Kto za tym stoi? Calvin Klein, Versace, Kenzo. To oni oraz kilkanaście innych domów mody wypuścili na wybiegi modeli w sandałach założonych na skarpetę. W świecie mody – wielkie poruszenie. Zdjęcia najgorętszej stylizacji tego sezonu błyskawicznie trafiły do pism, reklam i internetu. Poradniki stylu naprędce przygotowały materiały o tym, jak najładniej zestawiać oba akcesoria, a szafiarki i szafiarze wylegli na ulice światowych metropolii, by sfotografować swoje najnowsze kreacje. I tak na naszych oczach pada bodaj ostatni bastion obciachu. Zakładanie skarpetek do sandałów było przecież przez dekady uznawane za synonim wszystkiego, co najgorsze w stroju. Symbol wizualnego i mentalnego zaścianka.
Ten antystyl zawsze lądował w mediach na pierwszym miejscu wszelkich zestawień najbardziej żenujących stylizacji, bo było go najłatwiej rozpoznać i ośmieszyć. Nie tylko w Polsce, ale i na całym cywilizowanym świecie. Dwa i pół roku temu na przykład wygrał w cuglach plebiscyt zorganizowany wśród klientów brytyjskich sklepów Debenhams, zostawiając w tyle m.in. buty na koturnach dla mężczyzn czy popularne kobiece haremki – luźne spodnie z krokiem w kolanie. Wyniki ankiety Debenhamsa są tu o tyle znamienne, że zaledwie rok później nikt się już nie przejmował wynikami ankiety i ten dom towarowy ogłosił, iż sprzedaż skarpet i sandałów wzrosła u niego równo po 68 proc. Choć nie prowadzono szczegółowych statystyk i trudno stwierdzić, czy oba elementy garderoby kupowano łącznie, daje to do myślenia.
Janusze światowej mody
Skąd w ogóle wziął się pomysł, by zakładać coś tak nielogicznego jak skarpetki do sandałów, wymyślonych przecież właśnie po to, by nosić je na gołą stopę? Obrońcy tego duetu egzotycznego przez lata twierdzili, że skarpeta chroni przed nieprzewidywaną zmianą aury i nagłym chłodem oraz przed samymi sandałami, które potrafią zranić stopę. Wskazywali zatem, że ta moda nie jest aż tak nielogiczna, na jaką wygląda. Ich adwersarze zaś sugerowali, że skarpeta ukrywać ma zaniedbane pięty. Po nowinkach z paryskich czy nowojorskich wybiegów szala ewidentnie przechyliła się na stronę tych pierwszych.
Wbrew naszemu przekonaniu o wyjątkowej obciachowości plebejskiej mody w naszym kraju to nie wąsaty Janusz z Polski wylansował nowy trend. Hasło: „Kto ty jesteś? Polak mały, mam skarpety i sandały”, którym opatrywano setki internetowych memów, w tym najsłynniejszy, przedstawiający stojącego przed rzymskim salonem Armaniego turystę z siatką z Biedronki i w wiadomym obuwiu, mogłoby odnosić się również do innych nacji. Brytyjski „The Evening Sun” zauważa na przykład, że skarpety z sandałami to wynalazek Niemców. „China Post” obwinia z kolei Anglików. Opisujący nową modę z ledwo skrywanym przerażeniem Włosi w „La Repubblica” wskazują zaś ogólnie na „zagranicznych turystów”. I tylko my, Polacy, uważamy, że to element naszego narodowego stroju wakacyjnego, choć w angielskiej wersji Wikipedii to właśnie Polska, obok Czech, wspomniana jest jako kraj, gdzie na noszenie skarpet do sandałów patrzy się wyjątkowo wrogo. To wygląda na zmowę Europy – także w dziedzinie mody nie chce nikt uznać kreatywności naszych rodaków. Potwierdzałyby to rozgrywające się w XVIII w. „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk. Wszak Nachman, jeden z ich bohaterów, przybywa do Rohatyna z dalekiej podróży we właśnie takiej, nazwijmy to, stylizacji, budząc zdziwienie wśród swoich pobratymców. „Kiedy już siada do stołu, zdejmuje sandały, zupełnie nieodpowiednie na tę porę roku i podolskie słoty. Chaja wpatruje się teraz w jego duże kościste stopy w jasnych, brudnych skarpetach. Myśli, że te stopy przywędrowały z Salonik, Smyrny i Stambułu, całe jeszcze w macedońskim i wołoskim kurzu” – pisze Tokarczuk. Przy okazji zatem dowiadujemy się, że taka moda była popularna na południu Europy. Zgadzają się z tym historycy ubioru, wskazując, że pierwowzór skarpet, czyli paski materiału, którymi obwijano nogi i stopy, noszono tam do sandałów już co najmniej 2 tys. lat temu. O tym, że skarpetki do sandałów mają kosmopolityczny rodowód, świadczą też sięgające XV w. charakterystyczne tabi, noszone w Japonii do drewnianych sandałów geta.
