Rząd Marka Belki poprze tylko koalicja skłonna do rozdawania pieniędzy podatników
Podwyższenie emerytur z tzw. starego portfela, obniżenie podatków dla najbiedniejszych, wreszcie dopłacanie z budżetu do tworzenia nowych miejsc pracy... Kto to mówi? Piotr Ikonowicz na manifestacji pierwszomajowej? Jolanta Banach podczas tajnego zebrania swojej dawnej POP? Nie - to profesor ekonomii Marek Belka. Dlaczego wrócił on do socjalistycznej retoryki, wydawałoby się, zarzuconej w okresie, gdy "nie chciał się kopać z koniem" (dla przypomnienia - ów koń nazywał się Leszek Miller)? Ponieważ SLD, który w sondażach zyskuje poparcie na krawędzi progu wyborczego, trzyma się władzy jak pijany płotu. I nic w tym dziwnego, bo jeśli ten płot puści, przewodnia siła narodu pójdzie w drzazgi. Prezydent Kwaśniewski nie będzie miał dokąd wrócić po zakończeniu kadencji, a opozycja z radością zajmie się tropieniem przekrętów grup trzymających władzę.
Ponad dwa lata temu Belka został wicepremierem i ministrem finansów. Wówczas miał niepowtarzalną okazję uzdrowienia polskiej gospodarki. Wystarczyło się zdecydować na przeprowadzenie reformy finansów publicznych, czyli zredukować wydatki państwa. Pomimo tzw. korzystnego klimatu Belka nie sprostał zadaniu. Ograniczył się do podwyższenia podatków. Teraz przekonuje, że jego rząd dokona cudu: bezboleśnie uzdrowi polską gospodarkę, czyli zmniejszy bezrobocie i naprawi finanse państwa. - Belka to ekonomista technokrata. Idealnie nadaje się do zarządzania zdrową gospodarką, ale nie jest zdolny do przeprowadzenia trudnych reform - ocenia Rafał Antczak, ekspert z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. Rząd Belki w parlamencie może liczyć na wotum zaufania uchwalone przez koalicję strachu, czyli te ugrupowania, które boją się nowych wyborów. Owa większość jest zdolna jedynie do rozdawania pieniędzy wyborcom.
Srebrne usta premiera
Chwiejność programową rządu już widać w wypowiedziach premiera elekta. Nowy rząd rozpoczyna swoją misję pod szczytnym hasłem "połączenia ekonomicznej racjonalności ze społeczną wrażliwością". "Racjonalność ekonomiczna" ma polegać na zrealizowaniu "w ciągu najbliższych dwóch lat horrendalnego wprost, ale wspaniałego zadania (...) - zakontraktowania ponad 80 mld zł na cele modernizacyjne". A to - według premiera - są "potężne pieniądze, które dadzą impuls gospodarce". Tyle że wydanie cudzych 80 mld zł wymaga wygospodarowania 25 mld własnych złotówek oraz dokładania do nich co roku 10 mld zł na składki unijne. Rocznie zatem trze-ba wytrzasnąć kwotę równą 20 mld zł. Skąd je Belka weźmie, skoro nie planuje żadnej reformy finansów publicznych, a zapowiada za to "zmiękczenie planu Hausnera"? "Wrażliwość społeczna" wyraża się w owym zmiękczeniu ("Zmiękczenie to nie znaczy rozmycie" - powiedział Belka, czym zapewnił sobie udział w finale tegorocznego konkursu Srebrne Usta), likwidacji starego portfela emerytalnego, obniżeniu podatków dla najbiedniejszych i zwolnieniu pracodawców z obowiązku płacenia składek ZUS za pracowników nowo zatrudnianych. Jeśli to będzie mało, by "dodać filtr z punktu widzenia potrzeb każdego człowieka", zawsze w odwodzie pozostają deklaracje pochylającej się nad najuboższymi Izabeli Jarugi-Nowackiej - wicepremier bez teki. I dobrze, że bez teki, bo nie mając obciążenia, łatwiej jej będzie "pochylać się z troską".
Profesor kontra premier
"Podatek liniowy mógłby stanowić dobrą osłonę polityczną dla niepopularnych działań. Uważam, że należałoby go wprowadzić, ale tylko jako część większej całości" - mówił były minister finansów Belka w czerw-cu 2003 r. w redakcji "Wprost". Dziś już - jak podkreśla - "nie jest wyznawcą podatku liniowego". Dopuszcza wprawdzie jego wprowadzenie, ale tylko razem z "podatkiem solidarnościowym", który miałby objąć "najlepiej sytuowanych".
