Amerykańscy ekonomiści Carmen Reinhart i Kenneth Rogoff w 2010 r. opublikowali tekst, w którym dowodzili, iż przekroczenie przez dług publiczny pułapu 90 proc. PKB powinno prowadzić do spadku tempa rozwoju gospodarczego, a nawet możliwości wystąpienia recesji. Paul Krugman, ekonomiczny noblista z 2008 r., określił go jako jedną z najważniejszych analiz ekonomicznych z czasu ostatniego kryzysu. Na pracę Reinhart i Rogoffa powoływał się nawet Europejski Bank Centralny, promując programy oszczędnościowe w krajach południa Europy.
Wkrótce jednak okazało się, że opiera się ona na analizie prostej korelacji między długiem a wzrostem i, co gorsza, autorzy popełnili w badaniu szkolny błąd, myląc komórki w arkuszu Excela. Sprawa stała się głośna, a reputacja dwojga ekonomistów z Harvardu zdecydowanie ucierpiała.
Czego uczy nas ta historia? Po pierwsze, że nie można nigdy wnioskować na podstawie samej korelacji – to, że wyższym poziomom zadłużenia towarzyszy niższy wzrost gospodarczy, samo w sobie nie oznacza, że to dług powoduje osłabienie dynamiki rozwoju. Po drugie, nawet jeśli takową przyczynowość udałoby się odkryć, to zależność ta nie będzie miała charakteru uniwersalnego – nadal będą kraje, w których wpływ długu na wzrost będzie dużo słabszy niż w innych. W ekonomii trudno o uniwersalne prawa.
Nowa Rada Polityki Pieniężnej może stanąć przed pokusą stymulowania wzrostu przez obniżanie kosztu kredytu dla przedsiębiorstw. Bo przecież niski koszt pieniądza generalnie koreluje się z wyższymi stopami inwestycji. Sprawa okazuje się jednak bardziej złożona. Są kraje, gdzie wzrost ograniczany jest brakiem kapitału, i tam to rozumowanie jest właściwe. Są też jednak państwa, gdzie inwestycje nie rosną, choć taniego pieniądza jest pod dostatkiem. Dlaczego?
Bo brakuje okazji do inwestowania, bo regulacje są nieprzyjazne dla biznesu, a państwo jest opresyjne. W takiej sytuacji, przy tanim pieniądzu, rośnie konsumpcja, a nie inwestycje. Tak stało się w Grecji, gdzie inwestycje stały w miejscu, a konsumpcja, w dużej mierze na kredyt, w okresie pierwszych dziesięciu lat członkostwa w strefie euro wzrosła niemal o 40 proc. W Polsce też można się spodziewać, że wpływ kosztu pieniądza na aktywność inwestycyjną jest mniejszy, niż w wielu dyskusjach się przyjmuje. W polityce monetarnej nie ma uniwersalnych regularności. Dogmatyzm w jej prowadzeniu może oznaczać poważne kłopoty.
Jak uniknąć pułapek myślenia w polityce monetarnej? Przede wszystkim potrzebna jest pogłębiona debata o jej kształcie. Jednocześnie warto uciekać od utartych schematów, ale zawsze opierając się na pogłębionej ekspertyzie akademickiej. Dobrze też, aby ludzie za nią odpowiadający cechowali się pokornym patrzeniem na możliwości wyjaśniające ekonomii. Tym samym nowa RPP powinna być pluralistyczna i niezłożona z dogmatyków, ale z ludzi otwartych na argumenty i gotowych na niestandardowe działania. Tego nam wszystkim warto życzyć, bo od jakości polityki monetarnej bezpośrednio zależy zawartość naszych portfeli. �
* Kierownik Katedry Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW, członek Narodowej Rady Rozwoju
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.