Upadła ikona
Bez względu na światowość trendu nie wszyscy chcą mu się podporządkować. – To absolutnie nie do zaakceptowania! – grzmi Sam Spector, doradca ds. wizerunku pracujący z aktorami Danielem Radcliffe’em (eks-Harry Potter) i Neilem Patrickiem Harrisem („Tate – mały geniusz”). Co ciekawe, pytanie skierował do niego szacowny „Wall Street Journal”, który sandałom i skarpetkom poświęcił, jak na dziennik dla bankierów przystało, poważną publikację. Jednak już Bruce Willis, Justin Bieber, a nawet David Beckham, było nie było ikona męskiego stylu – z powodu owych skarpetek uważana przez niektórych za upadłą – dali się przekonać. Krytykowani przez konserwatywne (w kwestii mody) media dołączyli do sławnych pań pokroju sióstr Olsen, Rity Ory czy Rihanny, która – jak odnotowały gazety – do dresów i sandałów założyła skarpetki z ulubionym napisem gwiazd show-biznesu, którym jest słowo „bitch” (suka).
Dlaczego skarpetki do sandałów modne są akurat teraz? Po pierwsze, z powodu potrzeby nieustających zmian w modzie. To przecież jej natura. A że zbyt długo ten trend był zakazany, ktoś w końcu zebrał się na odwagę, by go odczarować. Cytowany przez zdezorientowane media projektant luksusowej marki Marni w skarpetkach dostrzegł wręcz „akcesorium, które dodaje strojowi koloru i faktury”.
Jak każda nowinka w modzie i ta nie objawiła się nagle. Fala wzbierała stopniowo, by w końcu przybrać formę tsunami. Pierwsze pomruki były słyszalne już w 2010 r. Takie zestawienia pojawiły się na przykład w kolekcji Miu Miu, czyli młodszej marki Prady. Rok później skarpetki w parze z rzymiankami znalazły się już w męskiej linii Diora. Modni mężczyźni zachowali się wówczas wstrzemięźliwie, ale panie, w tym także Polki, ów trend podchwyciły. „Fuuu! Założyła skarpetki do sandałów” – krzywił się „Fakt”, donosząc o rzekomej wpadce Lidii Popiel, choć dużo wcześniej tabloidy usiłowała przyzwyczaić do takich zestawień ekscentryczna posłanka Nelly Rokita. W kolejnych sezonach takie zestawy pokazali Hermes i Burberry, a niektóre marki butów, na przykład Teva, zaczęły sprzedawać sandały ze skarpetkami w pakiecie. W roku 2015 zaś nieśmiało zaczął je polecać H&M. Wszechobecność tego trendu w tym sezonie nie jest zatem bardzo zaskakująca i świadczy o tym, że od tej mody nie ma już ucieczki. Po drugie, trop prowadzi do męskiej przebieralni. „Wall Street Journal” zauważa, że aż sześciu na 12 zawodników futbolowej drużyny New York Giants potrafiło wyjść i porozmawiać z mediami właśnie w skarpetkach i klapkach. „Nie znam nikogo, kto nie nosiłby skarpet do japonek” – dolał oliwy Brandon Meriweather z National Football League. Cóż, w szatniach nie obowiązuje żaden dress code, dlatego sportowcy, nie tylko piłkarze, noszą się tak, jak im wygodnie. Poza tym współczesna moda, nawet ta najbardziej wysublimowana, inspirowana jest przede wszystkim sportem.