Nastawienie nowego premiera do ważnych dla kraju reform widać po jego wypowiedziach na temat przeobrażeń na Słowacji. Pytany, czy nie warto dokonać w Polsce takich reform (wprowadzić podatek liniowy i ujednolicić VAT), które sprawiły, że Słowacja przeszła od liczącego 5 proc. PKB deficytu do nadwyżki budżetowej, Belka stwierdził, "iż jej powodem jest obniżenie i jednoczesne ujednolicenie stawki VAT, co skutkuje wzrostem wpływów do budżetu". Dodał zarazem, że "gdybyśmy się w Polsce zdecydowali na zmianę VAT z 22 proc. i 7 proc. wyłącznie na 19 proc., mielibyśmy rozwiązanych mnóstwo problemów gospodarczych i społecznych". Konia z rzędem temu, kto taką wypowiedź potrafi jednoznacznie zinterpretować.
Lekcja Laffera
Z danych ministerstwa finansów Słowacji wynika, że Belka nie ma racji. Wprowadzenie tam podatku liniowego dało klasyczny efekt Laffera - dochody budżetu wzrosły w ciągu dwóch pierwszych miesięcy tego roku o 8 proc. Podatek liniowy wprowadza się w celu pobudzenia aktywności ludzi, by uzyskać wzrost gospodarczy, zmniejszyć bezrobocie i zwiększyć dochody budżetowe z VAT.
Nadwyżka budżetowa na Słowacji to przede wszystkim efekt wyższych dochodów z VAT, bo ten podatek jest głównym źródłem dochodów budżetowych. W Polsce jest niemal tak samo. Zamiast więc komplikować obecny system dodatkowymi ulgami dla najbiedniejszych, lepiej przeprowadzić reformę PIT, co nie wydaje się zbyt trudne. Trzeba tylko chcieć. Ale Belka nie chce radykalnych reform, a nawet gdyby chciał, nie przeprowadzi ich bez silnego zaplecza politycznego.
Co powie Belka
Marek Belka będzie musiał przekonać do siebie choćby część nie przekonanych. - Aleksander Kwaśniewski doradził mu, aby zaskoczył parlament deklaracjami, że ma już przygotowany projekt ustawy rozwiązującej problemy służby zdrowia - powiedział "Wprost" jeden z najbliższych współpracowników premiera. Z naszych informacji wynika, iż w exposé Belka kilkakrotnie przypomni, że Polska pod rządami SLD i dzięki realizacji jego programu wkroczyła na ścieżkę wzrostu oraz że dzięki owemu wzrostowi poprawia się sytuacja na rynku pracy. Przedstawi prognozę zmniejszenia bezrobocia do 18,5 proc. na koniec roku. - W Ministerstwie Finansów odbyła się dyskusja, jak zdyskontować to, że w kwietniu budżet zamknął się nadwyżką. Jeden z wiceministrów ostrzegał, że nie da się ukryć, iż stało się tak wskutek nieprzekazywania środków do ZUS i że następne miesiące będą dla budżetu bardzo trudne - mówi nasz informator. Ostatecznie ustalono, że w exposé premier pochwali się, że nadwyżkę uzyskano dzięki wzrostowi gospodarczemu. Belka pochwali plan Hausnera jako idący w dobrym kierunku, ale zaakcentuje konieczność nadania mu "ludzkiej twarzy". Na osłodę zapowie oszczędności w wydatkach administracyjnych. Co jeszcze powie, będzie zależeć od tego, czyje głosy uda się kupić Krzysztofowi Janikowi. Prawdopodobne jest pozyskanie części posłów partii Borowskiego (mogą wyrazić poparcie dla Belki, nie przychodząc na głosowanie) i PSL (wtedy w exposé znajdą się fragmenty prochłopskie).
Skazani na dryf
Piętnaście lat temu zbawca partii i narodu Czesław Kiszczak też formował rząd fachowców. Tyle że miał dość godności, by zamiast sejmowego exposé powiedzieć: "Utraciliśmy mandat społecznego zaufania, niech rządy przejmą inni". Belka nie stworzył rządu fachowców, to rząd prezydenta i SLD.
