Najsłynniejszy w naszych dziejach polityczny kabaret utworzyła polska szlachta w XVI wieku
W drugiej połowie XVI wieku, przypuszczalnie przed zawarciem unii z Litwą w 1569 r., powstała Rzeczpospolita Babińska - jeden z najsławniejszych polskich kabaretów, republika prześmiewców oraz zgryźliwych komentatorów sceny politycznej i obyczajów. Tętniąca towarzyskim życiem enklawa szyderców, w której ze świata drwili wielcy panowie, intelektualiści i artyści, mieściła się w Babinie leżącym na zachód od Lublina, przy drodze do Bełżyc, w posiadłości staropolskiego rodu Pszonków.
Zagubione na lubelskiej wsi państewko istniało ponad sto lat. Przyjeżdżali tu między innymi poeci Mikołaj Rej, Jan Kochanowski i Mikołaj Sęp-Szarzyński, a także hetman Jan Zamoyski i przedstawiciele możnych rodów - Potoccy, Myszkowscy i Ossolińscy. Poeta Jan Andrzej Morsztyn otrzymał tu tytuł szklarza i strycharza. Babin był miejscem spotkań ludzi różnych wyznań i poglądów, gotowych ironizować i besztać absurdalnym dowcipem głupotę i złe obyczaje. Łzy śmiechu płynęły tu wartkimi strumieniami do czasu, gdy kultura i życie polityczne XVII-wiecznej Polski pogrążyły się w samobójczym hedonizmie.
Jak kucharz pływał w kotle czółnem
Pierwsza wzmianka na temat Rzeczypospolitej Babińskiej pochodzi z "Annales" Stanisława Sarnickiego wydanych w 1587 r. Wieść o istnieniu przedziwnego państwa satyryków rozniosła się echem po całej Europie. Sarnicki, historyk, student Kalwina i oczywiście członek Rzeczypospolitej Babińskiej, opisuje grupę dowcipnych szlachciców, którzy - wzorując się na instytucjach i porządku Rzeczypospolitej - postanowili stworzyć jej parodię. Zakładano, że im mniej ktoś nadawał się do pełnienia jakiegoś urzędu, tym lepszym był na ten urząd kandydatem. Wedle drugiej zasady, im kto był dowcipniejszym łgarzem i z większą wprawą snuł zabawne opowieści, tym bardziej mógł liczyć na zaszczytny tytuł. Jan Achacy Kmita pisał: "Babin od baby rzeczon, która więc siadała przy drodze i pstre gościom żarty przedawała, stąd dziś jest przepowieść tak co lato w nowinie, na pewno rzekł, iżeś słyszał to w Babinie".
W babińskim królestwie cieni można było uzyskać tytuł arcybiskupa, kanclerza, cześnika, historyka, koniuszego, medyka, architekta, ochmistrzyni, aptekarki, sadowniczki i pacjentki. W przypływie fantazji padały nominacje do tytułów cyrulika, ptasznika, majordomusa, rarożnika, spekulanta i skrupulanta. Wacław Zamoyski został najwyższym łowczym, ponieważ opowiadał, jak książę Konstanty Ostrowski polował na zająca, który miał osiem nóg (gdy cztery mu się zmęczyły, biegł dalej na pozostałych czterech). Wojciech Zawisza otrzymał urząd kuchmistrza za opowiadanie, iż widział w Moskwie tak olbrzymie ryby, że kiedy gotowano je w kotle, kucharz musiał po nim pływać czółnem, by zamieszać wodę. Doktor medycyny Wincenty Łyszkiewicz został cześnikiem, gdyż nigdy nie wypił wina z własnej piwnicy bez zapłaty samemu sobie. Jeśli pił przy gościach, płacił sobie po ich odejściu. Mikołaj Stogniew, porucznik chorągwi królewskiej, mówił, iż biskup poznański Andrzej Opaliński kazał drzewo do komina malować, aby ogień był kolorowy. On to został koniuszym za opowieść, iż miał klacz, która nad zdechłym źrebakiem na klęczkach płakała. Aleksander Myszkowski, starosta tyszowiecki, opowiadał, że w jego majątku rosły takie dęby i na nich takie żołędzie, iż jednym z nich nakarmił trzy wieprze. Otrzymał za tę historię tytuł ekonoma. Józef Nyrski upatrzył siedzącego na dębie i drapiącego się lewą nogą komara. Po zabiciu owada jego skórą obił bryczkę, a mięsem żywił się wraz z czeladzią w trakcie oblężenia Zbaraża. Został za to strzelcem. Dawid Mylius, nauczyciel gimnazjum kalwińskiego w Bełżycach, został kantorem za historię śpiewaka, który śpiewał jednocześnie basem i altem i nie opuszczał przy tym żadnego tekstu.