Po trzecie zaś modę nie od dziś fascynuje brzydota. Przerabialiśmy już style „śmieciowe”: punk i grunge. Popularne bywały ubrania celowo zniszczone czy podarte. Była moda na wąsy czy szał na wielkie, bazarowe torby w kratę, u nas znane z targowisk, a w Paryżu w 2007 r. – z wybiegów Louisa Vuittona (uwaga: wracają w przyszłym sezonie!). To, co nieporadne, czasem wręcz biedne, uważane za obciachowe przez elity, prędzej czy później staje się świeże i odkrywcze – czymś kreatorzy mody muszą się inspirować i jakoś muszą prowokować. Wszak sama Coco Chanel, matka współczesnej mody, wylansowała wśród establishmentu wzgardzoną wcześniej sztuczną biżuterię. A prostota jej strojów, które konkurencja określała jako zgrzebne stroje niedożywionych telegrafistek, okazała się ponadczasowa.
Od obciachu do poklasku
Sandały ze skarpetkami to niejedyne nieoczekiwane trendy obecnego sezonu – po okresie dziwactw projektanci mody szukają prostoty
Dresy
Wykpiwane dzianinowe bądź ortalionowe dresy, kojarzone z osiłkami i ich równie mało obytymi dziewczynami, w ostatniej dekadzie zostały uznane za szykowne. Nie tylko do chodzenia na co dzień, bo z powodzeniem zastępują dżinsy i swetry czy nawet marynarki (Eva Longoria podczas pobytu w Polsce pokazała się w dresie i z ozdobną torebką Valentino), ale pojawiały się nawet w modzie wieczorowej. Po tym, jak Rihanna zaczęła zakładać na czerwony dywan sportową bluzę do szpilek, dresowe elementy garderoby stały się nieodłącznym elementem gal i rautów. Dresowe bluzy i spodnie ma dziś każdy szanujący się dom mody; stanowią też główne źródło dochodów polskich marek, a projektują je m.in. Paprocki & Brzozowski, Mariusz Przybylski i Łukasz Jemioł.
Koszulki firmowe
Firmowe czy reklamowe T-shirty, wygrywane w konkursach lub dołączane w promocji do zakupów, do niedawna utożsamiane były z najtańszą odzieżą. Trzy lata temu weszły jednak z przytupem na półki butików. Luksusowa marka Moschino przeżywa renesans dzięki ubraniom i dodatkom inspirowanym logotypami MasterCard, środka czystości Fresh czy czekolad Hershey’s, a jego najbardziej rozchwytywana kolekcja była poświęcona McDonald’s. Marka Vetements, założona przez obecnego szefa domu mody Balenciaga, sprzedaje z kolei T-shirty z logo firmy kurierskiej DHL za 235 euro. W Polsce taka moda ma jednak znacznie dłuższą tradycję. – U schyłku lat 80. Barbara Hoff zaczęła zdobić swoje koszulki i bluzy ogromnym logo Hofflandu, bo ci, którzy je kupowali, ozdabiali je logo Marlboro albo Alitalii. Wszak zagraniczny napis był wtedy kwintesencją szyku – przypomina Aleksandra Boćkowska, autorka książki o modzie PRL „To nie są moje wielbłądy”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.