Wielkie mity narodowe podlegają przemożnym wpływom bieżących wydarzeń. A Mieszko I, postać bez wątpienia historyczna, jest w polskiej mitologii narodowej wyjątkowy. Wszystko z powodu niemal kompletnego braku źródeł z okresu jego panowania. Jeśli nie liczyć wzmianek w opisach arabskich handlarzy niewolników, kilku zdań w kronikach niemieckich i dokumentów w archiwach papieskich w Rzymie, to większość wiedzy o Mieszku pochodzi z kroniki anonimowego mnicha, zwanego Gallem, który w sto lat po śmierci władcy na polecenie jego potomków spisywał dzieje piastowskiego rodu.
Gall Anonim miał za zadanie legitymizować władzę Bolesława Krzywoustego, który musiał odprawić pokutę po tym, jak oślepił i pozbawił tronu starszego brata Zbigniewa. Większość historyków jest zdania, że pisał to, co mu do zlecenia od władców pasowało. Oznacza to, że Mieszko, historyczny twórca słowiańskiej państwowości między Odrą, Wisłą i Bałtykiem, człowiek, który poprzez swój chrzest wprowadził Polskę w świat chrześcijańskiej cywilizacji łacińskiej, jest wdzięcznym obiektem do snucia rozmaitych, niezwykle ciekawych hipotez, z których każda jest odzwierciedleniem swoich czasów.
Ojciec założyciel
Przeciętnemu Polakowi Mieszko kojarzy się z portretem narysowanym przez Jana Matejkę. Władca z obnażonym mieczem w ręce i krzyżem na piersi jest żywą ilustracją państwotwórczego mitu stworzonego przez Galla Anonima. Wiele z jego elementów składowych potwierdziły późniejsze badania historyczne. Mieszko okazał się nie tylko wojowniczym, ale też przebiegłym władcą. Prowadził skomplikowaną grę dyplomatyczną i nie ograniczał się tylko do regionalnych gier z Czechami, Niemcami, Wieletami i Szwecją. Sięgał też do Rzymu, jako jeden z pierwszych władców Europy oddając swój kraj pod protekcję papieża, żeby uwolnić się od uciążliwej zwierzchności biskupów niemieckich. W czasach Jana Matejki, gdy Polska podzielona była między zaborców, ten punkt widzenia odgrywał ważną rolę. Pokazywał rozbitemu politycznie narodowi znaczenie niezależności, a przede wszystkim wiary katolickiej, wobec której przynajmniej dwaj
zaborcy – prawosławna Rosja i protestanckie Prusy – byli wrogo nastawieni. Pierwszego chrześcijańskiego władcę Polski przedstawiano jako światłego męża stanu, jednoczącego słowiańskie plemiona przeciwko germańskiemu zagrożeniu. Teoria ta okazała się nośna także przy okazji tysiąclecia chrztu Polski. Wtedy pojawił się jednak poważny problem. Łączenie rocznicy powstania państwa, które pod rządami komunistów szczyciło się powrotem do starych, piastowskich granic, z chrześcijaństwem, było trudne do pogodzenia. Element religijny trzeba było ominąć szerokim łukiem, proponując wygodną politycznie teorię o koniunkturalnym charakterze chrztu Mieszka. W tej wersji małżeństwo z Dobrawą było dyplomatycznym wybiegiem, mającym przypieczętować sojusz z Czechami. Znany z rozpustnego trybu życia władca musiał nawet poświęcić swój harem siedmiu nałożnic dla kogoś, o kim praski kronikarz Kosmas pisał: „W wieku podeszłym księcia polskiego poślubiła, zdjęła ze swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co było wielkim kobiecym szaleństwem”.
Władca Polan został więc przedstawiony jako wytrawny gracz, który za nic miał religijne gusła, myślał jednak kategoriami narodu, stawiającego czoła germańskiej nawale. Zupełnie jak rządzący Polską komuniści stawiali czoła niemieckiemu rewizjonizmowi, z którym Kościół ośmielał się kolaborować, wydając słynny pojednawczy list biskupów polskich do biskupów niemieckich. W tym świecie antyniemiecki Mieszko był „nasz”, a Kościół, stający okoniem wobec władzy ludowej, był narzędziem obcej, zachodniej interwencji.
Książę z importu
Na wskroś słowiański Mieszko, wojujący z saksońskim grafem Wichmanem, pustoszącym pogranicze na czele pogańskich Wieletów, czy gromiący margrabiego Hodona pod Cedynią, ma w historiografii konkurenta w postaci Mieszka wikinga, a nawet Mieszka z Moraw. Ten pierwszy pojawił się wraz z nową interpretacją znajdującego się w watykańskich archiwach dokumentu „Dagome Iudex”, dotyczącego poddania się władcy Polan bezpośredniej opiece papieża. Władca miał być właśnie tytułowym „sędzią Dagome”, wikingiem, który na czele bitnej drużyny podbił Polan, tak jak jego rodacy zrobili to z sąsiednimi Rusinami, zakładając dynastię Rurykowiczów.