Zapleczem tej ekipy będzie skompromitowany dwuletnimi rządami klub SLD, wsparty kołem Unii Pracy, klubem Romana Jagielińskiego i nie określoną liczbą posłów, których parlamentarna wiedza ogranicza się do umiejętności trafiania do sejmowego bufetu. - Program rządu Belki będzie się zmieniał w zależności od tego, kto go będzie aktualnie popierał. To rząd, który może tylko trwać - komentuje Zyta Gilowska, posłanka PO. Wraz z nim, niestety, będzie musiała trwać, czyli dryfować, polska gospodarka.
Ponad dwa lata temu Belka został wicepremierem i ministrem finansów. Wówczas miał niepowtarzalną okazję uzdrowienia polskiej gospodarki. Wystarczyło się zdecydować na przeprowadzenie reformy finansów publicznych, czyli zredukować wydatki państwa. Pomimo tzw. korzystnego klimatu Belka nie sprostał zadaniu. Ograniczył się do podwyższenia podatków. Teraz przekonuje, że jego rząd dokona cudu: bezboleśnie uzdrowi polską gospodarkę, czyli zmniejszy bezrobocie i naprawi finanse państwa. - Belka to ekonomista technokrata. Idealnie nadaje się do zarządzania zdrową gospodarką, ale nie jest zdolny do przeprowadzenia trudnych reform - ocenia Rafał Antczak, ekspert z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. Rząd Belki w parlamencie może liczyć na wotum zaufania uchwalone przez koalicję strachu, czyli te ugrupowania, które boją się nowych wyborów. Owa większość jest zdolna jedynie do rozdawania pieniędzy wyborcom.
Srebrne usta premiera
Chwiejność programową rządu już widać w wypowiedziach premiera elekta. Nowy rząd rozpoczyna swoją misję pod szczytnym hasłem "połączenia ekonomicznej racjonalności ze społeczną wrażliwością". "Racjonalność ekonomiczna" ma polegać na zrealizowaniu "w ciągu najbliższych dwóch lat horrendalnego wprost, ale wspaniałego zadania (...) - zakontraktowania ponad 80 mld zł na cele modernizacyjne". A to - według premiera - są "potężne pieniądze, które dadzą impuls gospodarce". Tyle że wydanie cudzych 80 mld zł wymaga wygospodarowania 25 mld własnych złotówek oraz dokładania do nich co roku 10 mld zł na składki unijne. Rocznie zatem trze-ba wytrzasnąć kwotę równą 20 mld zł. Skąd je Belka weźmie, skoro nie planuje żadnej reformy finansów publicznych, a zapowiada za to "zmiękczenie planu Hausnera"? "Wrażliwość społeczna" wyraża się w owym zmiękczeniu ("Zmiękczenie to nie znaczy rozmycie" - powiedział Belka, czym zapewnił sobie udział w finale tegorocznego konkursu Srebrne Usta), likwidacji starego portfela emerytalnego, obniżeniu podatków dla najbiedniejszych i zwolnieniu pracodawców z obowiązku płacenia składek ZUS za pracowników nowo zatrudnianych. Jeśli to będzie mało, by "dodać filtr z punktu widzenia potrzeb każdego człowieka", zawsze w odwodzie pozostają deklaracje pochylającej się nad najuboższymi Izabeli Jarugi-Nowackiej - wicepremier bez teki. I dobrze, że bez teki, bo nie mając obciążenia, łatwiej jej będzie "pochylać się z troską".
Profesor kontra premier
"Podatek liniowy mógłby stanowić dobrą osłonę polityczną dla niepopularnych działań. Uważam, że należałoby go wprowadzić, ale tylko jako część większej całości" - mówił były minister finansów Belka w czerw-cu 2003 r. w redakcji "Wprost". Dziś już - jak podkreśla - "nie jest wyznawcą podatku liniowego". Dopuszcza wprawdzie jego wprowadzenie, ale tylko razem z "podatkiem solidarnościowym", który miałby objąć "najlepiej sytuowanych".
