywialne historie miłosne znanych ludzi okazywały się niezwykle pouczające i miały już nawet nie dwa, ale trzy i cztery dna. Kto chce, niech wierzy w miłosne uniesienia. Mnie się ta sprawa wydaje zbyt skomplikowana, żeby mogła być tak banalnie prosta.
Kiedy Kazimierz Marcinkiewicz został premierem, „Wprost” pisał o jego „mecenasach” ze świata biznesu, o jego tajemniczym ministrze skarbu Andrzeju Mikoszu, o planowanych wtedy posunięciach w sektorze publicznym. Mikosz był ministrem przez zaledwie dwa miesiące, ale jego związki z Marcinkiewiczem wcale się na tym nie skończyły. A to bardzo wpływowa osoba. Był członkiem Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, pracował w znanej kancelarii Weil, Gotshal & Manges, a potem w międzynarodowej kancelarii Lovells. Gdy przestał być ministrem, został partnerem amerykańskiej kancelarii Hogan & Hartson. Marcinkiewicz do znajomości z polityki (tej z okresu, gdy był premierem, i tej z czasów zarządzania Warszawą) dodał doświadczenia z pracy w PKO BP i EBOiR w Londynie, a teraz w Goldman Sachs. I stał się częścią międzynarodowej śmietanki polityczno-biznesowej. Tak jak jego minister Andrzej Mikosz, tylko jest bardziej wypychany do przodu, a to z powodu rangi, jaką jednak daje premierostwo.
Można wierzyć w tandetną love story Atrakcyjnego Kazimierza, w romans zagubionego w miłosnym szale uroczego naiwniaka. Ale można też zapytać, czy ktoś, kto tak konsekwentnie parł do miejsca, które obecnie zajmuje, to rzeczywiście naiwniak. Czy potężny bank inwestycyjny zatrudniałby nieudacznika, którego jedynym osiągnięciem jest romans z Isabel? Bzdura. Marcinkiewicz to spryciarz, który znakomicie potrafi mydlić oczy. I pod osłoną banalnego romansu załatwiać sprawy, za które naprawdę mu płacą.
Czy jest przypadkiem, że Goldman Sachs interesuje się Polską Grupą Energetyczną, największą firmą energetyczną w naszym kraju, z pięcioma milionami klientów? Czy w tej sprawie Kazimierz Marcinkiewicz (i jego znajomości) naprawdę nie ma nic do powiedzenia? A przecież interesów, w których mógłby być łącznikiem, można sobie wyobrazić znacznie więcej. Czy rzeczywiście love story Marcinkiewicza zaczęła się latem 2008 r. w Londynie? A może poznali się znacznie wcześniej w Warszawie? Pewnie byłoby interesujące odkrycie, kto tę znajomość zaaranżował. Może były polski premier miał coś wspólnego z jej karierą w City? A może Isabel z Brwinowa wcale nie jest taką blondynką, jaką odgrywa, i wcale nieprzypadkowo jest tak blisko z byłym polskim premierem związana? W przeszłości wielokrotnie trywialne historie miłosne znanych ludzi okazywały się niezwykle pouczające i miały już nawet nie dwa, ale trzy i cztery dna. Kto chce, niech wierzy w miłosne uniesienia. Mnie się ta sprawa wydaje zbyt skomplikowana, żeby mogła być tak banalnie prosta.
Więcej możesz przeczytać w 10/2009 wydaniu tygodnika e-Wprost .
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Komentarze
Defraudacja ? Co za słowo?
Dyzma by się uśmiał zdrowo
Grubą pięścią o stół trzasnął
\"Dawaj forsę, brachu ! \" - wrzasnął
Na policję by się udał
Kunickiego by wysiudał
Za granicę już, w try miga
By go nie chwyciła bida
I hrabiankę by mu odbił
Co go już puściła w trąbę
Tę dziadygę sakramencką
Który łzy już lał jak dziecko
Nad złodziejskim swoim losem
Gdu się znalazł z pustym trzosem.
tylko zasłona dymna dla naiwniaków.Ja też się
dziwię PiS skąd wyczarowali tego Premiera.Choć
jak historia uczy tacy nieudacznicy robili zawsze duże interesy o które nikt by Ich nie posądził.Kaziu zalotnik nie jest wyjątkiem.
chyba sie myle lepsza Matylda,nie Beata,Krysia,Danusia,Ela,
Grazyna,Elzbieta,Iwona,Stasia,Bogusia,Ula,Grazyna wszystkich
nie wymienie,gdyz zabrakloby czasu na wspominanie i w kazdej
chwili boje sie powrotu zonki i mnie pouczenia.Majac ochote
jeszcze nie spelniony \"jestem jak facet ktory dwa razy w gebe dostal i nie zna przyczyny,ja tez\" z \"PLEBANI\",zupelnie
jeszcze zakochany.Spryciarz taki nie jestem,lecz lepszy.