Każdy człowiek jest kłamcą
Babińczycy, kpiąc ze wszystkich urzędów i instytucji szesnastowiecznej Rzeczypospolitej, robili jeden wyjątek - nigdy nie wybierali spośród siebie króla. Obawy dotyczące poczucia humoru monarchy przypuszczalnie miały mniejsze znaczenie niż chęć wyraźnego zamanifestowania, że król - jakikolwiek by był - musi pozostać jeden. Potwierdza to babińska anegdota, głosząca, że Zygmunt August miał pewnego razu zapytać Stanisława Pszonkę, jednego z twórców Rzeczypospolitej Babińskiej, czy babińczycy wybierają swego króla. Włodarz republiki miał - wedle Sarnickiego - odpowiedzieć: "Uchowaj Boże, najjaśniejszy panie, abyśmy za twojego życia mieli myśleć o wyborze innego króla. Panuj tu i w Babinie".
W Rzeczypospolitej Babińskiej urzędy sprawowały też kobiety, choć ich udział był ograniczony. Helena Kazonowska nosiła tytuł aptekarki, cześniczką była zaś Dorota Rejowa, stolnikowa lubelska. Nominacjom towarzyszyły stosowne ceremonie. Bartłomiej Wrześnianin w jednym z panegiryków donosi, że nowicjusz musiał wypić kielich zwany wilkiem i wygłosić facecję, którą - zgodnie z obyczajem - wpisywano następnie w rejestr babińskich dowcipów. Mianowani urzędnicy otrzymywali dyplomy z woskową pieczęcią. Właśnie taką scenę z posiedzenia babińskiej ferajny namalował Jan Matejko.
Babińczycy postępowali w myśl zasady: Omnis homo mendax (każdy człowiek jest kłamcą). Mimo że republika kabaretowa była państwem nieudaczników i mitomanów, kpiną z porządku społecznego, jej twórcom przyświecał cel edukacyjny. Sarnicki pisze, że towarzyskie żarty przyczyniały się do poprawy obyczajów wśród młodzieży, wyrabiały dowcip i uczyły skromności. Babińskie zwyczaje rzeczywiście mogły być przestrogą dla nieodpowiedzialnych i bezmyślnych obywateli. Fenomenalnie kpiono tu również z polskiej tytułomanii.
Działalność babińczyków to interesujący przejaw tzw. ruchu egzekucyjnego szlachty polskiej, którego celem była reforma państwa i osłabienie wpływów Kościoła katolickiego. Na początku XVII wieku babińczycy wzięli udział w rokoszu Zebrzydowskiego (1606-1609), wymierzonym przeciw absolutystycznym zapędom króla Zygmunta III Wazy.
