Polska lewica nie zdobędzie się na program wdrażający reguły gospodarki rynkowej
To zejście na pewno jest konieczne, ale w kraju tak zainfekowanym szkodliwą ideologią ekonomiczną - bardzo trudne. Mamy wiele dowodów na to, że obsesja walki z nierównością materialną niczym "paraliż postępowy nawet tęgie chwyta głowy", jak by dziś powiedział Boy.
Jeszcze na Kongresie Ekonomistów Polskich w styczniu 2001 r. prawie nie było mnie słychać w tłumie facetów szykujących się do przejęcia władzy z rąk skompromitowanej AWS. Mój referat "'Trzecie drogi' a ekonomia" zagłuszony został demagogią hałaśliwych protagonistów państwa opiekuńczego dającego wszystko i wszystkim. Minione dwa lata dowiodły, że polska lewica nie zdobędzie się otwarcie na program akceptujący i wdrażający ustrojowe podstawy i reguły gospodarki rynkowej, konsekwentnie zmierzający do zakończenia transformacji. Unikając jak ognia posądzenia o kapitalistyczne ciągoty, rząd rozdrabnia się na majsterkowanie, demonstrując przy tym całkowitą niezdolność do publicznego przyznania, że "trzecia droga" się wyczerpała, że na tej drodze nie ma czego szukać. Niemożliwe jest na razie uderzenie się w piersi i przyznanie, że kryzys polskich finansów publicznych to skutek fałszywego wyboru ustrojowego, w czym oczywiście również AWS ma swój udział. Czas już wyraźnie powiedzieć, że rzeczywistym warunkiem przezwyciężenia tego kryzysu jest głęboka reorientacja polityki ustrojowej, legislacyjnej i alokacyjnej, głęboka, a nie powierzchowna zmiana struktury wydatków i dochodów budżetowych. Czas już odejść od fałszywej, nieuczciwej ideologii polegającej na łudzeniu najsłabszych (i nie tylko najsłabszych!) obywateli opiekuńczością państwa jako drogą do powszechnego dobrobytu.
To prawda, że zejście na "trzecią drogę" jest łatwe. Wielu politykom zdawało się, że społeczne i makroekonomiczne korzyści wynikające ze zwiększenia stopy redystrybucji i pewnego ograniczenia wolności gospodarczej będą większe od strat poniesionych z tego powodu przez przedsiębiorców, przez gospodarkę. Po latach okazało się jednak, że "trzecia droga" obniżyła rankingową pozycję nawet Szwecji, która wzbogaciła się na dwóch wojnach światowych i była oknem wystawowym socjaldemokracji.
A u nas? U nas ciągle jeszcze działa antykapitalistyczny sojusz lewicy i Solidarności zapoczątkowany obaleniem rządu Hanny Suchockiej w roku 1993. To smutny historyczny paradoks, że po wygraniu wyborów w 2001 r. właśnie lewica stanęła przed zadaniem odejścia od populizmu pseudoprawicy. Zadania tego oczywiście nie mogła wykonać, choćby z uwagi na światopogląd i stan wiedzy swej kadry, a także inne jej przymioty. Hasło "TKM" stało się ponownie aktualne, a to, że deficyt budżetowy sięga już 7 proc. PKB, niezbyt martwi lewicę. Jej nadzieją staje się w tych warunkach ożywienie gospodarcze, szybki wzrost PKB. Ale dynamizacja ta jest zasługą sektora prywatnego, zrestrukturyzowanego, zmodernizowanego, eksportującego, a także wysokiego kursu euro, a nie zmiany polityki gospodarczej. Państwo ciągle nie może się zdobyć na ustawę o wolności gospodarczej i na pozbycie się kamienia młyńskiego u szyi, jakim jest podtrzymywany ogromnym kosztem sektor państwowy.
Wyjściowym warunkiem zejścia z "trzeciej drogi" i rzeczywistego przyspieszenia jest otwarta, oficjalna deklaracja wycofania się z niej, uznanie "trzeciej drogi" za szkodliwy miraż nie mający realistycznych podstaw. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że "trzecie drogi" to klasyczne przykłady chciejstwa programowego ubranego w atrakcyjną szatę, ale sprzecznego z fundamentalnymi osiągnięciami ekonomii jako nauki.
Dość obrażania pryncypiów racjonalnego gospodarowania przez państwo opiekuńcze. Dość własności państwowej pochłaniającej ogromne środki kosztem podatników i zdrowych podmiotów gospodarczych. Jak długo jeszcze trzeba będzie przypominać, że to Adam Smith, a nie Karol Marks, stworzył naukowe podstawy racjonalnego gospodarowania i drogi do dobrobytu, do bogactwa narodów?