Ta hipoteza pojawiła się już w XIX w. i miała swoje znaczenie dla ówczesnejpolityki zaborców. Jasno dowodziła, że Polacy nie byli w stanie stworzyć sami swojego państwa i że od zarania dziejów skazani byli na obce, najlepiej germańskie, przywództwo. Podpierano się w tej argumentacji m.in. cytatem z biskupa Thietmara, którego kronika jest jednym z głównych źródeł wiedzy o Mieszku: „Lud jego wymaga pilnowania na podobieństwo bydła i bata na podobieństwo upartego osła”. Badania archeologiczne rozmontowały co prawda tę teorię, pokazując, że choć najemni wikingowie najpewniej walczyli w drużynie Mieszka, nie mieli większego wpływu na jego państwo. Jednak założenie, że Słowianie między Odrą, Wisłą i Bałtykiem nie byli w stanie sami stworzyć dobrze zorganizowanego, agresywnego państwa, które szybko zaczęło odgrywać znaczącą rolę w regionie, nawet dziś wydaje się bardzo atrakcyjne.
Odpryskiem teorii o obcym pochodzeniu Mieszka jest pozbawiona już politycznych skojarzeń hipoteza, według której Mieszko jest potomkiem chrześcijańskiej arystokracji wielkomorawskiej, która uciekła do wielkopolskiej puszczy przed najazdem koczowniczych Madziarów. Dowodem ma być m.in. morawskie pochodzenie nazw ważnych grodów w Poznaniu i Sandomierzu, a także istnienie murowanych kościołów, które mogłyby powstać przed chrztem Mieszka. W tym scenariuszu sam chrzest ma czysto symboliczne znaczenie dla grupki chrześcijan, którzy mają żyć w palatium na ufortyfikowanym Ostrowie Lednickim, dobrze chronieni przed pogańskimi poddanymi. Nie jest to więc geopolityczna decyzja o wielkich cywilizacyjnych konsekwencjach, tylko gest pokazujący powrót spadkobierców wielkomorawskiej potęgi na międzynarodową arenę. To tłumaczyłoby zarówno biegłość, z jaką Mieszko poruszał się w zawiłościach europejskiej dyplomacji, jak i kompletną obojętność wobec nawracania własnych poddanych.
Siła wiary
Dziś Mieszko nie jest już ani tępym rębajłą ani wyrachowanym graczem, cynicznie traktującym Kościół i sprawy wiary. Władca Polan, kimkolwiek by był, jawi się jako człowiek obdarzony łaską religijnego nawrócenia. Ta teoria opiera się na założeniu, że za jego chrztem, wbrew temu, czego uczy się nas w szkołach od pokoleń, nie przemawiają żadne racjonalne przesłanki. W tym scenariuszu chrześcijaństwo nie było Mieszkowi do niczego potrzebne. Niemcy parli na Rzym, a nie na wschód, a przyjęcie chrztu od Czechów nie było żadnym fortelem zmierzającym do ich ogrania, bo czescy duchowni i tak podlegali biskupstwu w niemieckiej Ratyzbonie. Chrześcijaństwo nie umacniało także władzy Mieszka wśród plemion lechickich, bo one były pogańskie i skłonne raczej do buntu przeciw nowej religii niż jej przyjęcia. Nie jest przypadkiem, że gdy syn Mieszka – Bolesław Chrobry, zabrał się na poważnie do chrystianizacji kraju, skończyło się to wielkim pogańskim powstaniem, po którym Kazimierz Odnowiciel musiał użyć najemników z Niemiec i Rusi do przywrócenia porządku.
Co więcej, przyjęcie chrześcijaństwa podcinało także podstawy egzystencji młodego państwa, które żyło z eksportu niewolników do kalifatu kordobańskiego. Pośrednikiem w handlu żywym towarem był stacjonujący w Pradze żydowski kupiec Ibrahim ibn Jakub, autor precyzyjnych zapisków o państwie „Mshqha”, jak go nazywał. Chrześcijański Mieszko nie mógł już handlować ludźmi bez narażania się na anatemę. Skoro więc państwo Polan nic nie miało z chrystianizacji, to po co było się żenić z podstarzałą Dobrawą? Odpowiedź może być tylko jedna: nawrócenie, autentyczne uznanie, że Bóg chrześcijański jest potężniejszy i lepszy niż wszystkie Trygławy, Swarożyce i Peruny razem wzięte.
Historia chrystianizacji Europy zna takie przypadki. Przyjęcie takiej teorii, bo wobec skąpej liczby źródeł pisanych trudno tu o pewnik, ma także swoje polityczne uzasadnienie. Skoro Polska zaczęła się od podjętej pod prąd ówczesnej koniunkturze cywilizacyjnej decyzji i nie tylko przetrwała, ale też rozwinęła się w potężne państwo, to i dziś warto trwać przy wierze, która, jak wiadomo, może przenieść niejedną górę. Nawet, a może szczególnie w świeckiej i coraz bardziej wrogo do nas usposobionej Europie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.