śmiechem naprawiać obyczaje
Historia Rzeczypospolitej Babińskiej to historia trzech pokoleń Pszonków: Stanisława, Jakuba i Adama. Historia znana z roczników Sarnickiego, pism Hart-knocha (1694 r.), Chwałkowskiego (1696 r.), ale przede wszystkim z tzw. akt babińskich, wyjątkowej dokumentacji staropolskiego humoru. Były to sporządzone przez panów Babina zapisy dowcipów z lat 1601-1677, zagrabione przez Szwedów i potem cudem odzyskane. Historycy nie są zgodni w ocenie poziomu przedstawionych tam historyjek. Niektóre z nich to nadzwyczajne opowiadania w stylu barona Münchausena, inne to nonsensy podobne do tych, jakie później "w oparach absurdu" snuli Tuwim i Słonimski, a jeszcze inne to molierowskie opowiastki o tym, jak ktoś dostał środki na przeczyszczenie, ktoś solidne kije, a komuś przyprawiono rogi. Krakowski historyk Kazimierz Bartoszewicz stwierdził w 1895 r., że Babin nie zasłużył na rozgłos. Obliczył, że przez
50 lat powstało zaledwie 300 dowcipów (sześć opowiastek rocznie). Inny historyk z Galicji, Stanisław Tarnowski, w 1882 r. podkreślał z kolei, że w babińskich dowcipach nie było ani humoru, ani ducha satyrycznego, ani żadnych godnych uwagi aluzji do życia politycznego czy panujących stosunków społecznych.
Wedle opinii innych historyków, babińskie poczucie humoru zostało zainfekowane gangreną, która dotknęła całą kulturę w czasie kontrreformacji. Hasło babińczyków: Ridendo castigo mores (śmiechem naprawiam obyczaje), zamieniło się z czasem na: Scribimus et bibimus (piszemy i pijemy).
To właśnie Babin przeszedł jednak do historii, a inne podobne przedsięwzięcia, takie jak łańcuckie Fraternitas Sacerdotum (Bractwo Kapłańskie), działające na dworze Zygmunta Starego Towarzystwo Hulaszcze Obojga Płci Sodalitium, Rzeczpospo-
lita Waśniowska czy Rzeczpospolita Kleczewska, zostały zapomniane. Co ciekawe, Babin nie był centrum kulturalnym, a ród Pszonków nie należał do znamienitych. Być może znaczenie miało to, że w pobliżu tętnił życiem Lublin.
Dzieje Rzeczypospolitej Babińskiej są najlepszym dowodem, że już przed czterystu laty dostrzegano absurdy życia publicznego w Polsce. I już wtedy potrafiono się z nich śmiać. Śmiejmy się z nich - bardzo głośno - i dziś!
Zagubione na lubelskiej wsi państewko istniało ponad sto lat. Przyjeżdżali tu między innymi poeci Mikołaj Rej, Jan Kochanowski i Mikołaj Sęp-Szarzyński, a także hetman Jan Zamoyski i przedstawiciele możnych rodów - Potoccy, Myszkowscy i Ossolińscy. Poeta Jan Andrzej Morsztyn otrzymał tu tytuł szklarza i strycharza. Babin był miejscem spotkań ludzi różnych wyznań i poglądów, gotowych ironizować i besztać absurdalnym dowcipem głupotę i złe obyczaje. Łzy śmiechu płynęły tu wartkimi strumieniami do czasu, gdy kultura i życie polityczne XVII-wiecznej Polski pogrążyły się w samobójczym hedonizmie.
Jak kucharz pływał w kotle czółnem
Pierwsza wzmianka na temat Rzeczypospolitej Babińskiej pochodzi z "Annales" Stanisława Sarnickiego wydanych w 1587 r. Wieść o istnieniu przedziwnego państwa satyryków rozniosła się echem po całej Europie. Sarnicki, historyk, student Kalwina i oczywiście członek Rzeczypospolitej Babińskiej, opisuje grupę dowcipnych szlachciców, którzy - wzorując się na instytucjach i porządku Rzeczypospolitej - postanowili stworzyć jej parodię. Zakładano, że im mniej ktoś nadawał się do pełnienia jakiegoś urzędu, tym lepszym był na ten urząd kandydatem. Wedle drugiej zasady, im kto był dowcipniejszym łgarzem i z większą wprawą snuł zabawne opowieści, tym bardziej mógł liczyć na zaszczytny tytuł. Jan Achacy Kmita pisał: "Babin od baby rzeczon, która więc siadała przy drodze i pstre gościom żarty przedawała, stąd dziś jest przepowieść tak co lato w nowinie, na pewno rzekł, iżeś słyszał to w Babinie".