Jeszcze na Kongresie Ekonomistów Polskich w styczniu 2001 r. prawie nie było mnie słychać w tłumie facetów szykujących się do przejęcia władzy z rąk skompromitowanej AWS. Mój referat "'Trzecie drogi' a ekonomia" zagłuszony został demagogią hałaśliwych protagonistów państwa opiekuńczego dającego wszystko i wszystkim. Minione dwa lata dowiodły, że polska lewica nie zdobędzie się otwarcie na program akceptujący i wdrażający ustrojowe podstawy i reguły gospodarki rynkowej, konsekwentnie zmierzający do zakończenia transformacji. Unikając jak ognia posądzenia o kapitalistyczne ciągoty, rząd rozdrabnia się na majsterkowanie, demonstrując przy tym całkowitą niezdolność do publicznego przyznania, że "trzecia droga" się wyczerpała, że na tej drodze nie ma czego szukać. Niemożliwe jest na razie uderzenie się w piersi i przyznanie, że kryzys polskich finansów publicznych to skutek fałszywego wyboru ustrojowego, w czym oczywiście również AWS ma swój udział. Czas już wyraźnie powiedzieć, że rzeczywistym warunkiem przezwyciężenia tego kryzysu jest głęboka reorientacja polityki ustrojowej, legislacyjnej i alokacyjnej, głęboka, a nie powierzchowna zmiana struktury wydatków i dochodów budżetowych. Czas już odejść od fałszywej, nieuczciwej ideologii polegającej na łudzeniu najsłabszych (i nie tylko najsłabszych!) obywateli opiekuńczością państwa jako drogą do powszechnego dobrobytu.
To prawda, że zejście na "trzecią drogę" jest łatwe. Wielu politykom zdawało się, że społeczne i makroekonomiczne korzyści wynikające ze zwiększenia stopy redystrybucji i pewnego ograniczenia wolności gospodarczej będą większe od strat poniesionych z tego powodu przez przedsiębiorców, przez gospodarkę. Po latach okazało się jednak, że "trzecia droga" obniżyła rankingową pozycję nawet Szwecji, która wzbogaciła się na dwóch wojnach światowych i była oknem wystawowym socjaldemokracji.
A u nas? U nas ciągle jeszcze działa antykapitalistyczny sojusz lewicy i Solidarności zapoczątkowany obaleniem rządu Hanny Suchockiej w roku 1993. To smutny historyczny paradoks, że po wygraniu wyborów w 2001 r. właśnie lewica stanęła przed zadaniem odejścia od populizmu pseudoprawicy. Zadania tego oczywiście nie mogła wykonać, choćby z uwagi na światopogląd i stan wiedzy swej kadry, a także inne jej przymioty. Hasło "TKM" stało się ponownie aktualne, a to, że deficyt budżetowy sięga już 7 proc. PKB, niezbyt martwi lewicę. Jej nadzieją staje się w tych warunkach ożywienie gospodarcze, szybki wzrost PKB. Ale dynamizacja ta jest zasługą sektora prywatnego, zrestrukturyzowanego, zmodernizowanego, eksportującego, a także wysokiego kursu euro, a nie zmiany polityki gospodarczej. Państwo ciągle nie może się zdobyć na ustawę o wolności gospodarczej i na pozbycie się kamienia młyńskiego u szyi, jakim jest podtrzymywany ogromnym kosztem sektor państwowy.
Wyjściowym warunkiem zejścia z "trzeciej drogi" i rzeczywistego przyspieszenia jest otwarta, oficjalna deklaracja wycofania się z niej, uznanie "trzeciej drogi" za szkodliwy miraż nie mający realistycznych podstaw. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że "trzecie drogi" to klasyczne przykłady chciejstwa programowego ubranego w atrakcyjną szatę, ale sprzecznego z fundamentalnymi osiągnięciami ekonomii jako nauki.
Dość obrażania pryncypiów racjonalnego gospodarowania przez państwo opiekuńcze. Dość własności państwowej pochłaniającej ogromne środki kosztem podatników i zdrowych podmiotów gospodarczych. Jak długo jeszcze trzeba będzie przypominać, że to Adam Smith, a nie Karol Marks, stworzył naukowe podstawy racjonalnego gospodarowania i drogi do dobrobytu, do bogactwa narodów?
Więcej możesz przeczytać w 37/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.