Nastawienie nowego premiera do ważnych dla kraju reform widać po jego wypowiedziach na temat przeobrażeń na Słowacji. Pytany, czy nie warto dokonać w Polsce takich reform (wprowadzić podatek liniowy i ujednolicić VAT), które sprawiły, że Słowacja przeszła od liczącego 5 proc. PKB deficytu do nadwyżki budżetowej, Belka stwierdził, "iż jej powodem jest obniżenie i jednoczesne ujednolicenie stawki VAT, co skutkuje wzrostem wpływów do budżetu". Dodał zarazem, że "gdybyśmy się w Polsce zdecydowali na zmianę VAT z 22 proc. i 7 proc. wyłącznie na 19 proc., mielibyśmy rozwiązanych mnóstwo problemów gospodarczych i społecznych". Konia z rzędem temu, kto taką wypowiedź potrafi jednoznacznie zinterpretować.
Lekcja Laffera
Z danych ministerstwa finansów Słowacji wynika, że Belka nie ma racji. Wprowadzenie tam podatku liniowego dało klasyczny efekt Laffera - dochody budżetu wzrosły w ciągu dwóch pierwszych miesięcy tego roku o 8 proc. Podatek liniowy wprowadza się w celu pobudzenia aktywności ludzi, by uzyskać wzrost gospodarczy, zmniejszyć bezrobocie i zwiększyć dochody budżetowe z VAT.
Nadwyżka budżetowa na Słowacji to przede wszystkim efekt wyższych dochodów z VAT, bo ten podatek jest głównym źródłem dochodów budżetowych. W Polsce jest niemal tak samo. Zamiast więc komplikować obecny system dodatkowymi ulgami dla najbiedniejszych, lepiej przeprowadzić reformę PIT, co nie wydaje się zbyt trudne. Trzeba tylko chcieć. Ale Belka nie chce radykalnych reform, a nawet gdyby chciał, nie przeprowadzi ich bez silnego zaplecza politycznego.
Co powie Belka
Marek Belka będzie musiał przekonać do siebie choćby część nie przekonanych. - Aleksander Kwaśniewski doradził mu, aby zaskoczył parlament deklaracjami, że ma już przygotowany projekt ustawy rozwiązującej problemy służby zdrowia - powiedział "Wprost" jeden z najbliższych współpracowników premiera. Z naszych informacji wynika, iż w exposé Belka kilkakrotnie przypomni, że Polska pod rządami SLD i dzięki realizacji jego programu wkroczyła na ścieżkę wzrostu oraz że dzięki owemu wzrostowi poprawia się sytuacja na rynku pracy. Przedstawi prognozę zmniejszenia bezrobocia do 18,5 proc. na koniec roku. - W Ministerstwie Finansów odbyła się dyskusja, jak zdyskontować to, że w kwietniu budżet zamknął się nadwyżką. Jeden z wiceministrów ostrzegał, że nie da się ukryć, iż stało się tak wskutek nieprzekazywania środków do ZUS i że następne miesiące będą dla budżetu bardzo trudne - mówi nasz informator. Ostatecznie ustalono, że w exposé premier pochwali się, że nadwyżkę uzyskano dzięki wzrostowi gospodarczemu. Belka pochwali plan Hausnera jako idący w dobrym kierunku, ale zaakcentuje konieczność nadania mu "ludzkiej twarzy". Na osłodę zapowie oszczędności w wydatkach administracyjnych. Co jeszcze powie, będzie zależeć od tego, czyje głosy uda się kupić Krzysztofowi Janikowi. Prawdopodobne jest pozyskanie części posłów partii Borowskiego (mogą wyrazić poparcie dla Belki, nie przychodząc na głosowanie) i PSL (wtedy w exposé znajdą się fragmenty prochłopskie).
Skazani na dryf
Piętnaście lat temu zbawca partii i narodu Czesław Kiszczak też formował rząd fachowców. Tyle że miał dość godności, by zamiast sejmowego exposé powiedzieć: "Utraciliśmy mandat społecznego zaufania, niech rządy przejmą inni". Belka nie stworzył rządu fachowców, to rząd prezydenta i SLD.
Zapleczem tej ekipy będzie skompromitowany dwuletnimi rządami klub SLD, wsparty kołem Unii Pracy, klubem Romana Jagielińskiego i nie określoną liczbą posłów, których parlamentarna wiedza ogranicza się do umiejętności trafiania do sejmowego bufetu. - Program rządu Belki będzie się zmieniał w zależności od tego, kto go będzie aktualnie popierał. To rząd, który może tylko trwać - komentuje Zyta Gilowska, posłanka PO. Wraz z nim, niestety, będzie musiała trwać, czyli dryfować, polska gospodarka.
Więcej możesz przeczytać w 20/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.