W babińskim królestwie cieni można było uzyskać tytuł arcybiskupa, kanclerza, cześnika, historyka, koniuszego, medyka, architekta, ochmistrzyni, aptekarki, sadowniczki i pacjentki. W przypływie fantazji padały nominacje do tytułów cyrulika, ptasznika, majordomusa, rarożnika, spekulanta i skrupulanta. Wacław Zamoyski został najwyższym łowczym, ponieważ opowiadał, jak książę Konstanty Ostrowski polował na zająca, który miał osiem nóg (gdy cztery mu się zmęczyły, biegł dalej na pozostałych czterech). Wojciech Zawisza otrzymał urząd kuchmistrza za opowiadanie, iż widział w Moskwie tak olbrzymie ryby, że kiedy gotowano je w kotle, kucharz musiał po nim pływać czółnem, by zamieszać wodę. Doktor medycyny Wincenty Łyszkiewicz został cześnikiem, gdyż nigdy nie wypił wina z własnej piwnicy bez zapłaty samemu sobie. Jeśli pił przy gościach, płacił sobie po ich odejściu. Mikołaj Stogniew, porucznik chorągwi królewskiej, mówił, iż biskup poznański Andrzej Opaliński kazał drzewo do komina malować, aby ogień był kolorowy. On to został koniuszym za opowieść, iż miał klacz, która nad zdechłym źrebakiem na klęczkach płakała. Aleksander Myszkowski, starosta tyszowiecki, opowiadał, że w jego majątku rosły takie dęby i na nich takie żołędzie, iż jednym z nich nakarmił trzy wieprze. Otrzymał za tę historię tytuł ekonoma. Józef Nyrski upatrzył siedzącego na dębie i drapiącego się lewą nogą komara. Po zabiciu owada jego skórą obił bryczkę, a mięsem żywił się wraz z czeladzią w trakcie oblężenia Zbaraża. Został za to strzelcem. Dawid Mylius, nauczyciel gimnazjum kalwińskiego w Bełżycach, został kantorem za historię śpiewaka, który śpiewał jednocześnie basem i altem i nie opuszczał przy tym żadnego tekstu.
Każdy człowiek jest kłamcą
Babińczycy, kpiąc ze wszystkich urzędów i instytucji szesnastowiecznej Rzeczypospolitej, robili jeden wyjątek - nigdy nie wybierali spośród siebie króla. Obawy dotyczące poczucia humoru monarchy przypuszczalnie miały mniejsze znaczenie niż chęć wyraźnego zamanifestowania, że król - jakikolwiek by był - musi pozostać jeden. Potwierdza to babińska anegdota, głosząca, że Zygmunt August miał pewnego razu zapytać Stanisława Pszonkę, jednego z twórców Rzeczypospolitej Babińskiej, czy babińczycy wybierają swego króla. Włodarz republiki miał - wedle Sarnickiego - odpowiedzieć: "Uchowaj Boże, najjaśniejszy panie, abyśmy za twojego życia mieli myśleć o wyborze innego króla. Panuj tu i w Babinie".
W Rzeczypospolitej Babińskiej urzędy sprawowały też kobiety, choć ich udział był ograniczony. Helena Kazonowska nosiła tytuł aptekarki, cześniczką była zaś Dorota Rejowa, stolnikowa lubelska. Nominacjom towarzyszyły stosowne ceremonie. Bartłomiej Wrześnianin w jednym z panegiryków donosi, że nowicjusz musiał wypić kielich zwany wilkiem i wygłosić facecję, którą - zgodnie z obyczajem - wpisywano następnie w rejestr babińskich dowcipów. Mianowani urzędnicy otrzymywali dyplomy z woskową pieczęcią. Właśnie taką scenę z posiedzenia babińskiej ferajny namalował Jan Matejko.
