Prezydent z premierem spotkali się i podjęli uchwałę, że nic do siebie nie mają. Zdementowali wszelkie pogłoski i odwołali wszystkie plotki.
Podali sobie ręce prawie na oczach kilkunastu lewych towarzyszy i rozeszli się w pokoju. Premier do offsetu, prezydent do kuchni. Najwyraźniej apetyt mu wrócił. Prezydenta mamy dwufazowego. W fazie tłustej siedzi w pałacu i niszczy biopaliwa. W fazie chudej bywa w świecie i szuka dla siebie posady. Pod względem konstrukcyjnym przypomina akordeon. Raz wąsko, raz szeroko. Pytanie, co jest ostatnio grane, pozostaje bez odpowiedzi. Towarzystwo wstrzymało rozgrywki w oczekiwaniu na rozwój afery im. Rywina.
Prawdę mówiąc, afera powinna być nazwana imieniem tych, którzy wysłali Rywina do Michnika, czyli "grupy trzymającej w ręcach wadze". Bo kim jest posłaniec wobec decydentów? Coraz wyraźniej jednak z prac komisji wynika, że żadnej grupy nie było i nie ma, czyli władzy nikt nie trzyma. W tej sytuacji niektórzy członkowie poczuli się znudzeni wysiadywaniem za pustym stołem. Poseł Kalisz przypomniał sobie, że jest przewodniczącym zupełnie innej komisji i nagle się oddalił. Przewodniczący Nałęcz skomentował ten fakt słowami: "Jestem osłupiały". Poseł Smolana ustąpił miejsca bardziej od siebie doświadczonemu w korupcji i łapówkarstwie posłowi Samoobrony. Najdziwniejszy jest przypadek posła Kopczyńskiego, który wszedł do komisji z nadania Ligi PR, a pozostał w niej z potrzeby Sojuszu LD. Duży rozrzut sympatii jak na niepozornego mężczyznę o nieznanych poglądach.
Ruchy kadrowe nasiliły się do tego stopnia, że prokuratura zgłosiła pomysł założenia w komisji księgi przyjść i wyjść oraz wejść i zejść. Nauczona przykrym doświadczeniem Agory, w której siedzibie taka księga przepadła, prokuratura obawia się bałaganu. Po kolejnym tygodniu nikt nie będzie pamiętał, kto kiedy w komisji śledczej zasiadał, jak długo i w jakim celu. Billingi wszystkiego nie wyjaśnią. Zwłaszcza że prokuratura wstydzi się o nie prosić...
Zacząłem felieton od prezydenta i premiera, a kończę na prokuraturze. Jakiś strumień podświadomości czy co?
Prawdę mówiąc, afera powinna być nazwana imieniem tych, którzy wysłali Rywina do Michnika, czyli "grupy trzymającej w ręcach wadze". Bo kim jest posłaniec wobec decydentów? Coraz wyraźniej jednak z prac komisji wynika, że żadnej grupy nie było i nie ma, czyli władzy nikt nie trzyma. W tej sytuacji niektórzy członkowie poczuli się znudzeni wysiadywaniem za pustym stołem. Poseł Kalisz przypomniał sobie, że jest przewodniczącym zupełnie innej komisji i nagle się oddalił. Przewodniczący Nałęcz skomentował ten fakt słowami: "Jestem osłupiały". Poseł Smolana ustąpił miejsca bardziej od siebie doświadczonemu w korupcji i łapówkarstwie posłowi Samoobrony. Najdziwniejszy jest przypadek posła Kopczyńskiego, który wszedł do komisji z nadania Ligi PR, a pozostał w niej z potrzeby Sojuszu LD. Duży rozrzut sympatii jak na niepozornego mężczyznę o nieznanych poglądach.
Ruchy kadrowe nasiliły się do tego stopnia, że prokuratura zgłosiła pomysł założenia w komisji księgi przyjść i wyjść oraz wejść i zejść. Nauczona przykrym doświadczeniem Agory, w której siedzibie taka księga przepadła, prokuratura obawia się bałaganu. Po kolejnym tygodniu nikt nie będzie pamiętał, kto kiedy w komisji śledczej zasiadał, jak długo i w jakim celu. Billingi wszystkiego nie wyjaśnią. Zwłaszcza że prokuratura wstydzi się o nie prosić...
Zacząłem felieton od prezydenta i premiera, a kończę na prokuraturze. Jakiś strumień podświadomości czy co?
Więcej możesz przeczytać w 10/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.