Babińczycy postępowali w myśl zasady: Omnis homo mendax (każdy człowiek jest kłamcą). Mimo że republika kabaretowa była państwem nieudaczników i mitomanów, kpiną z porządku społecznego, jej twórcom przyświecał cel edukacyjny. Sarnicki pisze, że towarzyskie żarty przyczyniały się do poprawy obyczajów wśród młodzieży, wyrabiały dowcip i uczyły skromności. Babińskie zwyczaje rzeczywiście mogły być przestrogą dla nieodpowiedzialnych i bezmyślnych obywateli. Fenomenalnie kpiono tu również z polskiej tytułomanii.
Działalność babińczyków to interesujący przejaw tzw. ruchu egzekucyjnego szlachty polskiej, którego celem była reforma państwa i osłabienie wpływów Kościoła katolickiego. Na początku XVII wieku babińczycy wzięli udział w rokoszu Zebrzydowskiego (1606-1609), wymierzonym przeciw absolutystycznym zapędom króla Zygmunta III Wazy.
śmiechem naprawiać obyczaje
Historia Rzeczypospolitej Babińskiej to historia trzech pokoleń Pszonków: Stanisława, Jakuba i Adama. Historia znana z roczników Sarnickiego, pism Hart-knocha (1694 r.), Chwałkowskiego (1696 r.), ale przede wszystkim z tzw. akt babińskich, wyjątkowej dokumentacji staropolskiego humoru. Były to sporządzone przez panów Babina zapisy dowcipów z lat 1601-1677, zagrabione przez Szwedów i potem cudem odzyskane. Historycy nie są zgodni w ocenie poziomu przedstawionych tam historyjek. Niektóre z nich to nadzwyczajne opowiadania w stylu barona Münchausena, inne to nonsensy podobne do tych, jakie później "w oparach absurdu" snuli Tuwim i Słonimski, a jeszcze inne to molierowskie opowiastki o tym, jak ktoś dostał środki na przeczyszczenie, ktoś solidne kije, a komuś przyprawiono rogi. Krakowski historyk Kazimierz Bartoszewicz stwierdził w 1895 r., że Babin nie zasłużył na rozgłos. Obliczył, że przez
50 lat powstało zaledwie 300 dowcipów (sześć opowiastek rocznie). Inny historyk z Galicji, Stanisław Tarnowski, w 1882 r. podkreślał z kolei, że w babińskich dowcipach nie było ani humoru, ani ducha satyrycznego, ani żadnych godnych uwagi aluzji do życia politycznego czy panujących stosunków społecznych.
Wedle opinii innych historyków, babińskie poczucie humoru zostało zainfekowane gangreną, która dotknęła całą kulturę w czasie kontrreformacji. Hasło babińczyków: Ridendo castigo mores (śmiechem naprawiam obyczaje), zamieniło się z czasem na: Scribimus et bibimus (piszemy i pijemy).
To właśnie Babin przeszedł jednak do historii, a inne podobne przedsięwzięcia, takie jak łańcuckie Fraternitas Sacerdotum (Bractwo Kapłańskie), działające na dworze Zygmunta Starego Towarzystwo Hulaszcze Obojga Płci Sodalitium, Rzeczpospo-
lita Waśniowska czy Rzeczpospolita Kleczewska, zostały zapomniane. Co ciekawe, Babin nie był centrum kulturalnym, a ród Pszonków nie należał do znamienitych. Być może znaczenie miało to, że w pobliżu tętnił życiem Lublin.
Dzieje Rzeczypospolitej Babińskiej są najlepszym dowodem, że już przed czterystu laty dostrzegano absurdy życia publicznego w Polsce. I już wtedy potrafiono się z nich śmiać. Śmiejmy się z nich - bardzo głośno - i dziś!
OBYWATELE RZECZYPOSPOLITEJ BABIŃSKIEJ
|
Więcej możesz przeczytać w 41/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.